Grzegorz Ćwik - Czarne koszule, czarne słońca, czarne serca

Żyjemy w dość paskudnych czasach, gdy sączone nam do serc trucizny sprawiły, że ludzie nie tylko stali się ślepi. Przede wszystkim nasi rodacy zapomnieli o tym, jakie są nasze najbardziej podstawowe i przyrodzone ludziom prawa i obowiązki. Zapomnieli co jest dobre i złe, co jest zdrowe a co jest degeneracją. Podobnie jak cały nasz kontynent i świat powoli zapominamy jak żyć. Nie chodzi mi o życie rozumiane jako egzystencję, konsumpcję, robienie tego, co kolejny spec od marketingu zaplanował w poważnym planie biznesowym. To nie jest życie. Nie jest życiem śledzenie blogerek, „influencerek”, nowinek ze świata celebrytów i lajkowanie postów na facebook’u. To wyłącznie strata czasu, która wyjaławia nasze dusze i człowieczeństwo.  Życie w jego najpełniejszej i najwyższej formie to odważne, śmiałe i sięgające za horyzont rozwijanie siebie, swego Narodu i cywilizacji, jaką reprezentujemy. To droga twórcza, świadoma i mająca na celu przekazanie swym dzieciom dziedzictwa kulturowego w lepszym stanie, niż samemu się je otrzymało. Nie chcę się rozwodzić nad tym, jak bardzo wspakultura przenika życie Europy, jak bardzo tracimy impet cywilizacyjny, jak szybko ustępujemy innym siłom geopolitycznym. Pisaliśmy o tym nieraz w „Szturmie”. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego jak liberalizm niszczy nas jako ludzi.

Dróg do zmiany stanu rzeczy jest wiele. Można walczyć metapolitycznie, kulturowo, politycznie. To wszystko potrzebne i ważne kwestie. Zaniedbywaną jednak, może nawet zapomnianą drogą, jest droga przykładu. Skoro jak już wyżej stwierdziliśmy, otaczają nas ślepi ludzie, ludzie którzy są często puści, podatni na sugestie, to jedną z dróg zmiany tej sytuacji, jest dawanie im przykładu własną postawą i codziennym oporem oraz sprzeciwem wobec nowoczesnego świata.

Czarne koszule

Musimy zrozumieć, że jesteśmy żołnierzami. Nie trzymamy karabinów, nie toczymy bitew w ich klasycznym rozumieniu, jednak jesteśmy żołnierzami na śmiertelnej wojnie z liberalizmem i kulturowym marksizmem. Walka nasza to ostateczny Ragnarök, po którym albo wstanie jutrzenka nowego świata, albo wszystko zaleje brud, degeneracja i upadek. A skoro jesteśmy żołnierzami, a szerokie masy mają w nas widzieć żołnierzy i dostrzegać naszą walkę, to musimy wyróżnić się ubiorem – mundurem. To jasne, że to jak się ubieramy, co wkładamy na siebie jest wyrazem tego co nosimy w sercach, co rozpala nasze uczucia i emocje. Ubiór człowieka to jego manifestacja – jego podejścia do świata, życia i otoczenia. Dlatego właśnie „czarne koszule”. Nie chodzi o to, żeby faktycznie codziennie zakładać koszulę na wzór naszych włoskich poprzedników – choć przyznaję, że ten element ubioru wyróżnia się zdecydowanie  in plus. Chodzi o to, by było widać, że jesteśmy buntownikami. Nie o egzaltację czy szpanowanie jednak nam idzie, a o pokazanie buntu. Nasza postawa musi być przykładem. I już na pierwszy rzut oka musi być zauważalne, że nie zgadzamy się na panujące mody, zwyczaje i kulturowe motywy. Musimy chcieć stać się przodownikami buntu, wyznaczać „trendy”, jednak nie z myślą o splendorze czy popularności, ale o wywieraniu określonego wpływu na otaczające nas społeczeństwo. Uwierzcie – ogrom ludzi czuje podobną niechęć do liberalnej rzeczywistości, co my. Ludzie jednak boją się pierwsi dokonać aktu rewolty, boją się, że są osamotnieni, potrzebują impulsu by wyzwolić się spod jarzma okupacji.

Dlatego tak ważne jest, by już na tak prozaicznym (ale czy na pewno?) poziomie jak ubiór i wizualizacja zewnętrzna być buntownikiem. Żebyśmy jednak dobrze się zrozumieli – buntownik to nie debil, ani tym bardziej subkulturowiec. Radykalny ubiór, czy na modłę miejską, czy militarną może być i efektowny i efektywny. Jednak można też łatwo się w tym przestrzelić. Pisał już kiedyś o tym Filip Waligórski, ja zaś dobitnie powtórzę. Czasy skinheadów odeszły raz na zawsze. I bardzo dobrze zresztą. Dziś skin już w nikim nie wywołałby wrażenia, iż jest ostatnim, prawdziwym obrońcą aryjskiej tradycji – o ile kiedykolwiek ktokolwiek tak ich postrzegał. Dziś uporczywe noszenie glanów z białymi belami, miliona naszywek, szelek itp. będzie po prostu objawem subkulturyzacji. Nikt z tego nic nie zrozumie. Bojówki, sensownie radykalne w treści i formie koszulki czy bluzy, symbolika radykalna ale nie kompromitująca – tak, to działa. Tak samo ubiór miejski, gdzie zamiast bojówek mamy bawełniane spodnie i sportowe obuwie. Także tatuaże już nie straszą, choć oczywiście jeśli nie wydziaramy sobie kompletnie całej twarzy wzorem pewnego pato-celebryty z Krakowa.  Są poziomy, na których radykalizm jest dość prosty do wytłumaczenia i „zainfekowania” nim normalsów. Jest też radykalizm, zwany od półtora roku „wafelkowym”, który zrobi z nas wyłącznie idiotów. Zasadniczym i rozstrzygającym pytaniem jest tu pytanie o nasz cel. Czy celem jest tzw. „kumatość” i zamykanie się do wąskiego, wewnętrznego getta, czy możliwe najszersze dotarcie do ludzi z naszymi poglądami. Jeśli uważasz, że to drugie, to zdaj sobie sprawę, że jesteś politycznym żołnierzem na froncie walki o wolny Naród i Twoje metody muszą być dostosowane do realiów.

Czarne słońca

Gdy mroczna noc, jaka spowija nasze czasy, wreszcie minie nastanie świt słońca – czarnego słońca. Czarne słońce zaś w starożytności było między innymi symbolem mądrości, także tej ukrytej. I właśnie tego elementu, mądrości, powiązanej z nią rozwagi a także sensowności, brakuje nam dziś jako nacjonalistom chyba najbardziej. Jeśli chcemy dawać komukolwiek przykład, wykazywać jak zdehumanizowany jest ten system i świat, to musimy robić to rozsądnie. Nie idzie bowiem o to, aby docierać ciągle do tych samych kilku tysięcy aktywistów, którzy i tak już dawno są przekonani. Sens naszej postawy i buntu jest w tym, by docierać swą postawą do zwykłych ludzi, którzy niespecjalnie interesują się sprawami ideologicznymi czy światopoglądowymi.

Czarne słońce nie tylko jest jednym z naszych symboli. To także znak wskazujący drogę dla białych nacjonalistów. Drogę działalności rozważnej, sensownej i mierzonej dla „przeciętnego zjadacza chleba”. Do tego musi być dostosowany nasz przykład, jaki dajemy społeczeństwu. Nasza codzienna postawa, działalność, to jak mówimy, co mówimy, jak się zachowujemy – punktem wyjścia nie powinna być subkulturowa wierność „klimatowi”, ale właśnie oddziaływanie na otoczenie. Nacjonalistów jest w kraju kilka-kilkanaście tysięcy i jeśli nawet część tych osób będzie w stanie otworzyć ludziom oczy, to już niemała wartość dodana. Dlatego nacjonaliści jako tacy muszą się nauczyć tłumaczyć rzeczy dla nas oczywiste, a dla zwykłych ludzi niezrozumiałe lub źle rozumiane. Musimy nauczyć się, aby nie wyzywać wszystkich od „lewaków”, ale wskazywać na merytoryczne, logiczne i moralne uchybienia naszych światopoglądowych oponentów. Musimy stanowić intelektualny, etyczny i duchowy wzór, tak by nasza postawa i sposób zachowania tylko potwierdzały naszą wyższość. Jeśli krytykujemy lewicę i liberałów, a sami nie radzimy sobie ze zrozumieniem danego tematu czy zagadnienia, jesteśmy degeneratami, nie rozwijamy naszego ciała i umysłu, to nie dziwmy się, że obraz przeciętnego nacjonalisty jest taki jaki jest. To już nie obraz „faszysty”, ale po prostu debila, który sam nie wie o co mu chodzi. Taki niestety jest obecnie społeczny odbiór idei nacjonalistycznej. Oczywiście spora w tym „zasługa” wszelkich nieporozumień w postaci tzw. „ruchu narodowego” i jego kolejnych porażek oraz blamaży. Jednak za to, jak polskie społeczeństwo postrzega ideę nacjonalistyczną winę i odpowiedzialność ponosimy wszyscy.

Dlatego też wspominam czarne słońce. Nie dlatego, że symbol ten jest „fajny”, „kumaty” i radykalny. Przede wszystkim dlatego, że symbol ten wiąże się z mądrością, duchowością, towarzyszy naszej cywilizacji od tysięcy lat, a więc symbolizuje całą jej mądrość, potęgę i czystość. Dlatego też niech te właśnie przymioty nam towarzyszą w codziennej walce. Bądźmy godni europejskiej spuścizny, zamiast bawić się w subkulturę.

Czarne szczury

Z poprzedniego punktu nie wynika w żaden sposób postulat wyzbycia się radykalizmu. Wręcz przeciwnie, im bardziej nasze czasy są przegniłe i zarażone wirusem liberalnego myślenia, tym bardziej chcąc bronić naszej cywilizacji, zmuszeni jesteśmy do coraz większego radykalizmu. Ten radykalizm przejawia się także w naszej postawie buntu i niezgody, która jak już wiemy ma być przykładem dla ludzi, by zasiać w nich ziarno zwątpienia w ten system. Radykalizm dzieli się po prostu na radykalizm sensowny i mający racjonalne pola do działania i radykalizm, który może nam tylko zaszkodzić lub w najlepszym razie nic nie zmieni. Działania jakie podejmujemy jako nacjonaliści, radykałowie i buntownicy mogą w kontekście opisywanego problemu przynieść dwojaki skutek. Z jednej strony działając rozważnie, jednak w zgodzie z naszą ideą, możemy zacząć powoli przekonywać kolejne osoby nie tylko co do naszej recepcji i oceny obecnej sytuacji, ale i do prezentowanych środków zaradczych. Z drugiej zaś strony możemy skutecznie i na długi czas, może nawet w wielu wypadkach na zawsze, zniechęcić do nacjonalizmu całkiem spore szeregi Polek i Polaków.

Dlatego przywołujemy tu czarne szczury. To oczywiście nawiązanie do GUD-u, a ten z kolei jest dla nas wzorcem nowoczesnego, radykalnego nacjonalizmu, ale niezwykle mocno dostosowanego do określonych warunków w kwestii form i metod działania. GUD skończył z subkulturą, zaprzeszłymi ideami na rzecz nacjonalizmu paneuropejskiego, godnego nowych czasów. Co więcej – GUD wytworzył swój własny sznyt i wizerunek, niezwykle atrakcyjny dla młodych ludzi. W ten sposób realizowano w praktyce misję oddziaływania na otoczenie i dawania przykładu tego, że bunt nie tylko może być radykalny i fanatyczny, ale też dobrze ubrany, oczytany i po prostu „fajny”.

Kontrkultura jaką musimy w końcu wytworzyć musi właśnie być czymś, co dla przeciętnego Polaka, zwłaszcza tego w młodym wieku, będzie czymś fajnym, ciekawym i stworzy dla niego niszę, w której on sam się odnajdzie i znajdzie swoje miejsce. Od dawna taką subkulturą nie są skinheadzi, którzy zresztą wymierają podobnie jak stare punki. Obecnych tzw. „kinder-punków” nawet nie komentuję, bo autentycznie szkoda czasu i atramentu. Wytworzona przez środowisko autonomicznych nacjonalistów, potem Szturmowców i licznych lokalnych ekip nacjonalistyczna próba kontrkultury jest jak najbardziej czymś, co daje nadzieję, że jest możliwe wytworzenie w Polsce takiej niszy, w której znajdą się nie tylko „kumatersi” i ludzie z „klimatu”, ale z czasem coraz więcej zwykłych ludzi.

Czarne serca

Niezmiennie od tego jakie formy przyjmuje nasza idea, nie możemy jednak na nawet najmniejsze wyrzeczenie się naszej idei i poglądów. Ogień wiary, która płonie w naszych serach musi być stale i sale podsycany, a nie powoli i systematycznie gaszony! Musimy mieć świadomość, że walka toczona jest o to, by wyzwolić naszych rodaków z kajdan liberalnego matrixa. To my ich przeciągamy na  naszą stronę i budzimy z tego koszmaru, a nie przechodzimy na ich stronę upodabniając się do zdehumanizowanego wzorca, by wreszcie razem z nimi zamknąć oczy.

My nie jesteśmy ludźmi, którzy przejmują się społecznymi normami, jakie narzucili Narodom spece od inżynierii dusz. My dostrzegamy kłamstwa i wynaturzenia, jakie rosną na ciele naszej cywilizacji, Narodu i rasy. My nie chcemy doszlusować do typowego konsumenta, który myśli tylko o tym, gdzie będzie pił w weekend, co jest modne, co wypada, gdzie trzeba bywać i z kim się pokazywać. Plujemy na to i robimy to z całą dostępną nam pogardą dla takiego zachowania! Nam nie chodzi o samozadowolenie, hedonistyczne zachcianki, nie walczymy o zera na koncie i nie wyrzekniemy się dla nich naszych ideałów. My walczymy o wszystko! O nasz Naród, nasze rodziny, kulturę, historię, cywilizację. Jedyny wiatr jaki czujemy to powiem wolności – ale nie tej liberalnej, ohydnej pseudo-wolności, ale prawdziwej wolności, jaka przynależy białemu człowiekowi. I nie zapominamy najważniejszym – to za nami stoi Prawda. W ostatecznym rozrachunku to chyba liczy się najbardziej i to najmocniej warunkuje to kim jesteśmy i jak żyjemy. Kierujemy się Prawdą – nie tą zrelatywizowaną, przeanalizowaną przez zlewaczałych i zidiociałych speców od szukania kolejnych „izmów” i prześladowanych rzekomo degeneratów. Nawet słów pogardy na nich szkoda. Za nami stoi metafizyczna i transcendentna Prawda, która sprawia, że my po prostu wiemy, że mamy rację. Nie zginamy głowy przed liberalnymi bożkami, nie zgadzamy się na kolejne zbrodnie popełnione na naszym ludzie i kraju, na naszej ziemi i krwi.

Jesteśmy nacjonalistami! Nie narodowcami, nie prawicowymi klaunami, a już na pewno nie partyjniakami, którzy tylko wietrzą interes i zysk w kolejnych sojuszach i wspólnych frontach. Nacjonalizm – mówi Wam to coś? To nie tylko idea, doktryna, światopogląd. To życiowa postawa, do której jesteśmy zmuszeni, i przed którą się nie uchylamy. Nie jesteśmy nacjonalistami od święta, wtedy kiedy wypada, kiedy jest marsz czy demonstracja. Jesteśmy nacjonalistami w każdej sekundzie swojego życia, w każdym czynie, jakiego dokonujemy, w każdej myśli, jaka narodzi się w naszych umysłach.

Nacjonalizm – to obowiązek. To także zaszczyt, bo w tłumie ślepców, głupców i ignorantów jesteśmy tymi, którzy wiedzą co jest Prawdą, widzą i czują więcej niż inni, dostrzegają to co ukryte przez media, urzędników i polityków. Jesteśmy Awangardą rekonkwisty i jednocześnie jednym z ostatnich okopów, w których broni się Europa. „Ale przecież dojdziem, byleby iść w nogę!”. I właśnie tak zwyciężymy, nie załamując rąk i promieniując niezachwianą wiarę w zwycięstwo. Bycie przykładem dla innych, niszczenie społecznych paradygmatów poprzez indywidualną postawę to jedne z naszych broni i narzędzi, jakimi musimy nauczyć się posługiwać perfekcyjnie. Sens naszej walki nie leży bowiem w samozadowoleniu czy wzajemnym poklepywaniu się po plecach przez kilku tych samych ludzi. Sens naszej walki leży w przestawieniu Historii na właściwy tor, tak by nasz Naród i cała Europa wyszły z dziejowej zapaści, w jakiej tkwią.

Niech ta myśl nigdy Was nie opuszcza.

 

Grzegorz Ćwik