Lech Obodrzycki - Chłopstwo

Każdy z nas, codziennie prowadzi walkę z wrogimi naszej tradycji, ziemi i krwi, siłami kapitalistycznej koczowniczej ekonomii oraz wspakulturowego postmodernizmu i kulturowego marksizmu. Nierzadko, pochłonięci tymi bieżącymi zmaganiami, uśpieni w codziennej walce, tracimy zdolność refleksji nad tym co jest najważniejsze.

Przestajemy zastanawiać się czego powinniśmy bronić w pierwszej kolejności i za wszelką cenę.

Gleba to nie tylko ojczyzna, sentymentalne miejsce naszych narodzin, to święty żywioł dający nam żywność. Stosunek do rodzimej gleby każdego świadomego Indoeuropejczyka powinien być tak samo silny, jak do narodowej wspólnoty do której należy i stworzonego przez nią państwa. Gleba to święty żywioł, jedna z podstaw praw natury które uczyniły nas wyjątkowymi w procesie ewolucji, któremu podlegaliśmy na przestrzeni wieków jako podgatunek. W tej organicznej symbiozie z naszej krwi – łańcucha pokoleń, misternej tkaniny genów plecionej przez Rodzanice od zamierzchłej przeszłości, ku odległej przyszłości, powstało drzewo naszego szczepu, który stał się narodem. Patrząc w ten sposób na nasz naród, jako na drzewo, zakorzenione w konkretnym miejscu nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że to od korzeni zależy dobry stan i przetrwanie całego organizmu Drzewa - Narodu. Tak właśnie widzimy rolę chłopstwa, najważniejszego stanu w organicznej relacji między krwią a glebą, którego przetrwanie musimy uchronić za wszelką cenę.

Aby zrozumieć nasze stanowisko w tej jednej z najbardziej kluczowych dla naszego przetrwania i zwycięstwa spraw, musimy tak jak poprzednio rozpocząć od genezy naszego podgatunku. Tkwi ona w tzw. rewolucji neolitycznej, która dokonała się ok. 10 tysięcy lat temu Wtedy to nasi przodkowie w organicznej symbiozie ze swoim ekosystemem przeszli na wyższy poziom ewolucyjny. Dotychczasowy tryb życia oparty na przetrwaniu w różnym ekosystemie za pomocą zbieractwa ( do którego ewolucyjnie przystosowały się kobiety) oraz myślistwa (które było domeną mężczyzn) zmienił się w osiadły model rolniczy. Człowiek neolitu, od tego momentu zajął się uprawą, zarówno roślin jak i zwierząt, co było jak dotąd najbardziej doniosłym wydarzeniem w dziejach naszego gatunku oraz poszczególnych podgatunków, które wzięły udział w tym procesie. To co w kontekście ewolucyjnym było najważniejsze to pojawienie się specyficznej tradycji nazywanej przez nas indoeuropejską. Tradycja obok znaczenia opisanego przeze mnie poprzednio była także trzecią po selekcji naturalnej, doborze płciowym, formą doboru mającą wpływ na powstanie specyficznych cech naszego podgatunku. Osią tej tradycji i jej osnową jest pojęcie uprawy (gr. Kultury) i uprawiającego czyli chłopa. Kultura-uprawa to stwarzanie dogodnych warunków do naturalnego rozwoju obiektu uprawy, zgodnego z jego naturalnymi możliwościami i z oczekiwaniami uprawiającego. Uprawiać można ziemię, od tego zaczęła się kultura w ogóle, ale uprawie można poddać wszystkie inne dziedziny działalności człowieka z uprawą człowieczeństwa włącznie.

Egzystencja w rolniczym ekosystemie będąca pod wpływem oddziaływania na nasz indoeuropejski podgatunek praw natury, z jej charakterystyczną dla rodzimej geografii cyklicznością sprawiła, że pierwotny indoeuropejski rolnik szybko zrozumiał, na czym polega uprawa. Wiedział, że przyroda mocą swoich praw odtwarza życie. Plony zależą od tego, na ile te prawa przyrody poznał, na ile jest z nimi w zgodzie i na ile będzie w stanie stworzyć optymalne warunki do działania sił przyrody, które chce w swojej uprawie wykorzystać. Z takiego rozumienia świata wyniknęła odpowiadająca temu duchowość pierwotnego rolnictwa. Prawa natury, które poznał, fascynująca i nie pojęta zagadka życia stanowiły dla niego przedmiot podziwu i uwielbienia. Obdarzał przyrodę mianem świętości. Nie było w tym jednak żadnego bałwochwalstwa. Święty znaczyło w dawnej polszczyźnie tyle co „życiodajny”.

Jeżeli w tym momencie skonfrontujemy ten ekologiczny kontekst genezy naszej tradycji, z genezą powstania tradycji koczowniczej można będzie lepiej zrozumieć, dlaczego wywodzący się z niej kapitalizm jest tak fundamentalnie obcy naszej naturze, a w konsekwencji niszczący dla Indoeuropejczyków.

Spoglądając na to zagadnienie w kontekście ekologicznym od razu widać na czym polega różnica pomiędzy naszą indoeuropejską tradycją a tradycją koczowników. Semicki koczownik egzystuje na pustyni i półpustyni - obszarach, gdzie cały rok, za dnia nie da się normalnie funkcjonować, natura jest bardzo skąpa i wroga człowiekowi semickiemu a matka ziemia nie jest glebą - mokrą boginią żywicielką tylko śmiercionośnym pustkowiem. Słońce jest palącym żywiołem, którego destrukcyjna siła przesuwa życie pustynnego człowieka z dnia w porę nocną. Czas zaczyna toczyć się wokół rytmu księżycowego (13 księżycowych miesięcy zamiast 12 solarnych ). Cały ten ekologiczny kontekst rodzi tradycję i cywilizację koczowniczą - uznającą naturę i jej prawa za wrogie i dążącą do ich podważenia. Taki jest też bóg koczowników uświęcający ich tradycję - abstrakcyjny byt poza prawami natury obiecujący, w zamian za przymierze uwolnienie wybranego plemienia od praw natury i związków z przyrodą. Naturę i wszelakie życie można więc bezlitośnie eksploatować, wszak krew nie jest związana z glebą, dlatego gdy ta zostanie już wyeksploatowana, koczownik po prostu ją opuszcza i przenosi się na nowy teren (z czasem w miarę doskonalenia tej strategii ewolucyjnej, dla większych korzyści, koczownik zacznie również żerować na społeczeństwie, zachowaniach i zasobach rolnika).

W cywilizacji indoeuropejskiej organiczna więź z glebą podstawowej kasty - stanu chłopskiego jest zalążkiem cywilizacji. Pochodzenie pierwszych mitycznych władców było skromne, tak jak założyciel Kijowa, czy też Piast Kołodziej zajmowali się uprawą ziemi. To pozornie dziwne pochodzenie przywódcy było ściśle związane z indoeuropejskim systemem wierzeń (władca posiada i zapładnia ziemię, jest oraczem). Ta naturalna symbioza z rodzimą naturą nie wynikała jedynie z faktu fizycznego przebywania w danym miejscu, jak chcieliby współcześni lewicowi „ekolodzy” czy nawet urodzenia w nim, mimo posiadania przodków z innej ekumeny. Wynikała ona z ewolucyjnych procesów doboru i selekcji na wszystkich płaszczyznach egzystencji człowieka, immunologicznej, behawioralnej, endokrynologicznej i to zarówno na płaszczyźnie genetycznej, dostosowującej do lokalnych warunków genotyp jak i epigenetycznej, gdzie poprzez oddziaływanie klimatu, mikrobioty specyficznego pożywienia (np. mleka krowiego do którego przyswojenia predestynują nas uwarunkowania genetyczne), wzmacniało dostosowanie na płaszczyźnie fenotypowej.

Należy także zauważyć, że w przeciwieństwie do koczowniczych tradycji semickich, rola kobiety była szczególnie wysoka. Aryjskie mity związane z kobietami były wielopłaszczyznowe, kobieta jako matka, Mokra Ziemia, Wielka Bogini, władczyni wegetacji, życia, pani dzikiej zwierzyny. Jakkolwiek męskie bóstwa solarne Indoeuropejczyków związane były z niebiosami, tworzyły one u Słowian pary z żeńskimi bóstwami reprezentującymi ziemię. Kobiety indoeuropejskie były władczyniami, po śmierci męża prowadziły majątki do czasu pełnoletniości synów. Jak pisze Lidia Kath „Stąd kobieta była wielokrotnie tą, która utrzymywała nadwyrężoną siłę życiową. Kroczyła jako pomocnica przez szeregi walczących i rannych a rany goiły się za sprawą jej troskliwej ręki. Zwyczajowo nie wolno było szkodzić bądź wyrządzić krzywdy kobiecie. Kto kobietę uderzył, popełniał czyn wywołujący pogardę do tego stopnia, że kobieta uderzona przez mężczyznę mogła się z nim rozwieść”. Fakt ten świadczy, jak wysoce nasi starogermańscy przodkowie cenili swoje towarzyszki życia. Mężczyzna wiedział doskonale że bez kobiety nie jest w stanie dobrze i z korzyścią zarządzać swoim dobytkiem.

Indoeuropejski chłop, uprawiający glebę, troszczący się o oswojone zwierzęta, zbierający i przetwarzający odpady roślinne i zwierzęce włączał się w przepływ energii w ekosystemie. Gleba była żywym organizmem częścią życiowego cyklu wzrostu i rozkładu. Zabierając z gleby to co dawała ona żyjącym z niej roślinom, aby mogły wyrosnąć, spożywając to wraz z hodowanymi przez siebie zwierzętami, gromadził jednak skrupulatnie wszelkie odpadki i zwracał je po skompostowaniu z powrotem glebie w formie naturalnego nawozu. Tym samym człowiek stał się ogniwem krążenia materii w łańcuchu gleba, rośliny, zwierzęta, człowiek i znowu gleba. Ta symbioza z glebą była gwarantem przetrwania, dlatego z tradycji Indoeuropejczyka znaczącą jej część stanowiły zasady postępowania z glebą, traktowania jej jako żywy organizm od którego zależy przetrwanie i rozmnożenie, zawiązania z nią przymierza. Dlatego właśnie tradycyjna chłopska zagroda a dalej wieś, była elementem rodzimej sieci troficznej.

Błędem byłoby jednak myślenie o tym procesie jako o czymś monolitycznym dla całego chłopskiego stanu. W istocie instynktownie realizując socjobiologiczne prawo „czerwonej królowej”, chłopskie zagrody cechowały się różnorodnością w zakresie rodzajów upraw, gatunków danych roślin i zwierząt tworząc maksymalną paletę bioróżnorodności, która podobnie jak ludzki mechanizm immunologiczny MHC była zabezpieczeniem całego podgatunku przed patogenami które jako zoonozy zagrażały by bezpośrednio ludziom, jak i szkodnikom roślinnym oraz patogenom zagrażającym zwierzętom.

 Oprócz najwierniejszego przekazania tradycji, które zapewnia wieś, życie na wsi, dzięki bliskości natury, która jest eugeniczna sama w sobie jest także z natury eugeniczne. Chłop w odróżnieniu od koczownika traktuje więc swoje życie w sposób organiczny – cykliczność i łańcuch pokoleń są najważniejszymi zjawiskami życia, mimo iż część eugenicznego dostosowania jest elementem naszej natury (dziedziczymy je genetycznie w postaci zachowań i skłonności do wyboru partnera obdarzonego wyglądem i zachowaniem gwarantującym wartościowe potomstwo), to życie pod wpływem praw doboru i selekcji pozwala na eliminowanie jednostek zmutowanych i zdegenerowanych. Takie właśnie jest życie w wiejskiej wspólnocie. Poza podległością prawom natury (dobór i selekcja), także dobór płciowy w wiejskich społecznościach osiadłych ma wysoce eugeniczny charakter – ludzie podczas kojarzenia się w pary mogą oceniać dzięki wzajemnej znajomości wielopokoleniowe linie rodzinne przy doborze partnera, pod kątem eugenicznej jakości. To wszystko tworzy solidne osnowy eugenicznej jakości szczepu i podgatunku na płaszczyźnie indywidualnej. Chłopstwo jednak zapewnia również pozostałe czynniki tworzące naród i podgatunek.

Przede wszystkim jest to wysoki przyrost naturalny. Nawet  kapitalistyczny propagandysta, jakim był A. Smith zauważył, że chłop traktuje potomstwo jako zasób ekonomiczny z powodu specyfiki pracy na roli. Ta cecha chłopstwa jako źródła wysokiego przyrostu naturalnego, jest fundamentalna. Wysoki przyrost naturalny to czynnik nadrzędny warunkujący pozostałe czynniki rozwoju podgatunku. Nadmiar wiejskiej ludności w wieku uderzeniowym  determinuje ekspansje zewnętrznie, dzięki czemu organizm społeczny rozrasta się na nowe obszary. Ekspansje wewnętrzne natomiast tworzą i zasilają demograficznie kastę wojowników, która w tradycyjnym społeczeństwie indoeuropejskim jest zasilana przez „świeżą krew” ze stanu chłopskiego właśnie. Mechanizm ten opisał Vilfredo Pareto w swojej teorii krążenia elit.

Organizacja społeczności chłopskiej, jako niewielkiej wspólnoty połączonej więzami pokrewieństwa (na przykład słowiańska Zadrugę czy celtycki Klan) pozwala lepiej zrozumieć, pozornie sprzeczne z klasycznym darwinizmem mechanizmy altruizmu, które wykształcając się ewolucyjnie, jako wrodzone skłonności psychiczne wśród wspólnot chłopskich, stworzyły solidną osnowę, aby w obrębie całego indoeuropejskiego podgatunku, powstały na niej szczepy, plemiona i narody tworzące następnie kolejne kultury i cywilizacje.

W poprzednim eseju opisywałem w kontekście jedności narodowej koncepcję altruizmu Hamiltonowskiego opierającego się na czysto genetycznej zasadzie „dostosowania łącznego” (ang. inclusive fitness). Spoglądając na chłopstwo, jako pierwotną indoeuropejską kastę, będącą lokalną wspólnotą, połączoną historią i wzajemną wielopokoleniową znajomością łatwiej będzie zrozumieć rodzime pochodzenie drugiej formy altruizmu społecznego, który choć nie wynika z genetyki, także ma źródło ewolucyjne, a jako behawioralna społeczna adaptacja wykształcił się u zarania naszej cywilizacji we wspólnotach rolniczych. Odkryty i sformułowany przez Roberta Trieversa „odroczony altruizm odwzajemniony” polega na dokonywaniu aktów altruizmu wobec osób i w sytuacji, gdy prawdopodobieństwo ich odwzajemnienia jest bardzo wysokie. W zasadzie tej chodzi o to, że jesteśmy skłonni naturalnie udzielać pomocy tym ludziom, wobec których mamy największą pewność, potwierdzoną pamięcią, i rachunkiem matematycznym, że w przyszłości, kiedy to my będziemy potrzebować pomocy odwzajemnią się oni wobec nas tym samym zachowaniem. Każdy z nas już intuicyjnie, wbrew liberalno-kapitalistycznej propagandzie o wrodzonym egoizmie człowieka dostrzega sensowność takiego układu. Należy jednak od razu zaznaczyć, że warunkiem koniecznym aby odroczony altruizm odwzajemniony mógł wyewoluować jako psychiczna adaptacja behawioralna jest umiejętność wzajemnego rozpoznawania się osobników. Umiejętność ta natomiast to immanentna cecha chłopskiego osiadłego społeczeństwa. W takiej społeczności współpraca polegająca na wzajemnym udzielaniu sobie pomocy rodzi się na drodze selekcji - każdy członek takiej wspólnoty według modelu „strategii ewolucyjnie stabilnej” Maynarda Smitha może być albo oszustem (osobnik, który nie odwzajemnia udzielonej mu pomocy) albo oszukiwanym (osobnik, który wielokrotnie świadczy nie odwzajemniona pomoc oszustowi) lub pamiętliwym (osobnik, który odwzajemnia pomoc tylko tym, którzy jemu wcześniej pomagali). Wyłonienie się strategii ewolucyjnie stabilnej w tym modelu polegać będzie na wyłonieniu w drodze rywalizacji między sobą tego modelu zachowania który ostatecznie upowszechni się w całej populacji eliminując pozostałe modele bądź sprowadzając liczbę stosujących ją osobników do minimum. Chłop jest właśnie w tym modelu przedstawicielem strategii ewolucyjnie stabilnej, reprezentującym zachowanie określone jako pamiętliwe. Podczas gdy oszuści (którzy mogą być zarówno mutantami genetycznymi rodzimej populacji, jak również koczownikami żyjącymi pośród społeczności osiadłej np. w dawnej Rzeczpospolitej Żydzi lub Cyganie) początkowo prosperują dobrze kosztem oszukiwanych ( tych rolników którzy są albo mutantami albo osobnikami którzy wyrzekli się własnej tradycji), którzy dają się wielokrotnie wykorzystywać aż do własnej śmierci lub utraty zasobów, spowodowanej brakiem odwzajemnienia pomocy ze strony oszustów. Kiedy jednak „eksploatowana przez oszustów grupa oszukiwanych wymiera, następna w kolejce jest rozrośnięta i dobrze prosperująca ich kosztem grupa oszustów”. Pamiętliwi bowiem, będąc raz oszukanymi ograniczają zachowania altruistyczne do własnej grupy czyli innych pamiętliwych, dzięki czemu ich behawioralne skłonności do odwzajemnionego altruizmu są przekazywane na drodze dziedziczenia kolejnym pokoleniom, nasilając się w populacji. Oszuści natomiast w chwilach gdy potrzebna jest im pomoc nie mogą liczyć na siebie nawzajem, gdyż ich naturą jest oszukiwać wszystkich bez wyjątku, to też nie mając pomocy ani ze strony pamiętliwych ani ze strony innych oszustów, są eliminowani na drodze selekcji w drugiej kolejności po oszukiwanych. W ten sposób, dzięki behawioralnej adaptacji do rozpoznawania i zapamiętywania „swoich” odrodzony altruizm odwzajemniony staje się w myśl koncepcji Maynarda Smithsa strategią ewolucyjnie stabilną.  

Oczywiście dla wielu ludzi otumanionych liberalną koncepcją zatomizowanej jednostki, nie podlegającej żadnym biologicznym, behawioralnym czy historycznym więziom z narodem, podgatunkiem, czy nawet lokalną społecznością, odroczony altruizm odwzajemniony będzie mimo jego naukowego potwierdzenia w świecie zwierząt społecznych, zarówno laboratoryjnie u gryzoni jak i wśród dziko żyjących gatunków np. nietoperzy wampirów, jedynie czystą abstrakcją. Biorąc pod uwagę miejsce, w którym żyje współczesny wyznawca kapitalistycznych bredni czyli sztuczna, oderwana od gleby i ekosystemu aglomeracja miejska, którą Oswadl Spengler określał jako „siedlisko pozbawionego korzeni myślenia, przyciągające do siebie i unicestwiające  strumienie życia płynącego ze wsi” jest to całkiem zrozumiałe. Dlatego też warto w tym miejscu wykazać za pomocą matematyki (którą to tak bardzo lubią się posiłkować kapitaliści, uzasadniają swoje ekonomicznie brednie i kłamstwa), a konkretnie matematycznej teorii gier, że także tą metodą możemy udowodnić żywotną użyteczność dla podgatunkowej i narodowej wspólnoty zachowania i przekazania kolejnym generacjom behawioralnego dziedzictwa altruizmu i współpracy, których źródłem jest stan chłopski.

Spoglądając na procesy ewolucyjne, odbywające się w społeczności chłopskiej przez pryzmat matematyczny, chłopstwo to zbiór obiektów pomiędzy którymi dochodzi do oddziaływania polegającego na przepływie korzyści. Podczas tego przepływu jeden obiekt może zyskać a drugi stracić (np. życie) lub także zyskać. W takim ujęciu pojawia się konflikt interesów, którym to właśnie zajmuje się matematyczna teoria gier. Grą będzie tutaj przepływ korzyści, graczem-obiekty (ludzie) pomiędzy, którymi dochodzi do przepływu. Każdy z graczy wybiera strategię prowadzenia gry (wymiany), która jego zdaniem zapewni mu wygraną czyli zdobycie zasobu zwiększającego dostosowanie ( zgromadzenie energii, żywności, szanse na dodatkową reprodukcję) i uchroni go przed przegraną ( utrata zasobów bądź śmierć).

Najprostszą grą jest tzw. dylemat więźnia (który w istocie w polskich realiach powinien nosić nazwę dylematu aresztowanych). Istotą gry jest sytuacja, gdy dwoje ludzi zostaje aresztowanych za przestępstwo zagrożone karą 10 lat. Obydwaj umówili się uprzednio, że nie przyznają się do winy. Wobec tej sytuacji każdy z nich ma dwie możliwości co w sumie daje cztery warianty rozgrywki. Każdy może obciążyć wspólnika lub nie przyznać się dochowując umowy. Obydwoje jednak nie wiedzą jak zachowa się drugi aresztowany, gdyż nie mogą się między sobą kontaktować. Wobec tego możliwe staną się cztery warianty: jeżeli osadzony A się nie przyzna i osadzony B się nie przyzna, to obaj dostaną rok. Jeżeli obaj się wzajemnie obciążą, dostaną każdy po 5 lat. Jeżeli jednak A obciąży B a dodatkowo B się nie przyzna dotrzymując umowy to A wychodzi na wolność a B dostaje 10 lat i odwrotnie. W tym modelu obydwaj gracze wiedzą, na podstawie rachunku matematycznego, że najlepszą rzeczą jaką mogą zrobić jest zdrada czyli obciążenie wspólnika winą, gdyż w tym prostym modelu nie ma możliwości uzyskania pewności że przeciwnik nie zdradzi. Nie jest to model, który uzasadniał by matematycznie korzyść ze współpracy. Jednocześnie jednak nie jest to model, który można by podstawić do gry gdzie graczami są chłopi w małej lokalnej społeczności. Elementami charakterystycznymi dla relacji chłopskich, które nie pasują do tej gry są dwa czynniki: brak wiedzy o zachowaniu drugiego gracza oraz brak powtarzalności (gra składa się z pojedynczego ruchu po którym następuje zakończenie, wzajemna znajomość nie ma już znaczenia). Jeżeli mielibyśmy szukać tu analogii to należałoby to robić wśród gatunków które nie są przywiązane do określonego terytorium i nie są gatunkami społecznymi lub do interakcji osobników ze zintegrowanej wspólnoty chłopskiej z osobnikami migrującymi z zewnątrz (nomadami)lub innymi „obcymi”.

Zupełnie inaczej będzie wyglądać sytuacja gdy do rozgrywki klasycznego dylematu więźnia wprowadzimy modyfikację polegającą na iteracji (powtarzalności) pierwotnie pojedynczej rozgrywki o nieskończoną ilość razy. Mimo, że każdy, z graczy ma ciągle dwie możliwości, dzięki iteracji polegającej na tym, że bogaci w doświadczenia z poprzednich rund gracze, przystępują do kolejnych, mają dzięki czynnikom wskazanym przez Trieversa i Maynarda Smitha, czyli pamięci możliwość do nabrania „zaufania” lub „ do odwetu lub pojednania”, „wybaczania lub zemsty.” Ilość strategii możliwych do wykorzystania dzięki powtarzalności, jest praktycznie nieograniczona. Najbardziej istotną cechą iterowanego dylematu więźnia jest to, że tym razem osadzeni (w tym modelu chłopi )mają sposobność do wygrywania kosztem policji(czyli obaj zyskują na współpracy). Podstawiając ten model do społeczności chłopskiej, widać jasno, że chłopi współpracujący ze sobą grali właśnie w iterowany dylemat więźnia. Ich homogeniczna wspólnota ziemi i krwi powstała dzięki temu, że mając do wyboru dziesiątki strategii, byli tymi którzy wybrali strategię pamiętliwych, określaną w teorii gier przez Roberta Axelroda jako wet za wet. Strategia ta jednak u Axelroda uzyskała dwie modyfikacje, które nie wynikały z modelu ewolucyjnej stabilności - były to określane przez Axelroda cechy uprzejmości (nigdy nie zdradzaj jako pierwszy) oraz Wielkoduszności  zemścij się na zdrajcy, ale wracaj do współpracy w kolejnej rundzie, unikając pasma wzajemnych wyniszczających zdrad). Ten argument matematyczny jest na tyle sugestywny, że dzięki niemu, paradoksalnie, nawet deklarujący się jako liberał i przeciwnik selekcji grupowej R.Dawkins mimowolnie przyznaje że „ludzie żyjący na wspólnym terytorium, spowinowaceni genetycznie ze sobą, mogą się upodobnić do siebie nie tylko z wyglądu ale także ze względu na skłonność do strategii „wet za wet”. Jeżeli tak się stanie, osobniki „wet za wet” współpracujące ze sobą w małych przyjaznych enklawach mogą prosperować na tyle dobrze, że z niewielkich i lokalnych skupisk rozrosną się do skupisk nieco większych, te zaś mogą się rozrastać tak bardzo, że rozpowszechnią się na inne obszary”. Biorąc pod uwagę zarówno hamiltonowską koncepcję „dostosowania łącznego” jak i triversovski altruizm odwzajemniony jaka strategię ewolucyjnie stabilną, wzmocnioną matematyczną teorią gier, nie będziemy przesądzać który z tych czynników miał proporcjonalnie większą a który mniejszą rolę w genezie chłopstwa jako źródła tradycji i biologicznej żywotności naszego podgatunku. Zapewne wśród różnych etapów naszego indoeuropejskiego prawa wyglądało to odrobinę inaczej. O wiele bardziej istotna jest konstatacja, że bez chłopstwa, będącego korzeniami narodowego organizmu, wnikającymi głęboko w rodzimą glebę aby dać narodowi życiową energię, naród i podgatunek jest skazany na śmierć, podobnie jak każda roślina pozbawiona korzeni. Aby się o tym przekonać należy spojrzeć wstecz, na historię tych kultur i cywilizacji, które tracąc w różnych okolicznościach stan chłopski szybko chyliły się ku upadkowi i znikały z areny dziejów ustępując miejsca nowym tworom.

Na początku przyjrzyjmy się Rzymowi, który u zarania swoich dziejów był typowym państwem chłopskim. Całą dynamikę ekspansji, zawdzięczającym możliwościami regeneracji demograficznej, płynącej od rolników. Każdy Rzymianin postępował według tradycyjnego schematu, w którym jeden z synów dziedziczył rodzinne gospodarstwo, córka wychodziła za mąż za sąsiada a reszta synów zasilała rzymską armię. Dzięki temu modelowi młode państwo mogło się rozwijać, gdyż to determinowało ekspansję na nowe terytoria, które po zdobyciu były zasiedlane przez byłych żołnierzy. Uprawa roli była zajęciem chwalebnym, dość przypomnieć Cyncynata, który jako prosty chłop, przyjąwszy togę konsula, wprost zszedłszy z pracy w polu, jako dyktator zorganizował kampanię przeciwko wrogom oblegającym stolicę państwa. Nazajutrz po zwycięstwie i odbytym według tradycji triumfie, zdjął togę i wrócił do pracy w polu, wyrzekając się wszelkich przywilejów i zaszczytów. Rzymska armia, mimo wielu porażek, zawsze regenerowała się świeżym rekrutem, napływającym z chłopstwa, analizując porażki i udoskonalając technikę wojenną, czego nie mogli czynić wrogowie opierający się przeważnie na armiach najemnych. Początek końca Rzymu to wielkie spustoszenie kraju, szczególnie na południu, dokonane przez inwazję Hannibala podczas drugiej wojny punickiej. Wtedy to, obok serii ogromnych porażek militarnych (tylko pod Kannami Rzymianie mieli stracić 70 000 ludzi, co w tamtych czasach było klęską) na opustoszałych obszarach powstawały wielkie gospodarstwa produkujące na masową skalę, obsługiwane przez niewolniczą siłą roboczą. Ten starożytny kapitalizm, bardzo szybko zaczął doprowadzać do upadku małych rodzimych gospodarstw, które nie były w stanie sprostać konkurencji ze strony żywności produkowanej przez niewolników. Jakie to niosło niebezpieczeństwo dla podstaw rzymskiej potęgi, rozumiał doskonale trybun ludowy Tyberiusz Grakhus. Dlatego jego plany reformy polegające na przydzielaniu żołnierzom kończącym służbę w rzymskiej armii działek i osadzaniu ich tam jako gospodarzy miały w zamyśle zatrzymać proces powolnego bankructwa stanu chłopskiego. Wbrew liberalnej propagandzie, nie zamierzał on do stworzenia jakiejś klasy proletariackiej, tylko dążył właśnie do wzmocnienia i ochrony przed kapitalizmem plebs rustica - konserwatywnego stanu średniego będącego osnową republiki. Mimo iż jego plany były powszechnie akceptowane jako konieczne on sam wkrótce zginął w wyniku politycznych intryg, reforma przepadła, a zboże sprowadzane z wschodnich prowincji, które było tańsze od rzymskiego w szybkim tempie niszczyło rodzime rolnictwo, wyludniając prowincję, a chłopów zmuszając do emigracji do miasta, gdzie jako pełnoprawni obywatele mogli w zamian za głosy być przekupywanymi przez oligarchów. Około roku setnego chłopstwa było już tak mało i było ono tak zubożałe, że Rzym zerwał z obowiązkiem służby wojskowej. Jaki pisze Feliks Koneczny lekarstwo było jednak gorsze od choroby: „ Wojsko stawało się zrzeszeniem zawodowym rzemiosła wojennego, związanym nie z ojczyzną, nie z państwem, lecz li tylko z osobą wodza, z którym miało się li tylko kontakt werbunkowy, kontrakt zarobkowy. Ponieważ wodzowie byli równocześnie politykami więc wciągali armie w walki polityczne. Wojsko stało się narzędziem do zdobywania władzy w Rzymie.” Następnym krokiem do upadku było przyjmowanie na służbę wojskową barbarzyńców, którym płacono rabunkiem lub podatkami nakładanymi na chłopstwo. Chłop był niszczony na dwa sposoby: ekonomicznie nieopłacalna praca na roli spychała go do roli Kolona (dziedzicznego dzierżawcy ziemi u kapitalistycznego latyfundysty ) lub Politora ( czasowego dzierżawcy). Drugi sposób to opcja służby w armii, po której chłop mógł liczyć na nadanie ziemskie gdzieś głęboko w Azji, gdzie biorąc sobie miejscową kobietę za żonę, rozpływał się w obcym etnosie, tracąc więź z ojczyzną. Jednocześnie trwał proces w drugą stronę, polegający na imporcie taniej niewolniczej siły roboczej do serca imperium, na rdzennie italskie tereny. Razem z nimi sprowadzano do Rzymu religie i kultury podbitych ludów wraz z kapłanami niszcząc własną wiarę i tradycję. Szczytem tej orgii multikulturalizmu było obwołanie Cezarem Helliogabala- czternastoletniego kapłana syryjskich bożków, którego usunęli sami pretorianie kiedy obok seksualnych orgii zaczął nadawać godności państwowe innym dewiantom- tancerzom, cyrkowym woźnicom i golibrodom (ówczesnym „celebrytom”). Słynne powiedzenie Lukliana z tamtego okresu o syryjskim Orontesie, który wpadał do rzymskiego Tybru, nie dotyczyło tylko wymiany ludności na nie rzymską w warstwach niższych, chodziło o całkowite przejęcie państwa na wszystkich płaszczyznach, szczególnie ekonomicznej, bogacili się bowiem Azjaci zajmujący się handlem i finansami którzy kulturowo i cywilizacyjnie nigdy się zasymilowali. Ten tragiczny koniec Imperium doskonale opisał F.G.Junger „ System wyzysku, prowadzący do ruiny kwitnących krain, kolosalna korupcja urzędników i dzierżawców, bezsensowna rozrzutność uprawiana przez bogaczy tamtej epoki- wszystko to zakłada istnienie masy, ogromnej populacji miejskiej która chce żeby ją żywić i bawić [..] żyli tam nie tylko ludzie wpisani na listy przydziału zboża i otrzymujący numerowane marki na miejsca w cyrku, zawsze istniał tam tłum profesjonalistów najrozmaitszych rzemiosł. Właśnie te pracowite masy mogły umacniać się wobec faktu, że samo miasto marnotrawiło obszar swojej władzy. Zastanówmy się jednak nad zależnością, w jaką ta masa popadła. Cechą charakterystyczną tworzenia masy jest sztuczność, powstaje ona przez napływ z zewnątrz. Wiąże się z tym utrata zdolności, a tym samym prawa do politycznego samostanowienia. Masa utraciła też zdolność – gdyż czasy rolniczego Rzymu już dawno minęły- samowystarczalności żywieniowej, trzeba ją żywić a jej zaopatrzenie wiąże się z nieustannymi obciążeniami.”

Ostateczny upadek Rzymu, dokonany w V wieku, kiedy niegdyś życiodajna prowincja jest pustynią,  wyjałowioną przez multikulturowe, oderwane od rodzimej krwi i gleby ośrodki miejskie, był naturalną konsekwencją zaniku chłopstwa będącego ogniwem łączącym organizm całego narodu z glebą i rodzimym ekosystemem.

Co najważniejsze jednak, kiedy spojrzymy zarówno na historię USA, jak i Rosji - ZSRR przez pryzmat historii warstwy chłopskiej w tych państwach od razu dostrzeżemy analogię i działanie tych samych mechanizmów socjobiologicznych oraz ekologicznych i demograficznych, które spowodowały uprzednio upadek Rzymu.

USA od początku projektowane jako republika rolnicza, bardzo szybko, bo już podczas wojny secesyjnej wyrzekło się pierwotnych ideałów. Wojna secesyjna nie była tylko wojną domową, była starciem dwóch tradycji - indoeuropejskiej tradycji chłopskiego południa oraz semickiego kapitalizmu północy. Od tamtego momentu kapitalistyczny model gospodarki, również rolnictwa zaczyna z wolna zdobywać przewagę, jedyną różnicą między nowożytnym kapitalizmem rolniczym a jego starożytną formą jest zastąpienie niewolniczej siły roboczej pojazdami i maszynami rolniczymi, imigrantami a także stosowaniem chemicznych nawozów, pestycydów i innych substancji przemysłowych potaniających produkowaną masową żywność, z czym nie mają szans konkurować rodzime gospodarstwa.

Zupełnie inaczej zniszczenie rolnictwa i chłopstwa wyglądało w Rosji. We wschodniej Europie chłopstwo, aż do bolszewickiej rewolucji było podstawą demograficzną państwa, szczególnie po zniesieniu pańszczyzny przez cara Michała w 1861 (pańszczyznę jako nową formę opodatkowania pogłównego wprowadził, zafascynowany kapitalistycznymi Niderlandami i Anglią Piotr I). Obserwujemy wtedy (także w polskiej Kongresówce) eksplozję demograficzną chłopstwa, która to zapewniła carskiemu imperium nieprzerwaną aż do końca swojego istnienia ekspansję terytorialną. Sielanka niestety skończyła się wraz z nastaniem, po upadku caratu rządów bolszewickich. Bolszewicy, jako jeden z głównych celów obrali sobie kolektywizację wsi rosyjskiej. Praktyka tego polegała na likwidacji prywatnych gospodarstw i tworzeniu kołchozów, czyli zarządzanych odgórnie majątków państwowych, prowadzących produkcję rolną w warunkach przemysłowych a chłopa -gospodarza zmieniające w robotnika rolnego, oderwanego od własnego rodzinnego pola, od gleby która w Rosji jako „poctwa” miała wymiar sakralny. Najgorszym objawem sowieckiej, dysgenetycznej walki z chłopstwem, było tzw. rozkułaczanie- fizyczna eksterminacja najbogatszych i najlepszych chłopów, arystokracji tego stanu, którzy zostali uznani za grupę posiadaczy i wyzyskiwaczy i fizycznie unicestwieni. Podobny los spotkał także Kozactwo. Odroczenie demograficznego wyroku śmierci zapewnił powojenny ukaz Stalina, zezwalającego zkołchozowanemu wówczas chłopstwu uprawę na własne potrzeby oraz na drobny handel, małych dziesięcio-arowych działek przylegających do kołchozowych zagród. Mimo iż stanowiły one 1% powierzchni gruntów ornych ZSRR zapewniały 30% produkcji rolnej. Likwidacja chłopa, dla którego wedle słów Waltera Darre „następstwo pokoleń jest najważniejszym zjawiskiem życia”, sprawiła jednak, że zastępujący go robotnik rolny, nie potrafił nawiązać z glebą organicznej relacji, traktując ją jako przemysłowy surowiec. W efekcie poza chronicznymi niedoborami żywności, ludność ZSRR a później Rosji, zamiast prognozowanych na początku XX wieku przez N.Danilewskiego 400mln wynosiła ok.105. Co ciekawe kapitaliści w swojej propagandzie zazwyczaj twierdzą, że ujemny przyrost naturalny jest skorelowany ze wzrostem zamożności społeczeństwa. W tym przypadku mamy jednak do czynienia „z fenomenem” ujemnego przyrostu w warunkach ubóstwa.

Kończąc tę część pracy, nie sposób nie wspomnieć o jedynym jak dotąd kraju, gdzie kapitalistyczne trendy ze swoją koczowniczą mentalnością wrogości wobec natury i jej praw, spotkały się ze świadomą i zdecydowaną reakcją. Mowa tu o ruchach chłopskich w państwie niemieckim w I połowie XX w.

Rzesza niemiecka, zjednoczona pod egidą typowo chłopskich Prus, na skutek forsownej industrializacji, stała się militarną potęgą, zdolną rzucić wyzwanie ówczesnym światowym hegemonom. Wszystko odbyło się niestety kosztem chłopstwa, które zasilając przemysł w czasach forsownej militaryzacji, po przegranej wojnie światowej stało się pozbawionym podstawowych warunków bytowych, miejskim proletariatem, podczas gdy na wsi, mogącej pozornie rozwiązać problemy aprowizacyjne, chłopstwo cierpiało na brak rąk do pracy i kapitalistyczny ucisk ze strony obcych bankierów i finansistów z jednej strony jak i dużych przemysłowych majątków rolnych z drugiej. Całą tę sytuację opisał W. Darre w swoim tekście „Wewnętrzna kolonizacja”. Tekst ten był sprzeciwem wobec kapitalistycznej koncepcji chłopa jako przedsiębiorcy przynoszącego zyski. Ta liberalna wizja chłopa jako zatomizowanej jednostki, podlegającej prawom rynku, który stał się jedynie częścią etyki kupieckiej została przeciwstawiona spojrzeniu na zagrodę chłopską jako rdzeń narodu, kluczowy dla zdrowia fizycznego, moralnego, kulturalnego i rasowego. Zjednoczony w latach 20-tych ruch chłopski, dał w efekcie decydującą przewagę narodowym socjalistom, aby w warunkach demokratycznych mogli oni przejąć władzę. W uznaniu zasług dla nowego reżimu Darre, mimo iż był człowiekiem z zewnątrz (do NSDAP wstąpił dopiero w 1930 roku ) został ministrem rolnictwa. Nie zważając na silne kapitalistyczne wpływy wewnątrz reżimu przystąpił do realizacji pionierskich rozwiązań, mających zapewnić powrót indoeuropejskiej tradycji i tym samym ocalenie narodu niemieckiego przed demograficznym, ekologicznym i cywilizacyjnym upadkiem.

Chociaż szczegółowa analiza tego zagadnienia wykracza poza ramy tej pracy, należy ukazać tu dwa obszary, którymi zajął się Darre, a które były fundamentalne dla powrotu chłopstwa do roli fundamentu narodu. Pierwszy to warstwa ekologiczna, gdzie zaczęto promować w opozycji do niszczących środowisko naturalne upraw przemysłowych, angażujących przemysł w produkcję żywności, rolnictwo biodynamiczne, które polegało na jak największej symbiozie pojedynczej zagrody chłopskiej z lokalnym ekosystemem. We współpracy z architektem krajobrazu Alvinem Seifertem promowano ograniczanie melioracji, sadzenie i zachowywanie pomiędzy polami zagajników, będących naturalnymi ostojami dzikiej roślinności oraz zwierzyny, a także postulaty rezygnacji z sztucznego nawożenia w zamian za naturalne kompostowanie. Niestety, sprzeciw wobec kapitalistycznych praktyk na wsi, połączony z krytyką niemieckiej polityki osadniczej w krajach okupowanych przez III rzeszę, doprowadził do tego, że krótko po utracie dwóch sojuszników, których poglądy były podobne (Todt i Hess), w wyniku nacisku partyjnych technokratów Walter Darre został zdymisjonowany. Zastąpiono go bezbarwnym urzędnikiem Ernestem Backe, który w przeciwieństwie do niedocenianego wizjonera Darre, był prawdziwym fantastą i oderwanym od realiów planistą biurowym.

Poza wszystkimi elementami holistycznego podejścia do polityki rolnej, które dziś nazwalibyśmy ekologicznym, Darre przeprowadził jeszcze jedną, „konserwatywno-rewolucyjną” zmianę. Chodziło o kluczowe założenie, że chłop niemiecki, aby spełniał rolę spichlerza ludnościowego dla całego narodu, musi być wolnym. Wolność nie oznacza zaś niezależności od feudalnego pana, tylko od międzynarodowego kapitału, który w czasach Republiki Wejmarskiej mocno dawał się we znaki niemieckiej wsi, wielu chłopów doprowadzając do utraty ziemi. Ochroną przed tym zagrożeniem stała się uchwalona 1933roku ustawa o dziedzicznych dworzyszczach. Wprowadzając kategorię chłopa, jako dziedzica gospodarstwa, które po jego śmierci przechodzi nie podzielnie na spadkobiercę, narodowo-socjalistyczny reżim stworzył rękami R.Darre zalążek nowej chłopskiej arystokracji. Analogie z tradycyjnym indoeuropejskim modelem tak charakterystycznym choćby dla republikańskiego Rzymu, czy Sparty stają się bardzo widoczne. W dziedzinie gospodarczej ustawa uniezależniała chłopa całkowicie od rynku, pieniądza i spekulacji, cofając go prawie w czasy gospodarki naturalnej. Zapobiegając rozdrobnieniu własności, ustawa „wypychała” nie dziedziczące potomstwo do wewnętrznej ekspansji do innych grup społecznych. K.Stojanowski zwrócił również uwagę na eugeniczną doniosłość niemieckiego rozwiązania: „jedna rzecz jest z punktu biologicznego niewątpliwie dobra. Jest nią wyróżnienie mężczyzn przy dziedziczeniu. Na skutek tego dziewczęta mające nie tylko spłatę nie będą się bardzo różnić pod względem majątkowym pomiędzy sobą. Wobec tego odpadnie pogoń za majątkiem dziewczyny a większej ceny nabierze osobista wartość kandydatki na żonę”.

Podsumowując cały dorobek Richarda Waltera Darre widać wyraźnie, że Niemcom trafił się niepospolity wizjoner, który doskonale rozumiał rolę chłopstwa „jako źródła siły życiowej indoeuropejskiego podgatunku”. Gdyby nie przegrana wojna za także zwycięstwo wrogich chłopstwu sił wewnątrz niemieckiego państwa, Europa na pewno doświadczyłaby odrodzenia stanu chłopskiego.

Spoglądając na wszystkie przytoczone tu historyczne przykłady możemy potwierdzić jedną powtarzającą się prawidłowość. Za każdym razem, bez znaczenia z jakiego powodu zniszczone chłopstwo oznacza zniszczoną podstawę demograficzną każdej indoeuropejskiej populacji. Każda interakcja indoeuropejskiej cywilizacji z tradycjami koczowniczymi jest zagrożeniem dla naszej egzystencji. Nasza indoeuropejska tradycja, której istotą jest adaptacyjna symbioza z rodzimym ekosystemem, oparta na agrarnych aksjomatach prymatu praw natury (na płaszczyźnie ontologicznej) oraz podległości człowieka wobec praw cykliczności (na płaszczyźnie kosmologicznej) jest całkowitym przeciwieństwem tradycji koczowniczej we wszystkich jej formach, zarówno kapitalistycznej jak i komunistycznej. Komunizm i kapitalizm ze swoim kosmologicznym aksjomatem końca historii (bez znaczenia czy będzie to bezklasowy koniec po zwycięstwie komunistycznej rewolucji, fukujamowski demoliberalny „koniec historii”, czy mistyczne formy końca historii jako ponownego przyjścia mesjasza po Armagedonie) oraz odrzuceniem lub negacją praw natury jest całkowitym przeciwieństwem naszej tradycji.

Wszystko co powyżej opisałem w związku z chłopstwem i jego rolą dla naszego podgatunku jest obecnie niszczone w skali i tempie, które nigdy przedtem nie występowały w historii. Dzieje się dokładnie to, co przewidział ponad pół wieku temu F.G Junger. „Ignoruje się tutaj proste prawa: musimy je przypomnieć. Człowiek siejący, hodujący i uprawiający rośliny, człowiek zajmujący się zwierzętami tylko wówczas pożytkiem odda się swoim zatrudnieniom, jeśli będzie miał na względzie pomnażanie tego, co powierzono jego pieczy. Tylko będąc mnożycielem i opiekunem, może liczyć na pomyślność swoich działań. Nie powinien ani wycinać własnych lasów ani szlachtować swoich trzód. Nie powinien jednostronnie i przemocą szukać korzyści i pożytków dla siebie, gdyż stanie oko w oko z głębokimi i pełnymi wzajemności zależnościami. Ziemia nie zniesie człowieka, który ją wykorzystuje i zużywa, i wkrótce odmówi mu swej pomocy. To jest jedno z misteriów Demeter, z którymi obeznany jest każdy znający właściwe miary rolnik. To jasne że człowiek nie tylko winien szukać korzyści w obszarach powierzonych jego pieczy ale musi wciąż składać ofiary. Dopiero one stworzą gwarancję że jego praca i jego aktywność nie tylko będą ranić, ale też przyniosą mu trwały pożytek. Na akty przemocy ziemia odpowiada nie inaczej niż człowiek ,którego życie narażone jest na szwank. Gdy karczuję las dla pól, wówczas plony tych pól będą mniejsze. Gdy góry pozbawię lasu, wówczas spustoszy je erozja. Gdy odwodnię bagna, gdy obmuruję i wyprostuję koryta rzek, wówczas gospodarka wodna popadnie w nieład. Gdy zaorzę step wówczas powstaną pustynie (…) Monokultury wprowadzane na wielką skalę w XX stuleciu i uprawiane metodami gospodarki, w której dominują ciągniki, będące zresztą w ścisłej zależności od tych monokultur, stanowią formy uprawy roli właściwe dla ludzi żyjących w ramach technicznej organizacji świata. Zakłócają równowagę sił, a natura odpowiada na to działaniem szkodników degradujących grunt(…) Krowy którymi włada, władają także nim, władają mocą przeżuwającej aktywności i spokoju, które są im właściwe, łagodnie ale bezlitośnie. Musi je czyścić, doić, paść, chronić: stał się nieodłącznym stróżem i towarzyszem zwierzęcia. Tak jak ono nie morze obejść się bez niego ,tak i on nie morze się odeń uwolnić. Na tym zasadza się tolerancja, a z tej tolerancji wyrasta być może wiedza, że opłaca się poświęcić życie temu zwierzęciu. Opłaca się nie dlatego że zwierzę zostanie spożytkowane, ale że w trakcie troskliwej i pieczołowitej opieki stanie się piękniejsze, mocniejsze, bardziej płodne i chętniej oddające swe płody, których człowiek domagać się morze od niego ze względu na opiekę i doglądanie. Korzyść bez opieki jest rabunkiem. Stosunek do zwierzęcia, nie tylko oznacza dla człowieka ekonomiczną korzyść, ale stanowi początek wszelkiej obyczajności.

Technik niewiele sobie z tego robi. Być może odpowie iż z równą pieczołowitością dogląda i czyści swoje maszyny co pasterz swoje krowy. To prawda, ale tylko w takim sensie w jakim czyścimy sobie zęby albo każemy reperować lub regenerować sztuczną szczękę. Przemiana gospodarstwa rolnego w fabrykę, jeśli dokona się z powodzeniem, musi prowadzić do zmiany stosunku człowieka i zwierzęcia: stanie się on czysto mechaniczny. Zwierzę traktowane będzie jak pragmatyczny mechanizm przynoszący korzyści. Techniki takie jak sztuczne zapładnianie czy przenoszenie zarodków pokazują dokąd ta droga prowadzi.”

Niestety obecna rzeczywistość przerosła nawet prognozy niemieckiego pisarza. Międzynarodowe korporacje, pod przykrywką „wolnego rynku” opanowują, jak niemiecki Bayern, tak odległe z pozoru dziedziny jak przemysł chemiczny, farmacja, hodowla trzody chlewnej, czy uprawy GMO. Wszystko to, przeobraziło rolnictwo w przemysł, który nie zadowala się jak w Rzymie, zniszczeniem ekonomicznym rolnika, stosowanie monokultur GMO, uprawianych ciężkim sprzętem, przy użyciu pestycydów i nawozów sztucznych niszczy glebę a pośrednio całą prowincję. Zwierzęta, poprzez wyrwanie ich z naturalnego środowiska i warunków, jakie mimo udomowienia miały w chłopskiej zagrodzie, zostają całkowicie podporządkowane przemysłowi i jego zyskom. Kapitalistyczny nomos pustyni idzie jeszcze dalej – codziennością staja się manipulacje genomem, wprowadzone tylko po to, aby uodpornić hodowaną roślinę na pestycyd, który zabije wszystko inne na terenie monokultury. Uprawę rzepaku na przykład spryskuje się preparatem wstrzymującym fotosyntezę rundup, tylko po to aby specjalnie do tego procesu zaprojektowane kombajny żniwiarskie, zbierające go z pola zużywały mniej energii. Tylko dla zysku stosuje się substancję, która niszczy całe życie w glebie do której się dostaje podczas oprysków, a sam olej rzepakowy, zanieczyszczony gilfosatem (główny składnik preparatu) niszczy ludziom go spożywającym całą mikrobiotę jelit powodując spadek odporności immunologicznej, plagi uczuleń, nieprzyswajalność glutenu a nierzadko ciężkie neurologiczne schorzenia. Te antyekologiczne patologie, powstałe w wyniku działalności przemysłowych farm, swoistych „fabryk żywności”, sprawiają że praca na wsi niczym nie różni się od pracy w fabryce, a wieś pod względem gospodarczym stała się obecnie lichą kopią miast.

Pestycydy i herbicydy w przemysłowych uprawach sprawiają, że ilość endokrynomimetyków w spożywanej przez nas żywności jest ogromna. Dysgeniczny wpływ tych substancji na populację jest porównywalny z wpływem sterydów anabolicznych na organizmy stosujących je „sportowców”. Dodatkowo rolnictwo stosuje na masową skalę materiały polimerowe (tzw. agroplastiki), szczególnie polietylen i polipropylen ze wszechobecnymi ftalanami.

Mimo setek raportów naukowych, ukazujących dysgeniczny wpływ na populację endokrynomimetyków środowiskowych, spowodowany m.in. działalnością rolniczego „przemysłu”, kontrolowany przez te same koncerny przemysł medialny, uporczywie ignoruje te informacje lub celowo je socjotechnicznie unieszkodliwia. Doszliśmy w tym obszarze do podobnego paradoksu, jak w sprawie naszych aksjomatów dotyczących dziedziczenia i ewolucji – mimo, że są to rzeczy potwierdzone przez naukę, kontrolowana przez kapitalistów popkultura propaguje treści jawnie sprzeczne z dotychczasową wiedzą naukową.

Na zakończenie należy zadać najważniejsze pytanie: jaka winna być nasza reakcja wobec opisanych w tym eseju procesów? Na pewno każdy nacjonalista, dla którego przetrwanie i rozwój narodu i podgatunku są najważniejszymi sprawami nie może zignorować tego problemu. Należy wyzbyć się z naszego myślenia wszelkiej lansowanej uporczywie przez popkulturę pogardy i lekceważenia wobec „wiochy”, wszyscy wszak jesteśmy chłopami. Stańmy się więc nowymi Kozakami – wolnymi chłopami, którzy nie poddali się woli koczownika - kapitalisty. Sięgnijmy do naszej ekologicznej słowiańskiej tradycji, która wprost wyrasta z krwi związanej z glebą. Nawet mieszkając w mieście, zamiast kopiować lewackie praktyki, zorganizowana grupa może niewielkim nakładem na terenie ogródków działkowych stworzyć namiastkę chłopskiej zagrody, będącej źródłem zdrowej żywności, miejscem kompostowania odpadów domowych, a może dla kogoś stanie się impulsem do powrotu na wieś i stania się prawdziwym chłopem.

Niestety , wsparcie dla chłopstwa jest na tyle poważną sprawą, że każdy winien się w to zaangażować. W przeciwnym razie może się okazać, że  nasze zwycięstwo będzie równie pyrrusowe, co opisywane przez Arnolda Toynbe zwycięstwa Asyryjczyków, którzy wygrywali wciąż bitwy, mimo że stolica jak i  większość ich kraju już nie istniały.



Lech Obodrzycki