Grzegorz Ćwik - Alfie Evans: czy to już naprawdę zmierzch naszych czasów?

Nasza cywilizacja jako taka jest w odwrocie i przegrywa na każdej płaszczyźnie. Wiemy to, mamy też świadomość z czego wynika jej upadek, jednak trzeba czasem wstrząsu, aby zrozumieć ogrom zniszczeń  poczynionych w naszej mentalności i tożsamości. Takim wstrząsem może być na przykład wydarzenie, które w swej formie jak i treści stanowi całkowite zaprzeczenie najbardziej elementarnych i fundamentalnych wartości na jakich zbudowano Europę. Nie chodzi mi o wydarzenia, które można krytykować z perspektywy narodowej, nacjonalistycznej czy innej warunkowanej ideologicznie. Mam tu na myśli wstrząsy, które świadczą przede wszystkim o totalnej dehumanizacji. Myślę o kwestiach, które nie zahaczają już o sferę różnicy poglądów, opinii czy wierzeń. Myślę tu o tym, co podważa jakikolwiek sens naszej egzystencji.

Myślę o przypadku Alfie Evansa

Z pewnością większość z czytelników Szturmu słyszała o tym 2-letnim chłopcu z Wielkiej Brytanii. Tak więc tylko kilka zdań poświęcę na rekapitulację sytuacji. Alfie Evans jakiś czas temu zachorował a jego rodzice zaprowadzili go do szpitala. Okazało się, że cierpi na postępującą chorobę neurologiczną, która powoli wyniszcza jego mózg i komórki nerwowe. Do dziś nie udało się stwierdzić jaka to dokładnie jednostka chorobowa, wiemy tylko, że jest to schorzenie neurodestrukcyjne. Pomimo poważnego stanu w jakim jest obecnie chłopiec, nie jest on w stanie paliatywnym, co sugerują niektóre media. Cały czas trwają próby zdiagnozowania choroby, na jaką zachorował Alfie i znalezienia możliwości na spowolnienie postępów jej. Niestety tu pojawia się najbardziej przerażający element historii – brytyjski wymiar sprawiedliwości. Sprawą chłopca bowiem zajął się brytyjski sąd, który nakazał ni mniej ni więcej tylko odłączyć chłopca od aparatury podtrzymującej życie, zakazał go nawet odżywiać, jednym słowem uznał za wykluczone wszelkie czynności ratujące jego życie. W sprawę włączyło się państwo włoskie i Watykan. Mały Alfie w trybie natychmiastowym otrzymał włoskie obywatelstwo a 3 szpitale z Włoch zaoferowały, że przyjmą go i podejmą się leczenia. Na obecną chwilę (piszę te słowa późną nocą 25 kwietnia) wiemy, że sąd nie zgodził się i podtrzymał swój wcześniejszy wyrok śmierci.

Ktoś się oburza na moje stwierdzenie? „Wyrok śmierci”? Tym właśnie bowiem jest decyzja brytyjskiego sędziego. Warto kilka słów wspomnieć zresztą o tym człowieku. Justice Hayden, bo tak ów jegomość się nazywa, to postać, o której można powiedzieć dużo, ale na pewno nie to, że jest obiektywny i bezstronny w kwestiach światopoglądowych. Przede wszystkim to publicznie zdeklarowany zwolennik aborcji, eutanazji a przede wszystkim środowisk homoseksualnych. Hayden angażował się w przeszłości w walkę o prawo do adopcji dzieci przez homoseksualistów. Napisał nawet podręcznik tego jak ubiegać się o adopcję dzieci w wypadku związków jednopłciowych. Wyrok w sprawie chłopca to nie pierwszy kontrowersyjny werdykt w karierze tego człowieka. W przeszłości zdarzyło mu się między innymi odebrać prawa rodzicielskie kobiecie, która nie chciała wychowywać swojego syna jako dziewczynki, ten bowiem uważał, że jest płci żeńskiej.

Ideologiczny i moralny nowotwór opanował bez większego problemu wymiar sprawiedliwości. To świadczy o tym, że gniją już korzenie naszej cywilizacji. Obrońcy decyzji sędziego podnoszą argumenty, że przecież i tak mózg Alfiego już jest de facto martwy. Najważniejsze pytanie to czy coś to zmienia w kontekście tego, że to cały czas żywy człowiek? Że jest to bezbronne dziecko, któremu należy się najtroskliwsza opieka medyczna? Oczywiście nie. W zamian tego jednak państwo brytyjskie odłączyło mu tlen, wodę, nie zgadza się nawet na podawanie mu pokarmu (sic!). Po drugie sprawa z medycznego punktu widzenia nie jest taka jasna. Sama choroba, na jaką cierpi chłopiec cały czas nie jest zdiagnozowana, tak więc wyrokowanie co do jego perspektyw medycznych jest dość wątpliwe. Wreszcie warto pamiętać o jednym. Ludzki mózg jest najsłabiej poznanym przez naukę ludzkim organem. Znamy wypadki dzieci, które urodziły się z samym pniem mózgu, nie posiadając 95% tego organu (wada wrodzona). Mimo to nie umarły ani nie znajdują się w stanie paliatywnym - przeciwnie, uśmiechają się, ruszają, żywo reagują, wręcz zaczynają wypowiadać pierwsze słowa. Znamy także wypadki weteranów wojennych, którzy w wyniku ran czaszki tracili część tkanki mózgowej. Okazywało się, że zadania utraconych obszarów przejmowały inne. Oczywiście nie twierdzę, że taka cudowna sytuacja będzie miała miejsce i w tym przypadku. Jednak z dużą dozą nieufności podchodzić trzeba do “pewnych” i “niepodważalnych” twierdzeń dotyczących rozwoju stanu zdrowia Alfiego.

Jednak nawet jeśli okazałoby się, że choroba faktycznie powoduje takie straty w mózgu i całym układzie nerwowym - to czy to świadczy, że mamy zagłodzić i celowo doprowadzić do śmierci tego chłopca? Oczywiście nie! Istotą medycyny jest bowiem ratowanie życia a nie zabijanie. Wynika to nie z jakichś sztucznych zasad, jakie narzucamy tej dziedzinie. Wynika to z najbardziej podstawowych zasad dobrze rozumianego humanitaryzmu i człowieczeństwa. Właśnie to, że jesteśmy ludźmi, białymi Europejczykami nakazuje nam walczyć o życie i zdrowie tego chłopca. To nasz obowiązek jako ludzi, to nasza cywilizacyjna i kulturowa powinność.

A o co chodzi zwolennikom jak najszybszego doprowadzenia do jego śmierci? Może to ja przesadzam i ludziom (?) tym także zależy na jego dobru? Bynajmniej. Abstrahuję tu całkowicie od pojawiających się teorii spiskowych na temat szczepień, eksperymentów etc. To raczej medialne podbijanie tematu na zasadzie wtórnej sensacji. Tymczasem motywacja zwolenników decyzji brytyjskiego sędziego jest dużo bardziej złożona. Chodzi tu o stworzenie swoistej furtki, precedensu. Tak przecież działa cała lewica i liberałowie po 1945 roku - zaczynać od skrajnych, pojedynczych wypadków, by mieć argumenty do realizacji projektów o dużo szerszym zakresie. W tym wypadku chodzi moim zdaniem o 2 kwestie: aborcję i eutanazję. Jeśli bowiem uznamy, że można wbrew woli samych rodziców skazać dziecko na eutanazję, czyli po prostu śmierć, to daje na przyszłość perspektywę rozciągnięcia na dużo większą ilość przypadków. Tym bardziej, że angielskie sądownictwo opiera się w dużej mierze na zasadzie precedensu.

Dziecko jako takie, zwłaszcza w tym wypadku, stanowi ex definitione istotę niewinną, czystą i bezbronną. Wiedzą to nasi wrogowie. I dlatego tak ohydnie chcą zbrukać tą świętość. Wiedzą bowiem doskonale, że jeśli uda im się to w tym wypadku, to w przyszłości będą w stanie zrobić to już w każdym innym. Bo jeśli wyśle się tak jasny komunikat - nawet (a może: zwłaszcza?) 2-letnie, chore dziecko nie stanowi dla nas wystarczającej bariery do promowania dehumanizacji, to takich barier już po prostu nie ma.

Ma to też znaczenia w kontekście dyskusji o aborcji. Bo skoro taką spóźnioną aborcję stosować można nawet 2 lata po urodzeniu dziecka, to tym bardziej przed. Argumenty zwolenników - rzekoma troska o dziecko, chęć oszczędzenia mu cierpień - nie pozostawiają złudzeń, że sprawa Evansa to pokłosie trwającej od wielu lat dyskusji aborcyjnej.

Pytanie jakie zadać trzeba, to czy w ogóle chcemy dopuścić do sytuacji, w której sądy wyrokują w takich sprawach? To odebranie człowiekowi jakiejkolwiek podmiotowości i prawnego uznania jego człowieczeństwa. W tym układzie stajemy się po prostu kolejnymi trybami tego systemu, które w określonych sytuacjach można zwyczajnie usunąć.

Nasza ludzka cywilizacja istnieje, wedle różnych opinii naukowców, 12-14 tysięcy lat. Czy naprawdę po takim okresie tworzenia całego światowego dziedzictwa wszystko na co stać Zachód to wyrok zdegenerowanego sędziego, aby chore dziecko skazać na śmierć? Jeśli byłaby to racja, to oczywiście stanowiłoby to dowód na wejście w ostatnią fazę dekonstrukcji cywilizacji europejskiej. A cywilizacja to ponadpokoleniowa walka o rozwój. O cywilizacji możemy mówić, gdy jedno pokolenie sadzi drzewa, w cieniu których nigdy nie będzie wypoczywać. Jednym zdaniem - cywilizacja następuje wtedy, gdy najważniejszym zadaniem jest bezustanny rozwój swoich mocy duchowych, pokoleniowych, materialnych, etycznych i moralnych. Decyzja brytyjskiego sędziego to unieważnienie tego wszystkiego, całego naszego dorobku. To w gruncie rzeczy całkowita dekonstrukcja cywilizacyjna.

To także niszczenie jakichkolwiek społecznych i narodowych umocowań jednostki w zbiorowościach, w jakich występuje. Niszczone jest poczucie jakkolwiek tożsamości z Narodem, społeczeństwem, jakakolwiek świadomość przynależności do tych struktur. Bo jeśli człowiek ma świadomość, że w każdej chwili może po prostu zapaść wyrok i jego życie zostanie uznane za niewarte przedłużania, to i cywilizacyjny kulturalizm traci sens, i jakiekolwiek identyfikowanie się z wartościami wyższego rzędu. Rodzina, Naród - to w takim układzie traci jakikolwiek sens dla człowieka, skoro ma się świadomość, że jest się w tym bezdusznym systemie tylko jednym z wielu mechanicznych, pozbawionych osobowości elementów. Co więcej - elementów jak najbardziej usuwalnych.

Jak w ogóle po czymś takim można realizować jakąkolwiek politykę narodową, społeczną, etc. jeśli przyznamy, że każdy człowiek ex definitone może być usunięty i zabity, ergo jego wartość jest żadna? Po co więc troszczyć się o Naród, który składa się z ludzi, których traktujemy od początku jako możliwych do całkowitego zniszczenia, i to na drodze sądowej? Jak przekonać społeczeństwo, że ma sens polityka prorodzinna, jeśli jednocześnie dajemy otwartą furtkę dla możliwości zabicia każdego człowieka?

Na koniec dodać można, że Alfie Evans miał pecha strasznego co do szpitala - miejsce to znane jest z wielu afer medycznych, między innymi z nielegalnego handlu i wykorzystywania organów zmarłych tam dzieci, co miało miejsce bez wiedzy ich rodziców, a często wręcz wbrew ich woli. W sprawach tych zapadło wiele wyroków skazujących, rodzice otrzymywali od szpitala wysokie odszkodowania.

We wstępie zapytałem czy sprawa Alfie Evansa oznacza, że jesteśmy świadkami początku końca naszych czasów? Sądzę, że tak. Daleki jednak jestem od defetyzmu czy fatalizmu. Znany nam świat się kończy, tak jak kończy się prędzej czy później każda epoka. Po okresie kiedy jej moc znajduje się w zenicie, przychodzi powolny upadek i ostateczna degeneracja. Sądzę, że właśnie to teraz obserwujemy. Jak mawia klasyk - Zachód jest martwy, tylko jeszcze o tym nie wie. Jestem ostatnim, który postulował będzie ratowanie tego świata. To i bezcelowe i pozbawione sensu dziejowego. Jednak na gruzach i popiołach tego co umiera na naszych oczach, musimy wybudować nowy świat. Świat pozbawiony liberalizmu, marksizmu kulturowego, które w ostateczności doprowadzają do sytuacji, gdzie sędzia wydaje wyrok śmierci na 2-letnie dziecko, którego jedyną przewiną jest to, że choruje. Sprawę tą ciężko oceniać i analizować bez emocji. I słusznie, nie próbujmy tego robić! To, że czujemy tak silne wzburzenie w tej sprawie oznacza, że pozostaliśmy ludźmi, że dziedzictwo naszych przodków żyje w nas, a my sami będziemy w stanie zbudować nowy ład. Są sytuacje, w których szukanie niuansów, usprawiedliwień, “prawdy leżącej pośrodku” jest zupełnie niewskazane, a wręcz zgubne. Przypadek Alfiego Evansa jest taką właśnie sytuacją.

Nie wiem jak potoczą się jego losy, choć po cichu mam nadzieję, że jednak uda się uratować tego zucha i jego rodzice choć trochę odetchną.
Wiem jednak o czym świadczy jego przypadek.
Tu nie chodzi już tylko o samego Alfiego i jego rodziców.
Nie chodzi o ideologie, światopoglądy, choć te nadal są bardzo ważne.
Nawet nie chodzi o Zachód, bo ten ewidentnie musi spłonąć, by niczym feniks powstać na nowo z popiołów.
Tu nade wszystko chodzi o elementarne człowieczeństwo.

Grzegorz Ćwik

ps. Niestety, już po napisaniu niniejszego tekstu przyszła smutna wiadomość. 28 kwietnia w nocy zmarł mały Alfie. Nie udało się go uratować, a sędziowie, urzędnicy, liberałowie i inni zbrodniarze mogą ogłosić swój sukces. Informacja ta w niczym nie zmienia oczywiście powyższych wywodów. Sądzę, że tym bardziej są one prawdziwe, aktualne i nolens volens przerażające. Europa dogorywa powoli a w swej pustce nie znajdzie już nic ożywczego. To my musimy na jej gruzach stworzyć nowy dom dla naszych dzieci.