Otto Auslegen - Druga Twarz Tintina

    Któż nie zna Tintina, prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnego bohatera europejskich komiksów? Historie belgijskiego chłopca zostały wydrukowane w przeszło 200 milionach egzemplarzy i przetłumaczone na ponad 90 języków, pierwszy komiks wydano już w 1929 roku na łamach czasopisma Le Petit Vingtieme (do samego czasopisma zaraz wrócimy). Po śmierci autora Georgesa Remi (o pseudonimie artystycznym Herge), pan Jean Gol, jeden z redaktorów poczytnego belgijskiej gazety codziennej Le Soir, a zarazem „wybitny” liberał, stwierdził, że Tintin „jest idealnym produktem eksportowym i świetnym przykładem dla cudzoziemców, jak wygląda i zachowuje się Belg”. Prawdopodobnie, żaden szary Kowalski (choć w tym wypadku szary Jan Met De Pet, jak mawiają Belgowie) nie zauważyłby w tym nic złego, a przeciętny nacjonalista uznałby autora słów za osobę sprzedającą belgijską tożsamość na globalistycznym bazarku, wszystko byłoby wręcz „w normie”, gdyby nie jeden fakt...
    Jak sam Herge stwierdził w wywiadzie dla Libre Belgique w 1975 roku, sam koncept komiksu został mu podsunięty przez nikogo innego, jak przez przyjaciela z redakcji Le Petit Vingtieme, który ponadto miał się stać inspiracją dla samego bohatera – Leona Degrella, który w tamtym czasie był zagranicznym korespondentem w Meksyku. Obie te postaci połączył starszy redaktor, ultra-konserwatywny mnich Abbe Norbert Wallez, który zresztą w 1934 roku podrzucił Georgesowi pomysł na zgromadzenie wszystkich odcinków przygód Tintina i wydania jako osobnej książki.
    Jak można przeczytać w jednej z powojennych, prawicowych publikacji Forces Nouvelles z 1989 roku - „Remiego nie mógł zainspirować bardziej do stworzenia Tintina nikt inny jak właśnie Degrella, postać idealistycznego podróżnika, który w czasie swojego pobytu w Meksyku nosił non stop nawet takie same getry jak Tintin.”
    Do zauważenia tego podobieństwa przyznaje się nawet śmiertelny wróg Herge'a – Jean Bucquoy - „Ktokolwiek zaznajamiał się z Tintinem, zauważał w nim polityczne poglądy Herge'a. Tintin jest anty-bolszewikiem, rasistą, jest politycznie nieczuły, lub zbyt czuły – zależnie od humoru danego dnia. Moralność Herge'a jest bardzo bliska z filozofią Leona Degrella. Obaj pochodzą z tych samych środowisk: skałtowskich, katolickich i prawicowych.”
    Georges Remi oraz Leon Degrelle znali się bardzo dobrze, do tego stopnia, że ten pierwszy ilustrował książkę tego drugiego (L'Historie de la Guerre scolaire), książkę, której sloganem było – pisana przez belga, drukowana dla belgów, czytana przez belgów.
    Aby jednak w pełni zrozumieć, dlaczego Tintin jest najbardziej radykalnym z komiksów, jakie przyszło nam prawdopodobnie czytać, musimy zajrzeć do ich treści. Zacznijmy więc od pierwszego, wydanego w 1930 roku – Tintin w Kraju Sowietów.
    Sowiecka Rosja jest przedstawiona w Tintinie jako kraina biedy oraz niedoli samych rosjan. Tintin w tym odcinku ratuje biedne dziecko, któremu odmówiono jednej kromki chleba i jest świadkiem nieuczciwych „wyborów”, które rzeczywiście w tamtym okresie ZSRR miały miejsce. Co więcej, Tintin odwiedza w tym komiksie również Republikę Weimarską... gdzie za schwytanie bolszewickiego terrorysty, który chce dokonać zamachu bombowego, nie dostaje nawet podziękowań od oficera policji. Strach przed bolszewizmem przewija się często i gęsto przez całą książkę. „Tintin w Kraju Sowietów” ponadto, jest także satyrą stalinowskich czystek, oraz wyniesieniem jednopartyjnego wzorca władzy.
    Znacznie ciekawszą, moim zdaniem, książką z opowieściami Tintina, jest ta o jego podróży do Kongo. Dobitnie pokazuje stosunek autora do amerykańskiego imperializmu, który już wtedy zaczął rozpuszczać swoje macki. Za każdym razem gdy wspomina w Tintinie się o amerykańskim ekspansjonizmie, pojawia się śmiertelny wróg bohatera, który miałby uosabiać najgorsze cechy amerykanów – Al Capone. Ten odcinek Tintina ukazuje problemy z jakimi boryka się Afryka – spięcia pomiędzy plemionami, wspomniany wcześniej zły wpływ ameryki (Tintin zastanawia się na stronach „Czy Kongo stanie się kolonią Chicago?”). Co ciekawe, Herge nie wstydzi się tam używać zwrotu, który dzisiaj w Belgii jest uznawany za wysoce rasistowski – Negroes, co jeszcze bardziej ciekawe, we francuskojęzycznych reedycjach zwrot nadal tam widnieje.
    Najbardziej kontrowersyjną książeczką o przygodach Tintina jest ta, o jego podróży do Ameryki. Jest wypełniona po brzegi krytyką kapitalizmu oraz żydowskich banków. Tintin nie boi się nawet stanąć w obronie „czerwonych twarzy”, którzy są regularnie atakowani przez liberalne i konsumenckie społeczeństwo Stanów. Ten odcinek wywołał taką burzę, że pozornie przeznaczona dla dzieci książeczka z komiksem, zebrała ostrą krytykę ze strony Nowo Jorskich publicystów.
    Jeszcze w 1940 roku (od 10 maja do 29 lipca) Leon Degrelle, był przemieszczany z więzienia do więzienia (w sumie zaliczył ich 19!), a jego penitencjarna „przygoda” zakończyła się we francuskiej Tuluzie. W październiku 1940 roku zaś, na łamach Le Soir Jeunesse został wydany nowy odcinek Tintina o tytule „Tintin i Miluś Wracają!”. Na okładce widzimy uśmiechniętego Tintina wraz ze swoim wiernym psim towarzyszem, chłopak jest rozpromieniony, i ubrany w koszulę z podwiniętymi rękawami oraz krawatem (i legendarnymi getrami), obok naszego duetu widnieje znak drogowy wskazujący odległość i kierunek drogi... od Tuluzy do Brukseli.
    Praktycznie każdy odcinek Tintina do końca drugiej wojny światowej był wypełniony pro-niemiecką i reksistowską treścią. Nie inaczej było z wydanym w 1942 roku 10 tomem przygód Tintina – Tajemniczą Gwiazdą. Sam tytuł myślę budzi już jednoznaczne skojarzenie, biorąc pod uwagę rok w jakim został wydany. Traktuje nie tylko o żydowskim spisku, lecz amerykańskich planach nad odkryciem zupełnie nowej broni, bomby atomowej. Stety niestety, akurat ten tom w 1990 roku został poddany dokładnej edycji, i tak na przykład schwarzcharakter, „pan Blumenstein z Nowojorskiego banku Blumenstein” stał się po prostu „panem Bohlwinklem”, nie zmieniono jednak jego stereotypowego wyglądu. Zmian jest oczywiście znacznie więcej, od zmienionych flag (z amerykańskiej na zupełnie nieznaną, jednak niektórzy zaczęli doszukiwać się na niej symboli solarnych), czy na przykład ekspedycja naukowa „Niemiec, Hiszpani, Szwecji i Szwajcarii” została zmieniona na „ekspedycję Europejskiego Funduszu Naukowego”.
    Podobieństw i dziwnych zbiegów okoliczności można doszukiwać się również w innych odcinkach, nadmienię jedynie jeszcze jeden – wydany w 1953 roku tom o nazwie „Kierunek Księżyc”, gdzie rakieta z okładki jest idealną kopią... niemieckiej rakiety V2.
    Słowem zakończenia jedynie mogę powiedzieć aby ci z nas, którzy mają dzieci, czytali im właśnie Tintina (wszak jest dostępny również w języku polskim), a ci, którzy nadal w swoim umyśle potrafią cieszyć się radością dziecka, również do Tintina zajrzeli.

Otto Auslegen