Marcin Majewski - Jeśli zmiany to tylko na lepsze

Będąc czytelnikami SZTURMU, myślę że czasami zastanawiacie się nad zmianami w otaczającym nas świecie, tym jak przebiegają i jaki jest ich kierunek. Chociaż chyba ważniejszymi pytaniami są; Dlaczego zachodzą?; Do czego dążą?, a najważniejszymi; Jak się w nich odnaleźć?; Czy może któreś są nie do zaakceptowania?. Ważne, żebyśmy umieli postawić sobie i innym nieprzekraczalną granice moralną, bo rozmiękczanie norm moralnych społeczeństwa i „urabianie go” trwa nieustannie cały czas.

 

Osobiście załapałem się na czas ciekawych zmian, pamiętam szalone lata 90 – kiedy dużo jeszcze pozostawało wspólne po „poprzednim systemie”. Wspólne świetlice, również te osiedlowe, wspólne podręczniki po starszych kolegach z kiermaszu. Wspólne murki, ławki, boiska do grania z bramkami z plecaków, czy otwarte boiska szkolne gdzie można było zarówno odbić piłkę, jak odbić butelkę. Wspólnota dotyczyła również sąsiadów, bo sprzętów użytku domowego było mniej, a jak ktoś miał Internet to gości w domu mógł mieć bez przerwy. Kiedy był nadawany ulubiony program w telewizji kilku kolegów zawsze było chętnych, żeby dołączyć do oglądania. Nie mówiąc o Pegazusach, Nintendo, czy PS-ach.

 

Wspominam to z tego względu, że wtedy wytwarzał się specyficzny sposób więzi/wspólnoty. Każdy wiedział na kogo może liczyć, gdzie kogo spotkać w czasie wolnym i „z czym do kogo podbić” jeśli chodzi o wiedzę na temat danego rodzaju muzyki/subkultury, czy bardziej praktyczną.

 

Aktualnie prawie każdy małolat ma zaplanowany czas od samego rana do wieczora, jak by tyrał na 2 etaty, a wachlarz możliwości zajęć (najczęściej prowadzonych przez praktycznie profesjonalnych instruktorów) zaczyna się od szachów, pianina czy lekcji rysunku, rozciąga się do zajęć piłki nożnej czy pływania,  na nartach wodnych kończy. Jeśli wychowujecie dzieci to wiedzcie, że udowodniono, iż „multitasking” przynosi druzgocące skutki dla naszej inteligencji, pamięci i wykonywane zadania sumarycznie maja mniejszy „impet”. Dodatkowo wykonywanie są wolniej niż wykonując je od początku do końca po kolei. Ludzie renesansu pokroju Buonarrotiego (Michał Anioł) również wykonywali swoje dzieła jedno po drugim, po kolei – nie wszystkie na raz. To samo dotyczy się dorosłych, wybór zajęć i zainteresowań jest  tak duży, że ciężko nam jest spotkać osoby, które mogą „nadawać na wspólnych falach”. W żadnym wypadku nie neguje tutaj zajęć dodatkowych, jednak każdy brak umiaru prowadzi raczej do skutków odwrotnych niż zamierzone. Zjawisko opisywane może powodować sporą ilość płytkich znajomości , które faktycznie nic nie wnoszą do rzeczywistości każdej istoty z osobna. A takiego rozczłonkowania pożądają „władcy marionetek” w myśl zasady „Dziel i rządź”. W czasie międzywojennym jeśli istniał np. jakiś klub sportowy, (nie mówiąc już o stowarzyszeniach twórców, czy innych grup zawodowych) sportowcy trenujący w obrębie różnych sekcji znali się czy to ze zgrupowań, czy wspólnej pomocy w organizacji jakiś wydarzeń lub rzeczy niezbędnych do uprawiania określonej dyscypliny. Aktualnie z wyjątkami kluby skoncentrowały się na pojedynczych dyscyplinach, a miedzy sekcjami często zachodzi rywalizacja o pieniądze prędzej niż jakiekolwiek kolektywne współpracowanie ludzi poświęcających swój czas de facto pod szyld jednego klubu.

 

Zaczyna nam brakować w społeczeństwie przestrzeni na więzi ludzkie, pomimo portali społecznościowych pozornie takowe ułatwiających. Ludzie w pogoni za szczęściem swoim i swoich najbliższych często łapią „zadyszkę” przestając  zwracać uwagę na resztę ludzi, nie mówiąc już o kredytach i zobowiązaniach będącymi kosztem tego szczęścia. Przez media i pandemie z czasem wpędzając się w jakąś fobie społeczną przed drugą osobą – poza ekranem urządzeń do kontaktu.

 

Na szczęście jest rozwiązanie dla takiego stanu rzeczy. Bóg stworzył człowieka do kreowania swojej rzeczywistości, więc po prostu weźmy ją na „własne barki”. Warto otworzyć się na ludzi, mogą z tego wynikać niespodziewane dla nas profity. Po pierwsze – żaden ekran czy emotikona nie odda nam naturalnych emocji ludzi, ich spostrzeżeń, praktycznej wiedzy, którą możemy przyswoić w sposób namacalny, bezpośredni od pasjonata danej dziedziny. Również przydatna „życiowa wiedza” od osób w sile wieku -  zaserwowana w inny sposób niż ciekawostka – zobacz, zapomnij. Może nawet nie wiemy, że w naszym najbliższym sąsiedztwie mieszkają znakomici ludzie: Mechanik samochodowy, Pielęgniarka, Kucharz, Grafik, Dziennikarz, Stolarz, czy inny ciekawy człowiek. Najprostszym rozwiązaniem jest przy okazji organizacji spotkań wspólnot mieszkaniowych zapoznać tych ludzi – spróbować zorganizować raz w miesiącu jakieś spotkanie kulturalne, seans filmowy, gry planszowe, czy wspólne zaprojektować coś dla budynku – nie wszystko zostawiać administracji, której płacimy, ale wpływ na nasze otoczenie często mamy nikły. W pracy/czy na treningu (również naszych pociech) można spróbować przejść do inicjatywy wyjścia na jakieś wydarzenia sportowe czy kulturalne. Przy okazji warto też zobaczyć jakie wartości dla spotkanych osób są ważne, polecić jakiś wartościowy artykuł, film, książkę, podyskutować przekonać lub samemu zostać przekonanym do zmiany jakiegoś poglądu. Przypominam, że podczas mniej powierzchownych i rozemocjonowanych rozmów o wartościach  ciężko jest o argumenty typu „bo nie”, a ludzie raczej starają się wytłumaczyć nam swój punkt widzenia. Właśnie w takich okazjach upatruje szanse dla zwiększenia posłuchu dla zdroworozsądkowego narodowego poglądu i walki ze stereotypami o zamkniętym środowisku zakompleksionych, rozczarowanych życiem, narzekających na otaczający świat prawaków.

 

Warto postarać się stworzyć kolektyw ludzi mający na swój wspólny rozwój wpływ–  otwierający ich na świat. Bez zbędnego narzucania się i przekonywania na siłę. Z historii najnowszej mamy znakomity przykład węgierski, zanim nastąpiła w tym kraju zmiana władzy najpierw powstały „oddolne” rozproszone kluby/grupy  w całym kraju przewodzące i głoszące chęć do zmian. Coś jak lekko starzejące się już kluby „Gazety Polskiej”. Dzięki takiemu wyjściu z Internetu do płaszczyzny fizycznego świata w formie nieformalnego zrzeszenia można faktycznie tworzyć otoczenie, a nawet mieć wpływ na rade osiedla czy samorząd. Z czasem można pokusić się o stworzenie jakiejś wspólne wyjście na paintball/strzelnice sportową, stworzenie uświadamiającej akcji ulotkowej, zebranie podpisów z konkretną inicjatywa (wśród bliskich osób), wsparcie potrzebujących w jakieś jadłodajni po uprzednim wspólnym przyrządzeniu posiłków, czy zebranie funduszy na jakiś szczytny cel.  Może nawet stworzyć lokalną gazetę, lub sieć klubów sympatyków Szturmu? J Warto jest też przedyskutować w takim gronie wybory polityczne potencjalnie tworząc elektorat dla potencjalnego kandydata, najczęściej wtedy nie głosujemy na anonimową osobę z lity wyborczej, o której nie mamy żadnego pojęcia, kto to w ogóle jest.

 

Spróbować nie zaszkodzi. Chodzi o to żeby trafić do ludzi nowych z naszą ideą, trochę aktywować ich społecznie – takich, których potencjalnie w ogóle byście nie spodziewali się wśród przyszłych wspólnych projektów. Dajcie znać jak odzew, może takie grupki funkcjonują już w otoczeniu waszym, czy waszych najbliższych znajomych i wystarczy się rozejrzeć. Pamiętajmy, że jesteśmy potomkami i spadkobiercami pokoleń, które wiele lat walczyły o swoją wolność przeciwko zaborcom, tworząc państwo podziemne, a ledwie pokolenie, czy dwa pokolenia temu ruch społeczny Solidarność – jednak działania te były skierowane głównie przeciwko niepożądanym dla narodu zjawiskom z nakierowaniem na ośmieszenie i niszczenie ich. Na nas natomiast ciąży zbudowanie świadomego niezależnego i kontrolującego własne sprawy społeczeństwa.

 

Marcin Majewski