„Cenzura w portalach społecznościowych trwa!”

Od bardzo długiego czasu w Polsce panuje wszechobecna cenzura, mimo konstytucyjnie zagwarantowanej wolności słowa. Tym razem w naszym kraju głównym celem cenzury jest szeroko rozumiany Internet – tutaj najbardziej przebijają się portale społecznościowe, z używanym przez miliardy ludzi Facebookiem na czele. Tutaj króluje stale polityka podwójnych standardów, faworyzująca jednych i uprzykrzająca życie drugim. Za eksponowanie symboliki komunistycznej, treści antykatolickich czy wszechobecnej golizny (nawet jeśli jest przykryta czarnymi paskami) nie usuwa się profili czy kont społecznościowych, zaś za wstawienie „zakazu pedałowania” lub krzyża celtyckiego administracja od razu rzuca 30 – dniowe bany na konta. Zgłasza się masowo wydarzenia niepoprawne politycznie, usuwa niewygodne komentarze oraz za wszelką cenę próbuje się wprowadzać różne ustawy tylnymi drzwiami, ustawy mające na celu wprowadzenie cenzury prewencyjnej do Internetu.

W 2012 roku dziesiątki tysięcy Polaków były zdolne wyjść na ulice, by zaprotestować przeciwko ACTA. Międzynarodowy pakt, kolejny z paktów zakładających pozytywne działania na rzecz dbania o prawa własności intelektualnej i przeciwdziałania piractwu, połączonego z gwarancją powszechności i łatwości dostępu różnych treści w Internecie. Tyle teorii, natomiast w praktyce skutkowałby w razie podpisania realną cenzurą i niebezpiecznym ograniczeniem funkcjonalności takich serwisów jak YouTube, Twitter, Facebook etc. W Polsce pakt nie został na szczęście wprowadzony, jednak obecnie, w czerwcu 2015 roku Komisja Europejska nie ustaje w pracy nad wprowadzeniem bocznymi drzwiami cenzury internetowej. KE od tego miesiąca zajmuje się ujednoliceniem rynku cyfrowego.

W przygotowanym projekcie znalazły się m.in. zapisy, które mają dać możliwość zakupu towarów i usług, do tej pory ograniczoną terytorialnie i dostępną tylko dla mieszkańców danego kraju. Ale, jak zauważa Dziennik Gazeta Prawna „w jednym z akapitów dwudziestostronicowego dokumentu Komisja Europejska rozważa możliwość nałożenia na dostawców Internetu oraz usługodawców obowiązku polegającego na kontrolowaniu umieszczanych w sieci treści, szczególnie pod kątem praw autorskich”. Co może oznaczać właśnie próbę nałożenia cenzury Internetu, podobnie jak miało to miejsce w porozumieniu ACTA.

„Strony wydarzeń, które między innymi namawiają do nienawiści, mogą zastraszać lub zawierają elementy nieprzyzwoite są zabronione. Usuwane będą również wydarzenia, które atakują osoby lub grupy osób albo promują produkty lub usługi. Dalsze korzystanie z Facebooka i jego opcji niezgodnie z regulaminem może skutkować dezaktywacją Twojego konta.”. Jeden z punktów regulaminu znanego portalu społecznościowego rozpoczynającego się na literę F ma w teorii za zadanie zwalczanie hate speech (mowy nienawiści), w praktyce sprowadza się do niemal komunistycznej cenzury, która pozwala na bezkarne usuwanie wydarzeń czy inicjatyw mających promować naszą ideę, występować w obronie moralności, tradycyjnych wartości oraz blokuje konta za głoszenie niepoprawnych treści na 30 dni, a w najgorszym razie usuwa bądź dezaktywuje konto. Nie muszę chyba więcej mówić, co to oznacza w kraju, w którym od 26 lat panuje „wolność, niepodległość i demokracja”.

Tutaj warto rozszerzyć zagadnienie polityki podwójnych standardów w Internecie. Dotyczy się to wszystkich kwestii, przede wszystkim światopoglądowych. W Internecie obecnie bez problemu mogą funkcjonować portale mające na celu obrazę uczuć religijnych, narodowych i kulturowych oraz promowanie seksizmu od młodego (profile typu „Najseksowniejsze 12 – latki”, „Niegrzeczne licealistki” czy „Jan Paweł II zajebał mi szlugi”), występują również strony obrażające pamięć żołnierzy podziemia niepodległościowego („Żołnierze Przeklęci”, „Beka z powsrania warszawskiego”), których autorami zazwyczaj są anonimowi pożyteczni idioci. Każda natomiast próba ingerencji w ich treść bądź legalnego zgłoszenia administracji jako konta propagującego nienawiść, nakłaniającego do przemocy etc. jest ignorowana, administratorzy owszem zapoznają się, by potem stwierdzić, że taka strona nie promuje zakazanych treści.

Inaczej jest z kolei z portalami nacjonalistycznymi, wydarzeniami mającymi promować tradycyjne wartości, bohaterów, moralność opartą na zasadach katolicyzmu. Każda próba promowania wydarzenia, obnażania prawdy o multikulti, zboczeniach seksualnych i tak dalej jest narażona na ostracyzm oraz sankcje karne od banów i blokad kont po sprawy sądowe. Tak się działo ze stronami Narodowego Odrodzenia Polski i portalu Nacjonalista.pl (kasowanymi raz po raz), w 2009 roku musiał zostać reaktywowany na nowo Autonom.pl, nawet zdarzały się hakerskie ataki na promujące powyższe opinie strony. Trzeba jednak zauważyć, że w Polsce cenzura treści nie musi obowiązywać na podstawie ACTA czy umów o prawach autorskich, wystarczą artykuły 256 i 257 Kodeksu Karnego, które mówią:

Artykuł 256: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”

Artykuł 257: „Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”

Ponadto trzeba zauważyć, że cenzura Internetu może zostać wprowadzona pod byle pretekstem, tak samo wprowadzano ją w ramach „wojny z terroryzmem”, natomiast w maju 2015 roku Komisja Europejska współfinansowała tzw. „Czysty projekt”, który zakładał, że dostawcy usług internetowych „dobrowolnie” zobowiążą się do aktywnego nadzorowania swoich klientów oraz blokowania i filtrowania treści. Poza tym twórcy tego projektu sugerują zaostrzenie prawa w ramach Unii Europejskiej dotyczącego Internetu i legalności niektórych treści.

29 października 2012 roku Prokuratura Generalna wydała wytyczne, w nich zaleciła działania prewencyjne w razie podejrzenia zarzutu zniesławienia. Wystarczy nawet negatywna opinia na temat jakości usług w hotelu czy restauracji, by służby policyjne się taką osobą zainteresowały, wystąpiły do administracji portalu o udostępnienie danych osobowych i IP komputera, a to się prędzej czy później kończy nakazem zajęcia i sprawdzenia zawartości komputera. W ocenie prokuratury taka ocena danego produktu w Internecie może zostać zakwalifikowana jako przestępstwo zniesławienia, za które KK przewiduje karę do 2 lat pozbawienia wolności.

Cenzura połączona z polityką podwójnych standardów pożytecznych idiotów sprowadzi się do próby wprowadzenia ponownie nowomowy. Skąd my to znamy, co nie? Jak widzimy tutaj, te „26 lat wolności” to utopia, którą demoliberalna dyktatura karmi społeczeństwo za pomocą mediów. Władza ma świadomość, że Internet jest w chwili obecnej jedynym nośnikiem niezależnego, antysystemowego i swobodnego patrzenia na świat, dlatego będzie za każdym razem starała się o założenie mu kagańca w postaci cenzury. Jednak ilekroć oni będą nas blokować, zamykać czy uciszać za pomocą przemocy (w końcu „państwo ma monopol na przemoc”), my tym głośniej będziemy krzyczeć i bronić wolności, która została nam dana na przestrzeni wieków raz na zawsze. Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz. Dlatego musimy walczyć tak długo z cenzurą, aż ostatecznie wygramy.

Adam Busse