Jan Sobański - Narodowy socjalizm w Polsce – współczesna alternatywa i przedwojenne tradycje

Geneza mojego artykułu nie jest raczej skomplikowana – zostałem bowiem w tym temacie wywołany do tablicy przez administrację portalu narodowcy.net. Jakiś czas temu ukazał się na tej stronie – notabene cenionej przeze mnie jako medium pozwalające wypowiedzieć się młodym ludziom, których ideały raczej wyłamują się mocno poza orbitę mediów mainstreamowych w III RP – dość mało rzetelny artykuł. Jego autor – T. Cynkier – starał się w nim udowodnić, że socjalizmu nie można, tudzież nie powinno się łączyć z nacjonalizmem, że są ze sobą sprzeczne. Ja natomiast zdecydowałem się przedstawić zupełnie odwrotne stanowisko, jakie reprezentuję prywatnie, bowiem chciałbym, by dotarło ono do szerszego grona. Jeszcze krótkim słowem wstępu - redaktorem miesięcznika "Szturm" pozostaje od dłuższego czasu, jednak dzisiaj po raz pierwszy publikuję w nim pod swoim właściwym, pozbawionym pseudonimów nazwiskiem. Motywuję to chęcią uczynienia tego artykułu bardziej autentyczną i godną polemiką dla kolegi Cynkiera, jak i również faktem, że "Szturm" w toku wydarzeń ostatnich kilku miesięcy, przestaje być już internetowym, "podziemnym" periodykiem i być może wkrótce będzie nam dane toczyć polemiki także z redakcjami mainstreamowych szmatławców, a nie jedynie w obrębie środowiska nacjonalistycznego.

Nacjonalista = Socjalista

Na tegorocznym Marszu Niepodległości faktycznie można było usłyszeć, bądź zauważyć wiele haseł o wydźwięku antykapitalistycznym. Autor tekstu, z którym postaram się polemizować, wyraża o tym fakcie opinię negatywną, stwierdzając, że nie ma to nic wspólnego ze świętem niepodległości. Ja jestem zdania zgoła przeciwnego – otóż poglądy antykapitalistyczne mają to wspólnego ze świętem niepodległości, że są to po prostu poglądy polskiej pełnej niepodległości się domagające. Tragedią kolejnych MN-ów jest to, że ich rewolucyjny i anty-mainstreamowy charakter wraz ze zwycięstwem wyborczym Prawa i Sprawiedliwości, został wymieniony na grzeczny, państwowy patriotyzm – czynią z samego wydarzenia szopkę, na której raz do roku groźni narodowcy mogą sobie pokrzyczeć bzdurne hasła o obalania komunizmu, czy w nieco mniej wysublimowany sposób o aktach seksualnych z UPA i Stepanem Banderą. Jakkolwiek by te hasła groźnie nie brzmiały, jak bardzo A. Michnik by się nie zapluł, starając się potępić "faszyzm" na ulicach Warszawy – to tak naprawdę całe to wydarzenia teraz już nie ma nic wspólnego ze świętowaniem polskiej niepodległości, kiedy tej niepodległości po prostu brakuje. Po 1989 roku, gdy Polska pozornie wyzwoliła się spod obcego (sowieckiego) panowania:

1) niemal cały kapitał narodowy został wyprzedany w ręce zachodniego burżujstwa za bezcen – o czym zresztą mówi większość narodowców, choć niewielu tak naprawdę zauważa prawdziwą przyczynę tego faktu, jakim jest prywatyzacja polskich dóbr sama w sobie
2) polska polityka została podporządkowana interesom ponadnarodowych, globalistycznych organizacji – Unii Europejskiej i NATO, przy czym ta druga zainstalowało nawet w Polsce obce bazy i wojska; sądzę, że przypomina to trochę okres stalinizmu

Polska nie posiada już własnej gospodarki; kolejne polskie rządy uznają za sukces fakt, że do Polski przybywają obcy inwestorzy, zamiast wzmacniać państwowy kapitał; orędownicy świętowania wywalczonej przed laty niepodległości, nie widzą niczego złego w prywatyzacji, która doprowadziła ekonomię naszego kraju do ogromnego regresu, a tysiące osób zwyczajnie pozbawiła pracy i wyżywienia. W tej sytuacji uważam, że owa polska niepodległość jest faktycznie zagrożona i należy o nią walczyć – a świadomy antykapitalizm jest podstawą i początkiem tej walki. Jak pisał bowiem Jan Stachniuk (o którym więcej napiszę w kolejnych akapitach mojego artykułu) - "świadomość określa byt" (jego kontra dla światopoglądu marksistów), zatem Polakom nie uda się osiągnąć godnego życia na miarę Zachodu, jeżeli nie zauważą wreszcie czegoś niepokojącego w byciu wieczną tegoż Zachodu kolonią. Nie da się być w pełni niepodległym gospodarczo, jeżeli nie sprzeciwi się wyzyskiwaniu Polski przez zachodnich (ale także rodzimych, bowiem jak daje się czasem zauważyć, w większości nie przejawiają oni żadnej troski o interes narodowy) kapitalistów; jeżeli nie sprzeciwi się tragedii, jakiej jest ciągła emigracja zarobkowa naszych rodaków oraz imigracja ekonomiczna ludów, które mają ich rzekomo zastąpić. Poza tym – co powiedziałby Roman Dmowski widząc, że Polacy porzucają własny interes narodowy na rzecz realizacji interesu globalistycznych tworów, jak UE i NATO?

Nacjonalizm jest nacjonalizmowi nierówny – to fakt, który można zauważyć nawet w gorących dyskusjach w obrębie naszego środowiska. Tak samo jest z socjalizmem – niemądrym jest bowiem zestawiać polskich socjalistów narodowych z tego lub poprzedniego wieku, z ruchem marksistowsko-leninowskim, czy apologetami praw człowieka – socjaldemokracją. W odróżnieniu od tych drugich, ja np. nie podkreślam wszędzie, gdzie się da, swojego antyklerykalizmu. Podobnie czynił jeden z pierwszych, zaangażowanych socjalistów w dziejach narodu polskiego – Adam Mickiewicz. Patriota, chrześcijanin-katolik, socjalista, wielki poeta, ale także i publicysta – swego czasu pisywał on do lewicującego, XIX-wiecznego pisma "Trybuna Ludów", gdzie prezentował on swoje jakże nowatorskie wówczas poglądy. Mickiewicz wyjaśnił tam między innymi, jak wiele wspólnego ma walka klasowa przeciw kapitalizmowi, z walką o polską niepodległość i dobro własnego narodu:

1) Giełda to przenajświętszy przybytek egoizmu; codziennie składa się tam w ofierze krew ludów, dyskontując nią zwyżkę! (Orleanizm, "Trybuna Ludów, nr 50)
2) Filozofowie wolteriańscy, bankierzy żydowscy, potomkowie rycerzy krzyżowych, łączą się we wspólnym interesie. Rozdzieleni dotychczas jedni od drugich uczuciami religijnymi, poróżnieni przekonaniami politycznymi, znajdują wreszcie wspólny dogmat, dogmat interesu. (Socjalizm propagowany przez ulicę de Poitiers, "Trybuna Ludów", nr 21)

Wieszcz narodowy doskonale rozumiał zarówno nienawiść "giełdy" (kapitalizmu) do wszelkich, wolnych narodów; jak i fakt ponadnarodowej, ponadreligijnej i ponadpolitycznej współpracy zamożnej burżuazji w utrzymaniu swojej dominacji nad niższymi klasami. Czyż Polska moglaby nazywać się prawdziwie niepodległą, w momencie, w którym panowałby tam powszechny wyzysk spoleczny, kierowany przez obcych lub rodzimych krwiopijców? Przytoczę tu jeszcze dwa cytaty A. Mickiewicza, bowiem spodobały się one niezwykle polskim narodowym socjalistom z okresu międzywojennego, którzy szukali wówczas swojej ideowej tradycji (do nich wrócę jeszcze w dalszej części tekstu):

1) Socjalizm, aby kiedyś stać się ogólnoludzkim, musi najpierw stać się narodowym. ("Trybuna Ludów", nr 101)
2)Uczucia patriotyczne i religijne są podstawą socjalizmu. (Socjalizm, "Trybuna Ludów", nr 36)

Także przedwojenny Obóz Narodowo-Radykalny, choć oficjalnie kierował się raczej wykładnią "ekonomii trzeciodrożnej" ala A. Doboszyński i pudrowaniem systemu kapitalistycznego poprzez jego reformację (jak lubię nazywać wszelkie dystrybucjonizmy, korporacjonizmy etc.) - w znacznym stopniu rozumiał zagrożenia dominacji wielkiej burżuazji i uciskania przez nią mas ludowych. W jednej z ulotek ONR, kolportowanych wśrod zwykłych obywateli polskich, można przeczytać następujące ciekawostki:

"Obóz Narodowo-Radykalny walczy o pracę dla Polaków przez:
1) Wywłaszczenie wszelkich majątków żydowskich i rozdzielenie ich dóbr i warsztatów między Polaków.
2) Wywłaszczenie kapitalistów obcych i zamienienie ich dóbr i zakladów na dobra narodowe.
3) Wywłaszczenie wielkich majątków ziemskich i parcelacja ich między chłopów polskich.
4) Wywlaszczenie kapitału anonimowego.
5) Planową likwidację bezrobocia drogą tworzenia:
     a) samodzielnych warsztatów pracy
     b) spóldzielczości wiejskiej
     c) wielkich robót publicznych (...)"
Przedwojenni narodowcy rozumieli zatem doskonale, w jak tragicznym położeniu znajduje się przysłowiowy polski "szary człowiek". Sam A. Doboszynski, choć do końca życia pozostał zwolennikiem własnych teorii "trzeciej drogi", przyznał jednak po II Wojnie Światowej, że socjaliści trzymający w Polsce wladzę w okresie PRL, zrealizowali większość postulatów przedwojennego ONR. Niestety – jak wszyscy wiemy – ów socjalistom zabrakło nacjonalistycznej filozofii, by swój sukces uczynić wiecznym i dla narodu faktycznie wiecznie pożytecznym; byli po prostu krótkowzrocznymi marksistami, mi zaś daleko jest od utęsknionego wzdychania za tym, co minęło i upadło, nie sprawdziwszy się w 100%.

Co zaś się tyczy faszystowskiego zamachu dokonanego przez Józefa Piłsudskiego w 1926 roku i fascynacji Szturmowców – bo zapewne o nich chodzi mojemu przedmówcy – tą osobą... O ile samego zamachu majowego faszystowskim nazwać nie można, bo faszyzmu on wcale nie ustanowił (chyba, że autor poprzedzającego mój tekst chce się wpisać w lewicową narrację nazywania faszyzmem wszystkiego, co jest przeciwne ich ukochanej demokracji), to warto nadmienić, że pod koniec lat 30. XX wieku (już po śmierci Marszałka) powstał rząd OZN, który faktycznie nosił znamiona quasi-faszystowskiego. Wojsko Piłsudskiego, które rządziło krajem – zwyczajnie podporządkowało się ideologii narodowców Dmowskiego, wchodząc ze znaczną częścią z nich w ideologiczny sojusz. Tym samym udowodnione zostało, że Polski nie mogło być bez wpływów obu tych mężów stanu – Józefa i Romana – choć niestety następcy tego pierwszego okazali się zbytnimi miernotami, by kraj przed zniszczeniem obronić; a następcy tego drugiego zbyt skłóceni ze sobą, by stworzyć dla poprzednich realną alternatywę.

Socjalizm = Patriotyzm

Być może faktycznie mam braki w dziedzinie ekonomii – wszak nie studiowałem tego kierunku na uniwersytecie, czy innej uczelnii wyższej. Jednak sprowadzanie do poziomu miernot intelektualnych wszystkich zwoleników socjalizmu, czy ściślej – nacjonal-socjalizmu – jest daleko idącym błędem. Jednym z wybitnych, przedwojennych "socjalistów" był absolwent Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu, Jan "Stoigniew" Stachniuk. Twórca ruchu radykalnie nacjonalistycznego, skupionego wokół pisma "Zadruga", stał się sławny głównie za sprawą spadającej na niego krytyki ze wszystkich stron – od pism o profilu katolickim i endeckim, po periodyki żydowskie i lewicowe. Stachniuk napisał 12 książek, z których 9 zostało wydanych jeszcze za jego życia, co czyni go chyba najbardziej płodnym i wpływowym zarazem "nacjonalistą nieendeckim". Stachniuk w swoich książkach i licznych artykułach krytykował Kościół Katolicki i jego wpływ na polską historię (był to najczęstszy temat jego polemik z nacjonalistami endeckimi w przedwojennym "Prosto z Mostu", które swoją drogą stały na bardzo wysokim poziomie); snuł wizję całkowitej przebudowy Polski i Polaków w sferze kulturowej, co było jego zdaniem – podobnie jak Romana Dmowskiego lata wcześniej – konieczne dla jej prawdziwego uzdrowienia. Stachniuk opracował także szczegółówy plan gospodarczej naprawy Polski według raczej mocno socjalnych schematów – a co ciekawe, jego wyliczenia potwierdziły się podczas planu pięcioletniego w powstającej z gruzów Polsce (Polsce Ludowej, 1950-1955). Słusznie zauważał, że nie byłoby żadnego państwa polskiego bez silnej ingerencji państwa w gospodarkę. Nie byłoby ani Centralnego Okręgu Przemysłowego, który ruszył polską gospodarkę; ani portu w Gdynii i łączącej go ze śląskimi kopalniami magistrali kolejowej, gdyby nie inwestor-państwo. Tzw. "prywaciarze" także i dziś uważają, że liczy się dla nich tylko ich zysk, a nie siła państwa, czy dobrobyt pracowników – narodu. Wbrew temu zaś, co powiedzą liberałowie z Ruchu Narodowego, czy od Janusza Korwin-Mikkego – silne i bogate państwo to silny i bogaty naród, na co przykładów w historii świata jest całe mnóstwo. Dość wspomnieć o Chińskiej Republice Ludowej, która obecnie może sobie pozwolić na liberalne reformy (nie zawsze jednak wychodzące jej na dobre) właśnie dzięki unowocześnieniu i industrializacji kraju za czasów realnego socjalizmu, przed którym Chiny były jedynie rolniczym kolosem na glinianych nogach, bitym przez wszystkich sąsiadów, ze szczególnym naciskiem na sąsiądującą z nimi Japonię. Nawiasem mówiąc – członkom kolejnych rządów ChRL bliżej było do nacjonalizmu niż niektórym Andruszkiewiczom, czy innym zdrajcom i sprzedajnym błaznom w historii ruchu narodowego III RP. Co zaś mogę powiedzieć o pozostałych przykładach wymienionych przez mojego przedmówcę? W krajach skandynawskich nie ma realnego socjalizmu postulowanego przez nacjonal-socjalistów (narodowych socjalistów), tylko odmiana liberalizmu cechującego się wysokimi pomocami socjalnymi dla obywateli (model skandynawski). W krajach afrykańskich zaś bezpośrednim powodem ich postępującej degeneracji, kryminalizacji i zwyczajnego biednienia nie jest "przejęcie władzy przez socjalistów", tylko sam fakt upadku władzy Białych. Białe narody są ludami twórczymi, czarne zaś zwyczajnie tkwią w swojej cywilizacyjnej i kulturowej stagnacji od setek lat – wystarczy spojrzeć na jakiekolwiek duże miasto w RPA, czy Rodezji (dzisiejsze Zimbabwe). Wszystko, co wartościowe, zostało tam zbudowane przez Białych. Nie jest to winą Białych, że nawet czarni socjaliści myślą jedynie o własnej prywacie oraz niszczeniu i rozkradaniu majątków zbudowanych przez tych pierwszych.

W sytuacji Polski, która dziś zdaje się być pod względem gospodarczym jeszcze tragiczniejsza, niż w latach 30. XX wieku – nacjonal-socjalizm wydaje się być pewną alternatywą. III RP rządzą zdegenerowane kasty polityczne, które winny być zastąpione przez młodzież narodową – to właśnie ich zadłużanie przyszłych pokoleń Polaków swoimi prywatnymi kieszeniami, czy durnymi pomysłami jest prawdziwą tragedią naszego kraju, a nie kilka pożyczek E. Gierka (które notabene zostały spłacone jeszcze przed 1989 r.). Pożyczki te – w odróżnieniu od tych wziętych przez polityków PO, czy innych antypolskich rządów III RP – pozwoliły przynajmniej choć trochę zastymulować polską gospodarkę poprzez wielkie budowy i projekty, podjęte w tamtej "złotej dekadzie PRLu". Przed II Wojną Światową fatalne położenie Polski, wyzyskiwanej przez zarówno rodzimych, jak i cudzoziemskich, burżujskich pasożytów (plus zagrożenie z usiłujących ten problem przeistoczyć w swój miecz polityczny marksistów) – doskonale rozumiał pewien szereg opcji politycznych, od ONR po... działaczy Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotniczej. Autorzy książek dyskredytujących ten bądź bo bądź, dość ekscentryczny odłam polskiego nacjonalizmu, starają się dyskredytować pośmiertnie NSPR poprzez nazywanie go kilkuletnią efemerydą, czy marginesem marginesów. Warto jednak zaznaczyć, że w lipcu 1933 r. (a więc jeszcze przed fatalnym w skutkach rozłamie) NSPR posiadało w całym kraju 70 grup miejscowych (dziś nazwalibyśmy to "kołami", czy "ekipami"). Później, pomimo rozłamu w partii, na jej zebrania na Górnym Śląsku w listopadzie 1933 roku nadal przybywało średnio około dwustu osób, co świadczy o dużej popularności w raczej biernym politycznie (choć może nie aż tak jak teraz) społeczeństwie. Liderem najbardziej interesującego, katowickiego odłamu NSPR, był Józef Gralla. Odłam zaś posługiwał się w swej publicystyce pismem "Błyskawica", którego skany i symbolikę także dzisiaj można znaleźć w polskim internecie. NSPR głosiło konieczność przeprowadzenia w Polsce socjalnej rewolucji gospodarczej, by wszystkie dobre pozostające na jej terenie należały faktycznie do Polaków. Co ciekawe – na łamach swojego pisma NSPR od samego początku zajmowało stanowisko antyniemieckie i antyhitlerowskie, uważając zachodniego sąsiada za "odwiecznego wroga Słowian". Inaczej bywało z choćby Obozem Narodowo-Radykalnym, którego stosunek do Niemców i Adolfa Hitlera zdawał się zmieniać w zależności od nastawienia tych ostatnich. Można to wywnioskować ze skanów kolejnych numerów przedwojennego pisma "Falanga".

W definicję "marksizmu kulturowego", czyli faktycznego truciciela Europy Zachodniej po 1968 roku, nie będę się zagłębiał. Nie ma jednak wiele wspólnego z realnym socjalizmem (jest właściwie owocem klęski realnego socjalizmu na Zachodzie), ani tym bardziej z nacjonal-socjalizmem. Nie zgodzę się natomiast zdecydowanie ze słowami, że to socjalizm niszczy społeczeństwa. Jak bardzo bezbożne nie byłyby rządy PZPR w Polsce, to o dziwo zakonserwowały one w Polakach zdrowe, kolektywne wartości; ba, zmotywowały nasz naród do twórczości, a rodzimą inteligencję do pracy u podstaw, mającej za zadanie wyrwanie Polski Sowietom. Stanisław Brzozowski (1878-1911) – polski filozof i pisarz epoki Młodej Polski (a także zaangażowany politycznie socjalista, nazywany czasami twórcą "nacjonalizmu proletariackiego"), we własnych tekstach wiele zarzucał polskiej inteligencji swoich czasów. Choćby to, że brzydzi się ona wszystkim, co ludowe i faktycznie tożsame Polsce, a uwielbia obce nowinki ze Wschodu i Zachodu; poprzez dyskredytację polskiej tożsamości hamuje więc ona i rozwój prawdziwie polskiej kultury, nie przesiąkniętej cudzymi wzorcami.

Współczesna alternatywa

W XXI wieku idee nacjonal-socjalistyczne przeżywają w środowisku narodowym swoisty renesans – pokazał to ostatni Marsz Niepodległości, pokażą zapewne i kolejne manifestacje, deklaracje ideowe, konferencje i akcje pro-społeczne. Nie zamierzam z tego powodu uronić choćby łzy, wręcz przeciwnie – jestem świadom tego, jak odległa jest idea polskiego narodowego socjalizmu od tylko pozornie bliskiego jej, niemieckiego narodowego socjalizmu. W Polsce NS przybierał wręcz formy antygermańskie, a sam ten nurt ma jeszcze znacznie szersze tradycje w naszym kraju, niż tych kilka przykładów przytoczonych w moim tekście. W każdym jednak przypadku, były to opcje reprezentowane przez wielkich patriotów i ludzi naprawdę światłych. Także dzisiaj socjalna strona polskiego nacjonalizmu znajduje godnych orędowników – mam tu na myśli rzecz jasna między innymi swoich szanownych kolegów z redakcji, którzy zapewne zgodzą się ze mną przynajmniej w znacznej części wymienionych tu przeze mnie tez. Cóż mogę dodać na koniec swojego tekstu? Chciałbym życzć koledze T. Cynkierowi wszystkiego dobrego i prosić go, by nie odbierał mojej polemiki jako ataku – wszak czyż nie brakuje nam w dzisiejszym środowisku narodowym prawdziwych, kulturalnych batalii na artykuły, jak choćby te toczone przed II WŚ na łamach "Prosto z Mostu" między Stachniukiem, a Mosdorfem? Poza tym wszystkim czytelnikom pisma "Szturm", jak i tym czytającym mój właśnie tekst – życzę wszystkiego tego, co powinno w Polsce być normą. Niech polski przemysł wróci w polskie ręce. Niech twórcy systemu III RP zostaną wreszcie ukarani za swoje zbrodnie przeciw narodowi. Niech NATO wycofa swoje obce kontyngenty wojskowe z Polski. Niech znajdzie się wreszcie rząd, który będzie miał na tyle siły moralnej w sobie, by powiedzieć "dość" łajdakom z globalistycznej UE. Niech wszyscy Polacy żyją na stabilnym i równym sobie poziomie. Niech w Nowym Roku 2018 – Polska i świat – wreszcie zrzucą z siebie jarzmo kapitalizmu w jego ostatniej, imperialistycznej fazie... a międzynarodowe burżujstwo połamie sobie garbate nosy na tarczach wolnych i socjalnych narodów.

Jan Sobański

Bibliografia

1. S. Potrzebowski; "Słowiański ruch ZADRUGA"
2. M. Chodakiewicz, J. Mysiakowska-Muszyńska, W. Muszyński; "Polska dla Polaków! Kim byli i są polscy narodowcy"
3. J. Tomasiewicz; "Po dwakroć niepokorni. Szkice z dziejów polskiej lewicy patriotycznej"
4. O. Grott; "Faszyści i narodowi socjaliści w Polsce"
5. Wybrane artykuły z portalu 'Instytut Stanisława Brzozowskiego'


Ad. Za ilustrację dla mojego artykułu posłużył mi obraz Stanisława Szukalskiego, przedstawiający Mikołaja Kopernika. Szukalski był wielkim, polskim artystą tworzącym głównie w okresie Międzywojnia, politycznie związanym z zadrużanami (napisał nawet parę artykułów do ich pisma ZADRUGA) - ideowo można by go właściwie również podciągnąć do kręgów polskich nacjonal-socjalistów. Nurt ten przykładał ogromną wagę do słów R. Dmowskiego o wadach charakteru narodowego - ich zdaniem należało całkowicie przebudować charakter i mentalność Polaków, zaczynając między innymi od przebudowy kultury. Co czynił już sam Szukalski.