Błędy „Wielkiej Polski”

Przyjmę w tym tekście i nazwę "Wielką Polską" tych, którzy o niej krzyczą i widzą ją w wybrany dla siebie sposób. Będzie to tekst o tych wadach współczesnego nacjonalizmu które pchają go w złą drogę. Wciąż wpadamy w te same pułapki - jednak przekonanie o naszej doskonałości i o tym, że "jesteśmy przecież elitą" nie pozwala na zimną ocenę zachowań ruchu narodowego/nacjonalistycznego. Walcząc przeciwko systemowi tenże ruch wpada w jego grę - dostosowuje się do tematów narzuconych przez system demoliberalny. Wydaje mi się, że wielu ludzi w naszych szeregach nadużywa słowa "antysystemowość" tak naprawdę nie wiedząc jak to powiedzmy, zjawisko, wytłumaczyć. Być przeciwko systemowi, to znaczy mieć dla niego alternatywę. Kiedy jesteśmy chorzy to odrzucamy całą chorobę, nie tylko jej część. Albo jesteśmy antysystemowi i odrzucamy wszystko co za sobą niesie rak demoliberalizmu, albo podajemy temu systemowi rękę i idziemy z nim ramię w ramię. Tę własną alternatywę mamy – jednak sporemu gronu osób jest bardzo wygodnie w obecnym systemie. Krzycząc o antysystemowości tzw. Ruch babra się w demoliberalnym szambie. Narzekamy na medialne "wrzutki", nazywamy je prowokacjami albo po prostu – tematami zastępczymi. Wchodząc w nie jednak całym sobą – tu jesteśmy już jeden krok do tyłu na samym starcie.

 

Bardzo często dochodzi do sytuacji zmiękczania języka – ostatnimi czasy słyszę bardzo często z ust niegdysiejszych "nacjonalistów" słowa „patriotyzm”, „narodowcy”, „patrioci”. Wielu mówi, że tak trzeba – bo to lepiej brzmi, bo to lepiej trafi do zwykłego zjadacza chleba… czyli takie ogólnie tłumaczenie dla własnego sumienia. Nie jest to nic innego jak wycofywanie się na pozycje defensywne, strachliwe, grające pod publikę i wchodzenie w grę nie na naszych zasadach. Są ludzie, którzy twierdzą, że to tylko nazewnictwo – to się nie liczy. Jednak jest to błąd – owszem jesteśmy patriotami ale przede wszystkim nacjonalistami. Nie bójmy używać się tego słowa – nie rozdrabniajmy się na wiele grup, nie myślmy o tym jak to ładnie powiedzieć, żeby nas zaakceptowali. To my mamy narzucać nazwy, określenia – nie odwrotnie. Jeżeli dbamy o swój "pijar" w ten sposób, że ukrywamy pewne kwestie – jesteśmy przegrani. I nie chodzi tutaj o porażkę z jakimś tam wrogiem, przeciwnikiem. Ale przegrywamy sami ze sobą – rzucając lata wypowiedzianych słów, wykrzyczanych haseł, napisanych tekstów, wygłoszonych referatów, robionych akcji na śmietnik historii. Wszystkie hasła o bezkompromisowości można wtedy włożyć między bajki. Słowo „nacjonalizm” jest tutaj jedynie przykładem – ile się przez lata od wielu ludzi nasłuchało o np. hierarchii, lojalności, braterstwie – a ile razy w starciu z rzeczywistością to wszystko szło po prostu w piach. Ile już takich hien w naszym ruchu było, które traktowały i traktują ludzi jako po prostu trampolinę aby wskoczyć wyżej. Przez ilu takich wiele ludzi odeszło, zniechęceni i zawiedzeni tym, że ten wierny swym zasadom nacjonalizm – to po prostu relikt przeszłości.

 

Bardzo dużą wadą "Wielkiej Polski" jest podatność na popularnych prawicowych publicystów lub innych którzy choć w paru słowach powiedzą to, co "Wielka Polska" chce słyszeć, bądź powielają dane postulaty w jakiejś nawet okrojonej wersji. Ileż to wtedy widzę rozmów na ten temat, podniecenia na portalach społecznościowych. Zaczyna się wtedy słynne już powiedzenie "mówi jak jest!", bratanie się, zapraszanie na jakieś spotkania, a nawet organizowanie z takimi ludźmi pewnych inicjatyw. Niektórzy zapewne twierdzą, że jest to sprytne – bo przecież można wykorzystać daną popularność dla "naszej sprawy". Dzieje się wtedy jednak coś odwrotnego. To ten prawicowy publicysta na tym zyskuje. Po pierwsze zadając się dla demoliberałów z "kontrowersyjnymi" środowiskami zyskuje pewny rozgłos. Po drugie to on zaczyna mieć większy wpływ na, powiedzmy, elektorat, danego środowiska, a nie ono samo. To doprowadza do tego stanu rzeczy, że ludzie zaczynają mówić językiem danego publicysty – dodając coś tam między wierszami z ideologii "Wielkiej Polski". I później dochodzi do nagle kompromisowych postaw, zmiękczenia języka, zmianę zapatrywań na parę spraw – ot, taka rzeczywistość. Jeżeli posiadamy własne media, "armię" własnych publicystów – to promujmy właśnie ich, wszędzie gdzie się da.

Ludzie mają trafiać na nacjonalistyczne teksty, a nie smęty jakichś prawicowców, którym zachciewa się pouczać nacjonalistów jak ich idea ma wyglądać.

W ostatnich miesiącach zamachów i przelanej niewinnej ludzkiej krwi bardzo wielu ludzi przekrzykuje się z demoliberalnymi mediami na temat tych wydarzeń. Kiedy demoliberalne media bronią w pewien sposób zamachowców, chcąc to jakoś tam zatuszować tekstami typu "miał depresję" – u nas wszystko idzie w drugą skrajność. Zrobił to muzułmanin - więc musimy nienawidzić islam. Nie powinno to iść tą drogą. Nienawidzić to powinniśmy systemu, który dzień w dzień zmusza ludzi do pracy za głodowe stawki, do emigracji, do popełniania samobójstw czy codziennego stresu. To system demoliberalny i jego pochodne jak kapitalizm są głównymi winnymi tych tragedii. To upadek ducha i wartości, to spustoszenie dusz i walka z własną tożsamością doprowadziła do tych wydarzeń, które ostatnio widujemy bardzo często. Rozumiem pewną chęć walki z islamem w kwestii religijności – nawracanie, głoszenie Słowa Bożego. Islam jest inną kulturą, innym systemem – nie tylko religią. Przez wieki istniał pewien status quo – dane kraje, kontynenty należały do danych religii. Dochodziło do wojen o wpływy, o ziemie, chęci właśnie podboju nie tyle terytorialnego, co religijno-kulturowego. Jednak zawsze dany status quo udawało się zatrzymać. Zmieniło się tylko jedno – to Europa stała się słaba jak nigdy przedtem, to Europa nie umie się teraz bronić, to Europa dała ten status quo złamać. Za to inne kultury, religie jak właśnie islam się nie zmieniły. To system demokracji liberalnej doprowadził nas do tego, że na ulicach własnych miast drżymy ze strachu. To ten system, który zapanował po ‘45 roku na całym kontynencie jest naszym śmiertelnym wrogiem, to ten system złamał wcześniejsze wartości, które przez wieki wypełniały Stary Kontynent. Odzyskamy nasze ziemie tylko wtedy, kiedy odzyskamy nasze wartości, nasze dusze, naszą siłę wiary i walki.

 

Tak samo bywa w przypadku naszej polityki zagranicznej. Kiedy demoliberalni politycy prześcigają się w podlizywaniu i wasalstwie obcym stolicom – "Wielka Polska" robi im na przekór i tak jak poprzednio lecąc w skrajność w drugą stronę. Głosząc nienawiść do większości państw jakie nas otaczają. Nasza megalomania ma nam mówić, że wszyscy dookoła powinni przed Polską klękać – przepraszać nas i dawać nam coś - jeszcze więcej i więcej. Oczywiście jest wiele środowisk/ludzi, którzy właśnie przez nakręcanie takiej spirali nienawiści zbijają kapitał polityczny. Nie wolno nam zapomnieć, że otaczają nas narody takie jak nasz – mające własne ambicje, cele, własne dumy narodowe i własną historię. One także pragną coś osiągnąć i znaczyć na arenie międzynarodowej. Jeżeli ktoś sądzi, że jesteśmy tutaj jakimś narodem wspaniałym, wybranym i każdy powinien składać nam hołd – muszę go zawieść gdyż nie, nie jesteśmy. Ani z nas potęga militarna, ani gospodarcza. Politykę zagraniczną powinniśmy zaczynać od własnego podwórka – i wzmacniania państwa właśnie pod dwoma wyżej wymienionymi względami. Politykę zagraniczną powinniśmy opierać na realizacji interesów narodowych, ale w sposób zaplanowany – nie zaś kierować się emocjami, tym bardziej nienawiścią, która nas odsłania i pokazuje nasze słabości.

 

Błędy "Wielkiej Polski" tak bardzo już wsiąknęły w działalność, że jest to kolejna sprawa, z którą po prostu trzeba walczyć. Zamiast wykrzykiwać manifestacyjne frazesy, używać wielkich słów – niech każdy z nas stanie i zastanowi się nad tym o czym mówi i wykrzykuje. Jakie są znaczenia tych słów, co za tym idzie i co za tym się kryje. Jaka "Wielka Polska" ma być naprawdę, jeżeli chce się nazywać elitą. Mamy wymagać od siebie więcej – to bądźmy konsekwentni i naprawdę wierzmy w to co głosimy i wyrzućmy na śmietnik historii tych, którzy dla swoich karier zdradzili wiele osób i sprawę właśnie – Wielkiej Polski. Jeżeli będziemy tak wielcy jak głoszone przez nas hasła – polski nacjonalizm czeka świetlana przyszłość. Bądźmy czujni na zdrajców w naszych szeregach, fanatyczni względem naszej idei, konsekwentni w głoszeniu naszych postulatów.

Krzysztof Kubacki