Patryk Płokita - Marsz Dziwności w Lublinie, sceny jak ze Stanu Wojennego, relacja

Pewien październikowy poniedziałek 2018 roku. Czas opisywanych wydarzeń to wczesne popołudnie. Autor nie spodziewał się, że stanie się obserwatorem nadchodzących wydarzeń. Podczas odbywanej zmiany w pracy słyszy, cytując: „Cała polska śpiewa z nami, wypierd*alać z pedałami.” Marsz „dziwności” wkracza na Krakowskie Przedmieście (dokładnie jest to główna ulica na lubelskim deptaku). W owym miejscu znajdują sie knajpy, puby i restauracje. Wieczorami bawią się młodzi ludzie. Znajduje się tu też apteka i sklepy z ciuchami.

Przed tytułowym marszem stoją policjanci. Autor tekstu zaobserwował w dużej ilości białe kaski. Oprócz tego widoczni funkcjonariusze uzbrojeni w gumowe pały. Za nimi w oddali widoczny niebieski wóz pancerny z armatką wodną. Za kordonem niebiesko-granatowych mundurów stoją uczestnicy „marszu dziwności”. Między Bramą Krakowską a Krakowskim Przedmieściem słychać odmawiane modlitwy. Zebrali się katolicy, aby pomodlić się za „sodomitów”. Oprócz tego widać zebranych kibiców Motoru, ludzi z koszulkami narodowymi i patriotycznymi. Zbiera się kontrmanifestacja na Krakowskie Przedmieście. Ponadto, w zebranej kontrze zauważyć można starszych ludzi pamiętających „czasy komuny”. Wyżej wymienieni stoją i nie pozwalają przejść „tęczowym”.

Dochodzi do użycia siły. Te sceny były jak z Radomskiego Czerwca ‘76 czy Stanu Wojennego. Pierwsze dwa skojarzenia przychodzą tutaj autorowi do głowy w tamtej chwili, gdy widzi to, co zaczyna się dziać. Rodzinne opowieści, ojca czy dziadka, jak funkcjonariusze „pałują ludzi”. Podobne skojarzenia mieli starsi uczestnicy kontrmanifestacji i „gapiowie”. Słychać określenia z ich ust „przecież to jak w Stanie Wojennym traktują ludzi!”. Autor tego tekstu osobiście widział nastolatka, któremu łuk brwiowy spływał po twarzy. Skąd takie obrażenia? Strzał gumową kulą? Trafił granat hukowy? Poleciał zamach policyjną pałą?... Dwaj koledzy podtrzymują ofiarę represji, żeby mógł przejść dalej do tyłu. Kierują się w stronę Placu Litewskiego. Nadchodzi w tym momencie ewolucja kontrolowanego chaosu w stronę odczuwalnej anarchii.

Psychologia tłumu bierze górę, kiedy spadają pociski z gazem łzawiącym i granaty hukowe. Uczestnicy kontrmanifestacji jak jeden organizm przemieszczają się do tyłu. Słychać okrzyki „ZOMO!”, „Prowokacja!”. Widać dezorganizację i rozproszenie pośród zebranego tłumu. Nastaje pustka na Krakowskim Przedmieściu, przez krótką chwilę… Wkraczają tęczowe flagi, słychać hasła „precz z faszyzmem”, a wokół nich służby mundurowe w białych kaskach. Bardzo wymowny widok i wymowne hasła ociekające hipokryzją „gumowej pały”. Oprócz tego autor odniósł wrażenie, że ludzie biorący udział w marszu nie pochodzili lub nie mieszkali w Lublinie. Ponadto zauważalna była nowa generacja młodzieży z „tęczowymi torebkami”.

Na sam koniec tej mini relacji, autor chciałby dodać ważną informację. Podczas jego powrotu na rowerze do domu, około godziny szesnastej, widział autokar tzw. „starego PKSu”. Wypełniony on był policjantami w białych kaskach. Przypadek? Ich liczba wahała się w liczbie około sześćdziesięciu osób. (Opisywane zdarzenie miało dokładnie miejsce przy współczesnej ścieżce rowerowej, mniej więcej między lubelskim budynkiem teatru, a głównym wydziałem KULu). Zaintrygowało to człowieka piszącego ten tekst. Powstało pytanie: „czyżby sprowadzano policjantów spoza Lublina, aby opanować sytuację?” Pytanie autor pozostawia tutaj czytelnikowi. A w telewizji typu TVN dziennikarze relacjonowali, że podczas tego marszu był podobno spokój. Rozwalony łuk brwiowy młodego chłopaka? Użyty gaz łzawiący? Granaty hukowe? Armatka wodna „sika” w ludzi? Na dobrą sprawę, tylko lubelskie studenckie radio nadało, że doszło do kontrmanifestacji i jej pacyfikacji.

 

Patryk Płokita