Relacja z: Asgardsrei 2017

Jako redakcja "Szturmu" jesteśmy od dawna zdania, iż korzystnym dla nacjonalizmu jest zdobywanie kolejnych przyczółków w raczej zdominowanej przez naszych wrogów, kulturze masowej. Nie inaczej jest z bardzo popularną muzyką metalową i rockową, dlatego tym bardziej cieszymy się za każdym razem, gdy słyszymy o powołaniu jakiejś nacjonalistycznej inicjatywy w tym klimacie. Nasz anonimowy korespondent wziął przed właściwie dwoma tygodniami udział w kolejnej już edycji festiwalu muzyki NSBM (a więc skierowanej dla nacjonalistów raczej preferujących ciężkie, black metalowe brzmienia) i podzielił się z nami relacją z tego jakże zacnego wydarzenia.

===

16 grudnia o godzinie 16:00, w Kijowie odbył się Black Metalowy koncert Asgardsrei. Wydarzenie to miało miejsce w klubie Sentrum, kilka minut drogi od Majdanu. Po przybyciu pod klub zaskoczyła mnie ogromna liczba innych nacjonalistów oczekujących na wejście oraz... zabawny kształt synagogi po drugiej stronie ulicy. Gdy wszedłem do środka, ukraiński Burshtyn właśnie rozpoczynał koncert - zagrali swoje największe klasyki z czasów "Dub Buk". Przywitało mnie świetne wykonanie "Idu Na Wy", następnie spora grupa osób ruszyła do pogo przy dźwiękach "Slava Ukraini". Nagłośnienie i efekty w tle były najwyższej jakości. Koncert Burshtynu uważam za najbardziej udany. W przerwie między następnym występem odwiedziłem stoisko z ubraniami i gadżetami. Początkowo spory wybór z biegiem czasu trwania koncertu coraz bardziej się kurczył z racji liczby gości: +1200 osób. Jako druga wystąpiła grupa Naer Mataron, z którą zetknąłem się po raz pierwszy i zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Zagrali solidnie, kilka razy porywając ludzi do pogo. Po wystepie Greków oczekując na M8l8th, zintegrowałem się z ludźmi - wszak nacjonaliści i pasjonaci muzyki NSBM zjechali się tam z całego świata. Poznałem wiele osób z Niemiec, Słowacji, Czech, Francji, Wielkiej Brytanii, Polski, Austrii, Portugalii, a nawet z RPA. M8l8th jak na jedną z głównych atrakcji wieczoru, nie zawiódł publiczności. Po doskonale wykonanym intrze odegrał swoje najlepsze pozycje.Tak jak i wcześniej wśród tłumu powiewały różne flagi - serbskie, białoruskie i nie tylko. Poźniej przyszedł czas na Peste Noire i choć nie jestem wielkim fanem tej formacji, to spodobał mi się ich koncert, cały spędziłem pod sceną słuchając muzyki Francuzów. Niestety, pominąłem praktycznie cały występ Absurdu gdyż na wieść że lokalne grupy szmaciarzy z Antify biegają niedaleko klubu, udałem się wraz z grupą znajomych na mały rekonesans. Pomimo to - sądząc po opiniach ludzi, z którymi rozmawiałem po powrocie - jestem pewien, że ich koncert można śmiało nazwać esencją całego, świetnego klimatu Asgardsrei. Nie udało nam znaleźć tchórzliwych lewaczków, więc powróciliśmy na ostatni z występów. Finowie z Goatmoon oczywiście nie zawiedli, na ten koncert czekałem właściwie cały wieczór. Moim zdaniem to drugi najbardziej udany występ zaraz po Burshtynie. Około godziny 24 impreza się zakończyła.