Wybory, wybory i po wyborach. A że wygrał – jak zwykle – kandydat PiSu, to i nastąpiło to, co musiało nastąpić. Liberalna i lib-lewicowa strona życia politycznego i publicznego dostała ataku histerii – i to bardzo konkretnej, bo antyludowej. Obrońcy demokracji, praworządności i konstytucji robią w tej chwili to, co potrafią najlepiej – epatują czystą, niczym nieskażoną nienawiścią do zwykłych ludzi, robotników, prekariatu, mieszkańców wsi czy małych miasteczek, osób z niższym wykształceniem, mieszkających na wschodzie czy południu Polski. Słowem – do tych wstrętnych gorszych, którzy śmieli skorzystać z przysługującego im prawa i zagłosować w wyborach – i to o zgrozo nie na wybrańca salonów, tvn-u, elit, Lisów, Michalików i Michników, ale na „kibola, sutenera, ćpuna”. A, no i najważniejsze – na „ochroniarza”! Zapominają tu wprawdzie, że prezydent elekt zrobił po tym doktorat i jest cały czas jeszcze prezesem IPN-u, jednej z najważniejszych instytucji badawczo-naukowych w kraju. Jego pochodzenie i przeszłość skreślają go jednoznacznie w oczach dzisiejszych klasistów – oto bowiem prezydentem jest człowiek ze zwykłej rodziny, jego rodzice to nie starzy partyjniacy, ani prokuratorzy PRL-owscy, ani uwłaszczenia na „reformach” Balcerowicza członkowie nomenklatury, ani też działacze Solidarności, którzy dogadali się ze starym układem, celem stworzenia nowego.
To facet, który normalnie pracował, zna trudy i bolączki codziennego życia, wszystko co osiągnął, a doszedł na samą górę przecież – osiągnął wbrew przeciwnościom, a nie dzięki pochodzeniu i koneksjom rodziców. Same zaś argumenty osadzone są w pewnym kontekście – fakt, że niektóry działacze PO ćpają prawie, że publicznie w Sejmie a Trzaskowski odmawia poddania się testom na narkotyki nie sprawia, że stają się ćpunami. Zażycie nikotyny w tabletce – już tak. Fakt, że w koalicji jest partia Lewica, która co chwile broni tzw. „sexworkerek” (prostytutek) nie sprawia, że rząd jest „sutenerem”. Przypadkowe zdjęcie z gangusem już tak. Można tak długo i namiętnie wymieniać, z najciekawszym – ustawki Nawrockiego to chuligaństwo, ale fakt, że sam Tusk przyznał się kiedyś, że brał udział w awanturach Lechii to już nieważne. Tu chodzi o to, że Nawrocki nie jest ich, jest człowiekiem z „gminu”, a więc dla liberałów i całej ichniej tuby propagandowej nie zasługuje w pełni na miano człowieka.
Idźmy jednak dalej, bo klasizm lib-lewicy i zwykłych liberałów widać nie tylko przy komentarzach odnoście samego prezydenta. Znów czytamy dehumanizujące komentarze o chamach, prostakach, wieśniakach, dziadach, kretynach, znów julki na iksie wrzeszczą na innych i grożą wyjazdem z Polski, a zatroskani sprzedajni intelektualiści głowią się jak to się stało, że ludzi którzy obdarzeni zostali wolną wolą faktycznie z niej korzystają, a nie idą za propagandą, której tępota i brak subtelności spokojnie mogą iść w parze z dorobkiem Jerzego Urbana przed 1989 rokiem. Przecież Wam wyjaśniliśmy ciemniaki na kogo macie głosować, czego nie rozumiecie? Głosować i won do czworaków!
Kwestia poparcia Nawrockiego wynika także w dużej mierze z poparcia części społeczeństwa dla szeroko rozumianej socjalności i redystrybucji. Krótko mówiąc wiele osób popiera Nawrockiego czy szerzej PiS, bo po prostu uważa, że im się to opłaca. I tego nie mogą znieść liberałowie – tego, że w ogóle istnieje publicznie myśl, że neoliberalizm nie jest bezalternatywny, że można czegoś oczekiwać od państwa a sama teoria skapywania to skrajny kretynizm. A ci, którzy są w średniej klasie lub do nie aspirują, boją się dwóch rzeczy – że ktoś dzięki redystrybucji będzie miał tyle co oni (a przecież różnice między klasą średnią a niższa są w gruncie rzeczy niewielkie), a co gorsza tego, że nie będzie musiał poświęcać na to setek darmowych nadgodzin, kredytów, wyrzeczeń etc. Ludzie ci obawiają się, że naprawiony zostanie jakkolwiek ten chory system, i aby godnie żyć nie trzeba będzie już płacić zdrowiem, czasem i rodziną.
Do tego oczywiście mamy cały sektor propagowania nienawiści na scenie publicznej. Dziennikarze, „komentatorzy”, celebryci, intelektualiści, artyści, naukowcy – jednym słowem: medialni pretorianie systemu niesprawiedliwości społecznej zrobią wszystko, żeby nie tylko wspierać określonego kandydata opcji neoliberalnej, ale także szmacić, poniżać i na każdym kroku przypominać zwykłym ludziom, że są nic nie warci, są gorsi i właściwie nie należą im się te same prawa, co tym lepszym – klasie średnie, bogaczom, jednym słowem: Europejczykom.
Demokracja bowiem jest jedynie wtedy, gdy wygrywają kandydaci jednej opcji – wówczas to wielkie zwycięstwo, wspaniałe święto wolności itp. Gdy wygrywa kandydat, który jakkolwiek wyłamuje się ze schematu wynarodowienia i unijnej podległości oraz neoliberalnej agendy – wówczas to „pochód skrajnej prawicy”, faszyzm, upadek wartości itp. A mówimy cały czas o tych samych wyborach, warunkowanych tymi samymi przepisami, ordynacją i tak samo kontrolowanymi przez OBWE w kontekście prawidłowego przebiegu. Tu nie chodzi ani o wartości, ani o rzekomą dbałość o dobro wspólne. Tu chodzi o nienawiść klasową – skoro bowiem neoliberalizm opiera się na skrajnie darwinistycznym wyścigu, zatomizowanym funkcjonowaniu i walce wszystkich ze wszystkim – bo tak te reguły ustalono po 1989 – to reagowanie histeryczną nienawiścią do innych klas jest logicznym skutkiem tegoż.
Nie miejmy też złudzeń – rosnące podziały i idąca z nimi nienawiść klasowa to nie przypadek czy drugorzędna okoliczność – to konsekwentnie i planowo realizowana strategia socjotechniczna, która dzieli ludzi na dwa wrogie sobie obozy, między którymi niemożliwe jest jakiekolwiek porozumienie. Dlaczego? Bo to działa! Tak łatwiej walczyć o poparcie, tak łatwiej dehumanizować wroga, tak łatwiej zarządzać masami.
Stąd właśnie skrajne upartyjnienie życia publicznego i utożsamienie dobra konkretnej opcji politycznej z dobrem państwa, racją stanu etc. Takiego poziomu totalizacji partyjnej nie wymarzyliby sobie nawet staliniści czy maoiści – dla przeciętnego liberała czy neoliberała platforma, Tusk, Sikorski czy Giertych to dobro wcielone a każde ich słowo i czyn są godne pochwały i naśladowania. Wszystko co robi rządząca koalicja jest ex definitione dobre, zaś opozycja – prawica jako taka to zło wcielone, opierające się na głosach tych gorszych, rzekomo żyjących wyłącznie z socjalu obywateli. W tej optyce Polska = Platforma i Donald Tusk, gdzie ostatni mógłby właściwie powiedzieć „Polska to ja” – i większość jego wyborców ze szczęścia zniosłaby jajo.
Pamiętajcie, to nie chodzi tylko o odmienne podejście do wyborów i głosowanie na innego kandydata – to jest prawdziwa wojna wypowiedziana nam, zwykłym ludziom i pracownikom, przez system neoliberalny i zaprzęgnięte w szeregi jego armii obywateli. Nie ma znaczenia kandydat i postulaty, tu podział jest dużo bardziej ostry, głębszy i szeroki – to jest realna wojna klasowa wydana tym, którzy finansują elity, i ponoszą koszty zwijania państwa i niszczenia sektora usług społecznych i socjalnych. To wojna wydana osobom pracującym na śmieciówkach, nie mającym swojego domu, nie mającym możliwości uzyskania stabilizacji czy otrzymania kredytu. To wojna osobom, które każdego dnia doświadczają skutków neoliberalnego reżimu – wysokie ceny, kiepskie płace, słaba jakość komunikacji miejskiej, edukacji, urzędów, służby zdrowia, korupcja i nepotyzm wśród elit, brak planu rozwoju Polski i tworzenia nowych miejsc pracy. Elity mogłyby po Urbanie powtórzyć „spokojnie, władza się wyżywi” – co do tego nie mamy wątpliwości, jednak my jesteśmy po drugiej stronie barykady.
Nie widzę szczerze mówiąc na obecną chwile możliwości przezwyciężenia tego – to bowiem będzie możliwe dopiero po wdrożeniu modelu prawdziwie socjalnego i wspólnotowego państwa, które zamiast dawać wąskiej grupie bogaczy coraz więcej, zajmie się tym, by w końcu skupić się na najbiedniejszych. Od ponad 35 lat nasze państwo dba, głaszcze i dotuje elity – pora by zaczęło dbać o klasę ludową, a nie tych, którzy i tak będą dalej bogaci i wpływowi.