TTIP, PiS i nacjonalizm

Niespełna kilka dni temu minęło półrocze sprawowania władzy przez rząd Beaty Szydło. Jest to doskonały pretekst do podsumowania minionego czasu i co za tym idzie wyciągnięcia wniosków, do czego osobiście serdecznie zachęcam. Podtrzymuję swoje stwierdzenie sprzed kilku miesięcy, że „jako nacjonaliści zawsze będziemy antyrządowi i antysystemowi, aż do czasu, gdy ten rząd i system stworzymy sami, na własnych zasadach i bez żadnych kompromisów, bo dopiero wtedy będzie to władza prawdziwie narodowa.” Cieszy fakt, że coraz więcej osób to rozumie i coraz mniej widzi w PiS bezwzględnych sprzymierzeńców idei narodowej. Wynika to przede wszystkim z obserwacji destrukcyjnych działań rządu, oczywiście nie mówię tu o Trybunale Konstytucyjnym czy innych tego typu mało znaczących działaniach. Rozdmuchanie takich spraw przez „opozycję” i uczynienie z nich zasłony dymnej ogłupiającej opinię publiczną jest, jak mniemam zaplanowanym działaniem i pokazuje, gdzie naprawdę stoi „opozycja”. Stoi ona bowiem bardzo blisko zachodnich finansistów i wbrew pozorom... władzy.

Osobiście dla mnie największym grzechem Prawa i Sprawiedliwości jest poparcie dla umowy TTIP (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji). Umowa ta, choć dotycząca nas wszystkich, jest negocjowana nad naszymi głowami, w sposób bardziej właściwy organizacjom przestępczym niż demokratycznym państwom prawa. TTIP przyniesie nam obniżenie standardów zatrudnienia, ochrony środowiska, bezpieczeństwa żywności i przedmiotów codziennego użytku, natomiast zapowiadany szumnie wzrost PKB zasili tylko kieszenie banksterów i międzynarodowych korporacji. Jak doskonale wiemy chory system kapitalistyczny panujący na świecie sprawia, że wpływ obywateli na państwo jest coraz bardziej nikły. Postępuje równolegle do tego proces obniżenia znaczenia samych państw, które to stają się niejako zakładnikami terroryzowanymi przez globalną finansjerę poprzez np. pozornie niezależne i obiektywne mechanizmy rynku, czego najlepszym przykładem są działania, pozostających własnością prywatną, agencji ratingowych. Wystarczy, tylko żeby rząd wprowadził zmianę godzącą w interesy najbogatszych, a już naraża się na obniżenie ratingu, co odczytywane jest jako wielka tragedia gospodarcza, a co nijak nie ma przełożenia na rzeczywistość zwykłego obywatela. Podobnie sprawa się ma z różnego rodzaju spekulacjami finansowymi, wskaźnikami giełdowymi, z których próbuje się uczynić część życia szarego obywatela, a z którymi nie ma on zbyt wiele wspólnego. Pogłębieniem i usankcjonowaniem takiego globalnego terroryzmu kapitału jest właśnie TTIP. Jednym z najważniejszych punktów umowy jest wprowadzenie prawnej możliwości zaskarżenia arbitrażowego państwa przez korporację. Powodem skargi może być nie tylko utrata realnych zysków, ale i tych przewidywanych. Biorąc pod uwagę tezę, iż arbitrażem zajmować się mają prywatne firmy zdominowane przez lobbystów, to fakt wygranej z jakąkolwiek korporacją jest wątpliwy, a wielomilionowe kary zapłaci rząd z kieszeni podatników, a więc każdego z nas, chyba że przystosujemy się do wymagań korporacji wtedy jednak zapłacimy za to zdrowiem. Wprowadzone przez PiS reformy opodatkowania banków czy hipermarketów byłyby już wystarczającym powodem do wytoczenia takiego procesu Polsce, tym bardziej dziwi fakt poparcia PiS dla TTIP. PiS uprawia retorykę patriotyczną, socjalną wyostrzając znaczenie niezależności, poszanowania tradycji naszego państwa i godności ludzkiej w budowaniu dobrobytu, jedną decyzją natomiast może zaprzepaścić nie tylko już wypracowane położenie, ale również szansę na poprawę warunków w przyszłości.

TTIP osłabi nie tylko Polskę, ale również całą Europę, która stanie się amerykańskim zakładnikiem, co już znacznie bardziej pasuje do retoryki PiS. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać o stosunku Prawa i Sprawiedliwości do Jankesów, wystarczy wspomnieć słowa Jarosława Kaczyńskiego o poparciu dla stacjonowania w Polsce wojsk amerykańskich. Środowisko to cierpi na przewlekłą i ślepą nienawiść do sąsiadów i niedającą się wytłumaczyć dychotomię autopostrzegania, której przyczyną może być tylko schizofrenia. Tak z jednej strony PiS wierzy w siłę Polski, w jej atrakcyjność dla USA jako wręcz równorzędnego partnera, stara się przy tym, jak najbardziej (rzecz jasna symbolicznie) uniezależnić od sąsiednich państw m.in. Niemiec. Z drugiej jednak nie wierzy w możliwość stworzenia silnego sojuszu państw Europy środkowowschodniej i prowadzenia zrównoważonej polityki międzynarodowej tylko usilnie domaga się wsparcia protektora zza Atlantyku. W stosunku do USA rząd PiS-u prowadzi politykę układnej kolonii, a nie niezależnego państwa dbającego o swoje interesy. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, gdy weźmie się pod uwagę nasz stosunek do najbliższych, najsilniejszych sąsiadów — Rosji i Niemiec. Nasze położenie pomiędzy tymi dwoma olbrzymimi siłami od wieków było źródłem napięć, niejednokrotnie w polityce stawaliśmy po którejś ze stron, co jednak nigdy nie zapewniło nam bezpieczeństwa i nie kończyło się dla nas dobrze. Historia pokazała, że te dwie siły, choć pozornie wrogie tak wczoraj, jak i dziś potrafią się porozumieć przeciwko nam lub naszym interesom, II Wojna Światowa, gazociąg Nord Stream itp.. Stanowcze, całkowite porozumienie z którymś z powyższych krajów byłoby dla nas bardzo szkodliwe i łączyło się wręcz z utratą pewnej niezależności. PIS, zamiast próbować zachowania równowagi między wschodem a zachodem, balansowania między Moskwą a Berlinem ślepo brnie w konflikt z tymi państwami licząc na pomoc Amerykanów, których pomoc w razie konfliktu z którymś z naszych sąsiadów jest bardziej mglista niż pomoc Francji i Wielkiej Brytanii w 1939 r. Dodatkowo naprawdę zabawne jest wieczne tropienie przez działaczy PiS i cały prawicowy mainstream rosyjskich agentów, no dobrze może było to zabawne do czasu wkroczenia ABW do siedziby Zmiany i mieszkań czołowych działaczy tej partii. Wiemy przecież, że przyczyna tego może być tylko jedna i jest nią zbliżający się w Polsce szczyt NATO. Gubernatorzy amerykańskich interesów muszą przywieź do metropolii zapewnienia o lojalności, skoro w kolonii władzę sprawuje jej demokratycznie wybrana dyspozytura, a nie np. informacje o niepokojach społecznych i protestach antyNATO.

Zarzuty jakoby nacjonaliści byli sojusznikami PiS są kuriozalne. Pomimo kilku spójnych postulatów, o ile są one szczerze wysuwane ze strony rządzących, a o ile z chwilowych potrzeb politycznych to już sprawa wymagająca innych dyskusji, dzieli nas naprawdę dużo. Dla nas liczy się przede wszystkim interes narodowy. Oczywiście mowa tu o interesie narodowym narodu polskiego, w kontekście PiS warto to sprecyzować, bo być może oni również działają w interesie jakiegoś narodu, jakiejś siły np. międzynarodowego syjonizmu czy/i multikulturowego (nowo)tworu nazywanego Stanami Zjednoczonym Ameryki Północnej. Jesteśmy dla PiS jeszcze bardziej niewygodni niż dla poprzedniego rządu. Platforma nazywać nas mogła po prostu „faszystami” i uciąć tym wszelką dyskusję natomiast PiS prowadząc taką, a nie inną politykę historyczną musi przynajmniej udawać, że z nami rozmawia. Udawać natomiast nie musi, że nas słucha, bo jestem przekonana, że robi to uważnie. Nie jest to jednak nic wyjątkowego poprzedni rząd również to robił, co potwierdził Krzysztof Bondaryk - były szef ABW, w Radiu ZET. Infantylne byłoby myślenie, że inwigilowanie środowiska nacjonalistycznego się skończyło, że nastąpiła dla nas „dobra zmiana”. Nie stoimy przecież z rządem ramię w ramię, stoimy naprzeciwko siebie i stać będziemy aż do naszego całkowitego zwycięstwa. Nie jest ważne, jaki rząd wydeleguje nam system i jak wiele zainwestuje w swój PR, nie damy się zmanipulować i wciągnąć w te partyjne przepychanki. Grać będziemy tylko na swoich własnych zasadach i tylko o bezwzględne zwycięstwo!

Maria Pilarczyk