Jakub Wędrowycz - Czy stać cię jeszcze na męczeństwo?

Czymże jest prawda? Te słowa wypowiedziane przez Poncjusza Piłata we współczesnym świecie rozbrzmiewają coraz częściej w naszych głowach, wracając niczym echo. Żyjemy
w czasach kryzysu Kościoła, chaosu duchowego i zewnętrznego, nieustannego hałasu i zamętu. W tej ogłuszającej duszę kakofonii tracimy z horyzontu sprawy duchowe i głos naszego sumienia, często tracąc z widnokręgu jasno wytyczony cel, zagłębiając się w ten zgubny labirynt współczesności. Niejeden z nas po całym dniu czuje się jak rozbity oddział wojska, który nie potrafi się przegrupować i idzie w bezładną rozsypkę, zdając się na łaskę nieprzyjaciela. Każdego dnia zagłębiamy się w tą materialistyczną, konsumencką dżunglę, która w swojej niezmierzonej dzikości oferuje nam gotowe plany 5 minutowe, które rzekomo rozwiążą każdy nasz problem.

 

Znamy zagrożenia, znamy nieprzyjaciela, lecz niejednokrotnie poddajemy mu się pełni rezygnacji, oczekując chwili wytchnienia i szczęścia w jego obłudnych obietnicach. Szybko przychodzi jednak rozczarowanie oraz wewnętrzna pustka, która po raz kolejny uzmysławia nam poniesioną porażkę. Marzymy o czasach herosów, mitycznych bohaterach, których posągi zdobiły antyczny świat, lecz czy owe marzenia nie są tylko sennym marzeniem pijaka, który na drugi dzień kiedy przychodzi kac z bólem przekonuje się o fatalnym stanie swojego zdrowia
i kolejnym upadku?

 

Tytułowe męczeństwo jest nie tylko fizycznym aktem odwagi w obronie wartości w które wierzymy, lecz przede wszystkim zwykłym męczeństwem dnia codziennego przez które rozumiemy pokonywanie własnego ja, ujarzmianie własnego ciała, tłumienie własnych popędów i emocji a przede wszystkim zachcianek które oferuje nam nieprzyjaciel. To jest właśnie droga wojownika- zaparcie się samego siebie, wzięcie w karne karby własne ciało
i umysł, wsłuchanie się w głos naszego sumienia. W końcu tego chce nieprzyjaciel, abyśmy się poddali i niszczyli własną duszę i ciało. Nie na darmo zasady, które przyświecają mistykom oraz zakonnikom są skutecznie stosowane przez sportowców, bo przecież zarówno życie duchowe jak i sport w swoich założeniach są jednakowe. W obu przypadkach chodzi o to aby wzrastać i każdego dnia pokonywać siebie samego, żeby osiągać coraz to lepsze wyniki.

 

Zmęczony? Wierz mi lub nie, ale wczoraj w nocy chodziłem i zwiedzałem. Dziś rano wspiąłem się na najwyższy punkt najwyższej wieży katedry jak nowonarodzony! Nigdy nie byłem tak mało zmęczony, mam elastyczne, gotowe do marszu członki i czuję się lekki jak piórko („Droga do Santiago”, L.D). Warto więc podjąć trud, aby poprzez zwycięstwo w sobie, odnieść zwycięstwo w narodzie. To my mamy być solą tej ziemi, to my mamy w tym skorumpowanym pokoleniu świecić przykładem i stać nieustraszenie na straży wartości i ideałów, które przyświecają nam przez całe życie.

 

 

 

Jakub Wędrowycz