Nie uda się Panu bo nie widzi pan problemu w samym charakterze tego systemu.
Bo nie widzi Pan, że jedynym rozwiązaniem jest całkowita, i chyba jak najbardziej można użyć tego słowa, rewolucja przeciw systemowi. Że wyścigi partyjne to tylko przykrywka do trwania cały czas tego samego systemu, który zwalczać będzie wszystko to, co system chce zniszczyć. Że w tym systemie obywatele nie mają żadnego wpływu na rządzących, a jedynie mogą co jakiś czas ich wybrać, by potem nie móc nawet dopilnować czy realizują politykę, a w czasie wybierania być ciągle poddawni propagandzie polityków, których to natężenie tej propogandy jest uzależnione od ich majątku, czego naturalną konsekwencją jest nierówność szans. Że w praktyce wygląda to jak system wyśniony ze snów ojców amerykańskiej rewolucji, liberałów i republikanów, którzy chcieli „chronić ludzi przed ich złymi decyzjami”, tworząc do tego „elitę szanowanych przedstawicieli”, mających nad nimi tak naprawdę władzę totalną jeśli weźmiemy wszystkie możliwe narzędzia i środki jakimi dysponują, ze służbami pilnującymi by system się nie naruszył włącznie.
Jak najbardziej zasadne w tym momencie będzie przypomnienie paru cytatów Jamesa Madisona, jednego z ojców amerykańskiej rewolucji, liberała i republikanina:
„Są szczególne chwile w życiu publicznym, kiedy lud, stymulowany jakimiś nadzwyczajnymi namiętnościami lub złudnymi nadziejami czy też wprowadzony w błąd przez działających celowo manipulatorów, może podjąć działania, które później sam będzie przykładnie potępiał i głęboko żałował. W tych momentach, jakżesz cenna okaże się interwencja grupy umiarkowanych i cieszących się szacunkiem obywateli, która pozwoli zatrzymać zgubne działanie i oddalić cios, jaki lud mógłby sam sobie zadać do chwili, gdy rozum, sprawiedliwość i prawda znów obejmą władzę nad zbiorowym umysłem.”
„Demokracje zawsze były areną zamieszek i sporów. Nie respektowały indywidualnego bezpieczeństwa i praw własności.
Ich żywot był generalnie krótki, a śmierć gwałtowna.
Politycy, którzy wychwalali teoretyczną wyższość tych systemów,
błędnie zakładali, że sprowadzając ludzkość do doskonałej równości
politycznej, wprowadzają jednocześnie doskonałą równość własności, opinii i namiętności.”
Powyższe cytaty ojca amerykańskiej rewolucji, i przypomnijmy, liberała i republikanina, powinny nas wprowadzić w grozę rządu nielicznych nad licznymi. Jest to groza jak najbardziej uzasadniona, bo nie ma żadnej pewności, a jak pokazują przykłady współczesnych systemów kierujących się takimi „wartościami”, nie ma żadnej wątpliwości, że grono nielicznych, „elita”, będzie realizowała swój własny interes. I jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, to ostateczną kulą przebijającą czaszkę wszelkich wątpliwości niech będzie fakt, że zarówno amerykańscy republikanie pokroju Madisona czy Aleksandra Hamiltona, jak i założyciele demokracji liberalnej (mającej jak widzimy więcej z amerykańskiego republikanizmu okresu rewolucji niż można było się spodziewać, a zarazem mniej z greckiej, prawdziwej demokracji) postulowali wykluczenie osób bez majątku z procesu głosowania.
Jest to jak najbardziej zasadne przypomnieć te cytaty w tej chwili, albowiem bardzo dobrze obrazują system, w którym żyjemy.
Liberalizm, który jest głównym motorem napędowych nie tylko tego systemu, ale także motorem napędowym umysłów współczesnych polityków, jest zabójcą naszego narodu, innych narodów, a także naturalnie zabójcą całego świata kultur i różnorodności. Ten system jest jego wyśmienitym wyrazicielem, bo pamiętając o indywidualistycznym, egoistycznym, anty-wspólnotowym charakterze rzekomej „wolności” liberalizmu, wyśmienicie realizuje interes tych, którzy posiadają majątek, niezależnie czy skupiony w wielkich firmach, czy dziesiątkach mieszkań przeznaczonych na wynajem po wysokich cenach, kosztem wszystkich innych, którzy skazani są na litość wielkich posiadaczy. I Pan, Panie Zandberg, widzi problem w wyzysku jednych nad drugimi, w braku mieszkań socjalnych, przez co ludzie skazani są na płacenie za wynajem po nieludzkich cenach, ale nie mówi Pan nic, ale to nic na temat tego, co ten stan rzeczy utrzymuje. A prawdziwą podstawą pod kapitalizm, jest system w którym żyjemy, system który nigdy, ale to przenigdy nie zgodzi się na dobrowolną jego zmianę, więc nawet jeśli by Pan wygrał te wybory, to pomijając fakt nieposiadania większości parlamentarnej, nad którą, ponownie warto to zaznaczyć, ludzie, o których Pan tak mówi, nie mieliby żadnej kontroli, miałby Pan 5 lat na realizację pomysłów, które są przekleństwem wszelkich liberałów, w najlepszym wypadku 10 lat, zakładając, że wybrano by Pana ponownie, co byłoby trochę niepewne, zważając na nieunikniony gniew wyżej wspomnianych liberałów, którzy z pewnością uruchomiliby swoje narzędzia propagandowe, między innymi w postaci mediów, które mają w garści, czy zwykłych słuchających się rządzącego pana niczym pies służb. W tym systemie nie ma miejsca na wolę ludzi, bo ten system jest niedemokratyczny, pamiętając o charakterze prawdziwej demokracji, w której każdy obywatel ma głos i decyzyjność, a nie liberalnych i republikańskich antydemokratycznych wymysłów. Naród polski jedyne co może to wybrać kogoś do rządu i mieć nadzieję, że dany polityk spełni chociaż jedną obietnicę, którą zadeklarował w kampanii. Złudna nadzieja. Nie może go nawet odwołać w razie co. O planowaniu budżetu partycypacyjnego, rodem z systemu demokracji uczestniczącej z Porto Allegre (ciekawie i dobrze opisanego w „Bez państwa – Demokracja uczestnicząca w działaniu” Rafała Górskiego, nawiasem mówiąc) może zapomnieć.
Nie ma władzy w rękach ludzi w systemie antydemokratycznym, czyli takim w jakim żyjemy, i czas to sobie uświadomić. Możemy co najwyżej bawić się akceleracjonizmem by dany system bardziej pogrążyć w jego wewnętrznych sprzecznościach, lub wybierać mniejsze zło w sytuacjach niecierpiących zwłoki.
Bez całkowitego zniesienia aktualnego systemu, nie będzie ani demokracji, ani zabezpieczenia socjalnego, ani wolności, ani utrzymania podstaw narodu.
Każdy powinien sobie to uświadomić.
Nie uda się Panu przez Pana własne środowisko
Przez środowisko, które nie powstało ze sztandarów o większej roli związków zawodowych czy tanich mieszkaniach dla Polaków, ale ze sztandarów kultywowania pewnej skrajnej odmienności, przyjmując ją w egalitarne ramy, odrzucając koniec końców to, co mu przeciwne. I nie wchodząc w temat orientacji seksualnych, wystarczy tutaj wspomnieć jak Pana środowisko dbało i dba nadal o zachowanie na sztandarach normalizacji dysforii płciowej, będącej bardzo przykrą i bolesną chorobą, a idąc za tym „tranzycji płci”, czyli tak naprawdę trwałym okaleczeniem, które nie usuwa nawet problemu. Po rozłamie w Lewicy Razem, pan Zandberg i jego środowisko lubiło deklarować walkę o „prawdziwe problemy”, oskarżając Magdalenę Biejat i jej środowisko Lewicy o zajmowanie się błahymi sprawami, między innymi zaimkami. Wystarczy jednak zobaczyć na profile pomniejszych polityków i działaczy partii Razem, by przekonać się, że owe zaimki są eksponowane nawet i na oficjalnych mediach partyjnych tychże ludzi. Zastanowić się należy, czy nagle całe środowisko miałoby porzucić swe dawne slogany, czy też może pan Zandberg jest jedynie wyjątkiem, a może ukrywa to, że również owe slogany popiera? Niezależnie od tego jak odpowiedziałby na to pan Zandberg, odpowiedzi mogą być dwie: albo pan Zandberg jest wyjątkiem we własnej partii i nie uosabia charakteru ogólnego partii, albo jest taki sam jak reszta, a jedynie ukrywa to, by nie tracić poparcia narodu, niechcącego przecież na spełnienie się wręcz totalitarnych metod narzucania ideologii uznawania pewnej skrajnej odmienności za cnotę, a wszystkiego co odmienne od wybranej cnotliwej odmienności za wrogie, o co gorsza egalitarnym charakterze, więc sprowadzającym resztę do zrównania z cnotliwymi wymaganiami, które może nasz naród oglądać patrząc na świat zza zachodnią granicą.
A dopieszczeniem tego wszystkiego jest z pewnością wymigiwanie się pana Zandberga od jednoznacznej odpowiedzi w Kanale Zero, w temacie poparcia lub niezgody wobec imigracji, spoczywając jedynie na twierdzeniach, że „Polska już jest multikulturowym krajem”, z czym nietrudno się nie zgodzić, zwłaszcza oglądając kolejne i kolejne zbrodnie legalnych imigrantów, czy stwierdzenia, że imigranci nie są zwyczajnie opłacalni dla Polski, dodając przy tym, że „potrzebującym ludziom należy pomóc”. Za to posiadając w swoim programie wyborczym hasło
Szacunek dla mniejszości
Nie jest rolą państwa, żeby decydować za ludzi, kogo mają kochać albo jak i z kim mają żyć. Jego rolą jest zapewnienie wszystkim równego traktowania. Pana środowisko, Panie Zandberg, nie jest nosicielem sztandarów o sprawiedliwości społecznej, związkach zawodowych i mieszkaniu dla każdego Polaka, tylko środowiskiem u podstawy przeżartym uznaniem za cnotę tej jednej skrajnej odmienności, z tęczowymi oraz transseksualnymi flagami na czele, z hasłami o braku narodów, albo o ich braku znaczenia i wartości, i albo jest Pan mu wierny, albo Pan go nawet nie uosabia. I albo rządy Pana partii byłyby wewnętrzną walką Pana z Pana własną partią, albo realizowałby Pan ich interes, a wątpię, że większość Polaków naprawdę chce zrobienia z Polski kolejnego kraju ubóstwiającego między innymi dysforię płciową jako cnotę, czy gardzącego własnym narodowym istnieniem.
I dlatego Panu, Panie Zandberg, nie uda się przez własne środowisko.
Przynajmniej mam taką nadzieję, bo tego środowiska wolałbym nie widzieć w roli rządzącego mną.
I koniec końców, bo mimo haseł o ludziach i demokracji, nie widzi Pan problemu w braku decentralizacji i nie wysunął Pan jeszcze żadnego postulatu wprowadzającego prawdziwą demokrację.
Nie padły z Pana ust żadne słowa poparcia dla demokracji uczestniczącej. Żadne hasła o konieczności uczestnictwa ludzi w podejmowanych decyzjach, między innymi budżecie partycypacyjnym, a więc również żadne hasła o konieczności decentralizacji z tego tytułu.
Totalnie nic o tym by ludzie mogli się zebrać, dyskutować, podejmować decyzje na temat własnego otoczenia. Bo nie widzi Pan, że to konieczne, bo ludzie nie mają dzisiaj żadnego wpływu na swoje istnienie, przez co gnuśnieją. A jeśli połączymy punkt pierwszy z punktem drugim, to strach pomyśleć co mogłoby się narodzić z Pana rządów, i czy przypadkiem nie byłoby to połączeniem powyższych. Zmiana nie jest potrzebna w tymczasowych decyzjach, Pan to powinien wiedzieć, zważywszy ile Pan mówi o długoterminowych inwestycjach, ale zarazem nie widzi Pan, że tymczasową decyzją byłoby wybraniem Pana na urząd prezydenta, a Pana partii jako rządzącej, nie pozostawiając po tym ludziom żadnej kontroli nad własnym życiem, bo przecież potrzeba ich uczestnictwa, każdego z osobna, nie została nawet uwzględniona w Pana programie. Zostało jedynie uwzględnione to, by finansować każdą partię z osobna po równo, oraz zakazać kupowania billboardów i plakatów za miliony złotych, nie uwzględniając przy tym wszystkiego tego, co napisałem na samym początku o charakterze systemu. Pana wybór nie przyniesie Polakom demokracji.
Nie przyniesie też długoterminowego szczęścia i zadowolenia z życia, bo podstawa, której Pan nie widzi, o czym powiedziałem na samym początku, nie zostanie zmieniona, a pogłębienie centralistycznych elementów, pogłębi jedynie stworzenie kasty rządzących. Niezależnie od ilości deklaracji co do bycia „wolnościowcem” (który to termin jest mocno niejednoznaczny, używany również przez libertarian, liberałów, oraz resztę tego typu towarzystwa, tak nawiasem mówiąc), nie zabezpiecza Pan z pewnością tej wolności, skupiając się jedynie na pomniejszych kwestiach, często mocno dyskusyjnych jak aborcja, bez uwzględnienia tych naprawdę znaczących, stanowiących podstawę.
Potrzebna jest radykalna zmiana, której pan Zandberg nie zapewni i nawet zapewnić nie chce. Radykalna zmiana tego systemu, fałszywie nazywanego demokratycznym, na prawdziwie demokratyczny.
A kto myśli, że jest inaczej i żyjemy w demokracji, niech wróci do początku tego artykułu oraz poczyta o tym jak wyglądała demokracja grecka, i założę się, że zdziwi się jak to wyglądało, a wiele wspólnego z republikańskim przedstawicielstwem przeciw woli obywateli to to nie miało. Tak właściwie to republikańskie przedstawicielstwo przeciw woli obywateli było uosobieniem tego, czego najbardziej bali się Grecy.
Czas na radykalną zmianę, a Pan, Panie Zandberg nie wprowadzi nic znaczącego i długoterminowego właśnie z tego tytułu.
Dlaczego napisałem ten artykuł?
Sama krytyka partii Razem i Adriana Zandberga byłaby zbyt prostą, nudną i nietrafną odpowiedzią. Bo o ile krytyką Adriana Zandberga ten artykuł jest, o tyle kryje się za nim coś głębszego. Moim pragnieniem jest to, by czytelnicy zainteresowali się również nad tym, co sami proponują.
Czy jest to rozwiązanie tymczasowe, długoterminowe, kładzące nadzieję w umiejętność myślenia swojego narodu, czy też w paternalizmie i braku zaufania do własnego narodu, mające go uchronić przed własnym sobą. A jeżeli ten naród tkwi w bezinteresowności nad własnym losem, to czy przypadkiem rozwiązaniem problemu nie byłaby radykalna, demokratyczna zmiana, a pogłębieniem problemu traktowanie go jak nic nieumiejące dziecko, nad którym trzeba rządzić twardą ręką i przysłowiowo „chwytać za mordę”?
Chcę by czytelnicy postawili się w skórze tytułowego Zandberga.
Może to niektórych zdziwi, ale wśród popierających Adriana Zandberga w ostatnich wyborach znaleźli się również niektórzy, bo nie wszyscy i znajdujący się zresztą w sporej mniejszości, nacjonaliści. I stanowi to idealny przykład dobrych chęci wobec swojego narodu, znajdujących swoje ujście w poparciu dla energii atomowej, deklarowanej jako dobre źródło energii, czy mieszkaniach socjalnych dla Polaków, traktowanych jako podstawę do zapewnienia im bytu, ale pomijających pewną podstawę, bez której naruszenia trudno o jakąś faktyczną zmianę, a która naprawdę zaprowadziłaby pozytywne zmiany. Jest to również przykład ślepoty na podstawę ideologiczną środowiska Adriana Zandberga.
Ten artykuł to moja odezwa do myśli. To moja odezwa do czytelników i ich myśli. Odezwa do zastanowienia się co tak naprawdę jest ich podstawą i jakie rozwiązania proponują, bo choć osoby uważające się za nacjonalistów lubią mówić o środowisku nacjonalistycznym, to okazać się może, że tak naprawdę stanowią skrajnie inne pozycje, umiejscowione w skrajnie innej podstawie. Czym będzie różnić się zwolennik partyjnego załatwienia sprawy w postaci założenia partii i dojścia do władzy na pięć lat od Adriana Zandberga w tej samej kwestii? Niczym.
A czym będzie się różnić zwolennik „trzymania narodu za mordę” i chronienia go przed własnym sobą od amerykańskiego republikanina i liberała Jamesa Madisona, wedle którego idealnym byłoby stworzenie klasy elity, chroniącej obywateli przed złymi decyzjami? Okazać się bowiem może, że choć partia faszystowska, z natury jedna jedyna w całym państwie i decydująca o wszystkim, totalna, miałaby monopol z racji bycia jedną na całej arenie politycznej, to system wielopartyjny, nieuwzględniający jednak decyzyjności każdego obywatela z osobna, z wszystkimi narzędziami propagandowymi, mogącymi jak najbardziej kreować rzeczywistość, może osiągać podobne rezultaty. Dzieje się tak właśnie dlatego, że człowiek oderwany jest od władzy nad swym losem, pozostawiając to innym, niezależnie czy republikanom, demoliberałom czy faszystom. Pokłada swoje nadzieje w wybranych, a sam nie ma nic do powiedzenia. Moją odezwą jest to, że czas to wreszcie zmienić, zrywając ze zgubnym paternalizmem, partyjniactwem oraz totalitarnymi ciągotami.
Pora na naprawdę radykalną zmianę w stronę uznania decyzyjności ludzi.
I warto na koniec wspomnieć cytat z już raz w tekście wspomnianej pozycji „Bez państwa – demokracja uczestnicząca w działaniu” Rafała Górskiego o Porto Allegre, w którym tą decyzyjność ludziom dano, na przekór centralistycznym dążeniom państwa.
„Ponieważ mieszkańcy sami ustalali, które obiekty infrastruktury chcą ulepszyć czy zbudować, a także kontrolowali wydawanie pieniędzy miejskich, mogli oczekiwać, że ich potrzeby będą lepiej zaspokajane. Stopniowo miasto stało się czystsze i bogatsze. Rynsztoki, w których płynęły ścieki, zostały zastąpione przez rury kanalizacyjne. Wiadomo, że dostęp gospodarstw domowych do wody bieżącej wzrósł z 78% w 1989 roku (rok sprzed wprowadzenia demokracji uczestniczącej w Porto Allegre, dopisek: Odolan Sokołowki) w skali miasta do 99% w roku 1999. Dostęp do sieci kanalizacyjnej wzrósł z 46% w 1989 do 83% w 2000 roku. Brukowanie ulic osiągnęło 30 km rocznie. Liczba dzieci objęta systemem edukacji wzrosła do 100%. W 1988 roku funkcjonowało zaledwie 29 miejskich szkół publicznych, w 2004 roku było ich 92. Wywóz śmieci, przed rokiem 1989 jeden z największych problemów, został zapewniony wszystkim mieszkańcom. Miasto umożliwiło 98% populacji dostęp do energii elektrycznej, a 44% ścieków zagospodarowanych jest ponownie. W 1988 roku było zaledwie trzynaście społecznych centrów zdrowia, w 2004 roku funkcjonowało ich 164. W latach 1989-2000 liczba realizowanych inwestycji mieszkaniowych wzrosła o 335%. Finansowano wiele wspólnotowych żłobków i przedszkoli, a także amatorskich inicjatyw kulturalnych i sportowych, powstały osiedla komunalne. Skończono z amnestiami podatkowymi dla najlepiej zarabiających. Wcześniej podatki były praktycznie na jednakowym poziomie dla wszystkich mieszkańców miasta. Nowe podatki, progresywne, rosły odtąd wraz z wzrostem poziomu dochodów i standardu mieszkania. Dzięki temu dochody do kasy miejskiej wzrosły o 142%. Prywatni przedsiębiorcy musieli wziąć odpowiedzialność za społeczne konsekwencje swej działalności.”
Musimy się sami organizować, a nie czekać na ruch centralnego państwa.
Odolan Sokołowski.
