Jarosław Ostrogniew - W obliczu wojny – czy warto myśleć i pisać?

W obliczu trwającej wojny Ukrainy z Rosją powraca pytanie – czy w obliczu wielkiego wydarzenia warto wciąż myśleć i pisać? Czy w obliczu wojny naszych sąsiadów (i realnej możliwości wybuchu globalnej wojny, w której sami weźmiemy udział) warto formułować i przeformułowywać idee, tworzyć koncepcje, czytać i dyskutować? Czy w obliczu wielkiego wydarzenia nie liczy się tylko czyn, a myślenie i pisanie są jedynie stratą czasu. Moja odpowiedź na te pytania brzmi: tak, trzeba działać, ale trzeba też myśleć i pisać, ponieważ idee są równie ważne co czyn– i w niniejszym eseju spróbuję pokrótce przekonać do swojej tezy.

Jeden z głównych problemów polega na tym, że najczęściej ludzie, którzy podczas wielkiego wydarzenia mają wątpliwości, czy powinni wciąż myśleć, pisać i dyskutować, są tymi, którzy właśnie powinni to robić. Jest to w pewien sposób analogiczne do problemu antykoncepcji i rezygnacji z posiadania dzieci. Ludzie, którzy potrafią zrozumieć skutki przyczynowo-skutkowe, planować swoje działania i cechują się wysoką samokontrolą są właśnie tymi, którzy powinni mieć dzieci – jednak to właśnie oni najczęściej stosują antykoncepcję. Podobnie ludzie, którzy cechują się wyższą inteligencją od średniej, są skłonni do refleksji, potrafią myśleć o przyszłości, są tymi, którzy powinni mieć dzieci – jednak to właśnie oni (wskutek nadmiernego negatywizmu) najczęściej rezygnują z posiadania dzieci. Podobnie w obliczu wielkiego wydarzenia (zwłaszcza takiego jak wojna) to właśnie ludzie, którzy mają najwięcej wartościowych refleksji do powiedzenia są tymi, którzy milczą lub którzy zaczynają tylko działać.

Jednak znowu należy wrócić do analogii z posiadaniem dzieci – to, że inteligentni ludzie zrezygnują z posiadania dzieci nie oznacza, że wszyscy ludzie tak postąpią. Natomiast oznacza to, że dzieci będą mieli ludzie mniej inteligentni, niezdolni do samokontroli, planowania, czy odpowiedzialności, a więc w następnym pokoleniu to oni będą dominować, ponieważ to oni przekażą swoje geny, co ma wyjątkowo dysgeniczne skutki. Tak samo jest w obliczu wielkiego wydarzenia takiego jak wojna – to że ludzie wartościowi nie będą się o niej wypowiadać, nie znaczy, że wszyscy przestaną. Oznacza to, że najwięcej wypowiedzi na temat wielkiego wydarzenia będzie pochodzić od ludzi najmniej wartościowych – dziennikarzy, koncesjonowanych intelektualistów i „badaczy społecznych”, zawodowych aktywistów, czy od narcystycznych instagramerów i youtuberów, co również będzie miało wyjątkowo dysgeniczne skutki tym razem na płaszczyźnie ideowej – dla pamięci przyszłych pokoleń.

W tradycji indoeuropejskiej wojownik i poeta grają równie ważne role. Wojownik – ponieważ dokonuje wielkich czynów. Poeta – ponieważ to on przekazuje pamięć o tych wielkich czynach kolejnym pokoleniom. Stąd wielka rola bardów czy skaldów w tradycyjnych społecznościach – to oni decydowali o tym, kto zostanie zapamiętany jako bohater, a kto jako czarny charakter, a także o tym, kto w ogóle zostanie zapamiętany. Każda społeczność, w tym także każdy naród, buduje swoją tożsamość na pamięci o swoich dziejach – o bohaterach i ich czynach. Twórcami tej pamięci są właśnie artyści czy historycy – wszyscy opowiadacze, twórcy zbiorowej narracji. Na tym właśnie polega walka metapolityczna, czy wojna kulturowa – na tworzeniu naszej narracji i docieraniu z nią do najważniejszych lub najszerszych warstw społeczeństwa.

Nikt z nas nie brał udziału w polskich powstaniach narodowych, w I wojnie światowej, w wojnie o niepodległość Polski, wkrótce nie będzie wśród żywych nikogo, kto brał udział w II wojnie światowej. O tych wszystkich wydarzeniach pamiętamy i będziemy pamiętać, dzięki opowieściom o nich – zarówno tym przekazywanym ustnie w domu, ale też dzięki opowieściom artystów (filmom, powieściom, komiksom, obrazom, zdjęciom, czy utworom muzycznym) i historyków. I to właśnie te opowieści o wielkich wydarzeniach kształtują naszą tożsamość i mają realny wpływ na teraźniejszość i przyszłość. Nieistotne jest to, że obrona reduty Ordona w czasie powstania listopadowego, czy losy i myśli samego Ordona, w rzeczywistości przebiegały zupełnie inaczej, niż przedstawił to w swoim wierszu Mickiewicz – istotne jest to, że wiersz Mickiewicza stał się inspiracją dla elity narodu polskiego. Nieistotne jest to, że wojny kozackie i potop szwedzki w rzeczywistości przebiegały inaczej, niż przedstawił to Sienkiewicz – istotne jest to, że na początku XX wieku jego powieści stanowiły inspirację do walki o niepodległość Polski. I wojna światowa mogła zostać zapamiętana jedynie w pacyfistycznych opowieściach autorów, którzy jak Remarque czy Wittlin wzięli w niej jedynie pobieżny udział – jednak rzeczywiści bohaterowie tych wydarzeń jak Jünger, D’Annunzio, czy Ungaretti potrafili stworzyć swoją opowieść o tym wielki wydarzeniu, która do dzisiaj stanowi realną inspirację dla wielu z nas.

Tak samo jest i będzie z obecną wojną – większość ludzi (również na Ukrainie) z własnych doświadczeń zapamięta jedynie ich wycinek, natomiast pamięć o tej wojnie jako całym wydarzeniu zostanie (i już jest) tworzona przez tych, którzy ją opowiedzą. Jeśli tej opowieści nie stworzą ludzie wartościowi, stworzą ją ludzie o małej lub zerowej wartości.

Oczywiście najważniejszą i najbardziej zaangażowaną w konflikt grupą są w tej chwili Ukraińcy (oraz ochotnicy innych narodowości), którzy bezpośrednio walczą z neobolszewickim agresorem. Wśród nich przodują oczywiście nacjonaliści, którzy brali aktywny udział w zwalczaniu kolejnych prób przejęcia władzy na Ukrainie przez siły neobolszewickie – jeszcze przed Majdanem. To oni najtrafniej przewidzieli rozwój wydarzeń (a więc militarną agresję odradzającego się ZSRR na Ukrainę) i oni najbardziej się do niej przygotowywali – tworząc sieci wsparcia, budując kontakty, tworząc oddziały paramilitarne, poprzez udział w wojnie w Donbasie. Ale co równie istotne – nie zlekceważyli również tworzenia narracji. Tworzyli wydawnictwa literackie, które publikują książki o Majdanie i walce przeciw separatystom, organizowali konferencje zarówno krajowe jak i międzynarodowe, nawiązywali współpracę z zagranicą i – co w XXI wieku chyba najważniejsze – tworzyli rzetelne i atrakcyjne kanały przekazu w mediach społecznościowych, skierowane zarówno do Ukraińców (również rosyjskojęzycznych) jak i anglojęzyczne, skierowane do innych narodów.

Podkreślmy jeszcze raz – obecnie najważniejsza jest walka zbrojna z neobolszewickim najeźdźcą (w której od samego początku najaktywniej udział biorą ukraińscy nacjonaliści). Jednak równie ważne jest tworzenie narracji o tej wojnie, która przemówi do ludzi obserwujących trwający konflikt – oraz opowieści o tej wojnie, która zostanie zapamiętana przez kolejne pokolenia i stanie się jednym z kamieni węgielnych ukraińskiej tożsamości narodowej. I ukraińscy nacjonaliści również dbają o ten aspekt – wciąż prowadząc rzetelne i atrakcyjne kanały przekazu informacji w mediach społecznościowych.

Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego warto myśleć, pisać i dyskutować. Jest nim przyszłość po zakończeniu wojny. Dla wszystkich jasnym jest, że Ukraina będzie musiała po wojnie się odbudować i odbędzie się to w ramach wielkiego planu współpracy i pomocy ze strony państw europejskich. Kluczową rolę w tym procesie najpewniej odegrają jej przyjaźni sąsiedzi, a zwłaszcza największy z przyjaznych sąsiadów – czyli Polska. Jak jednak będzie wyglądała ta przyszła Ukraina? Jak będzie wyglądała przyszła Polska? Jak będzie wyglądała przyszła Europa? Te wszystkie pytania wymagają głębokiego namysłu, otwartej dyskusji i szerokiego wprowadzania w obieg ideowy naszych wniosków. Ruch nacjonalistyczny (polski, ukraiński, czy szerzej – europejski) w XXI wieku przeszedł wielką reformę i stał się rzeczywistą kuźnią nowych idei dla nowej Europy. Wszyscy wykonaliśmy kawał ideowej roboty, którą musimy kontynuować nawet – a może zwłaszcza? – w obliczu wielkich wydarzeń. Najpierw pandemia koronawirusa, a teraz wojna Rosji z Ukrainą, potwierdziły nasze liczne diagnozy. Nacjonalizm jest jedyną realną alternatywą dla globalizmu, niezależnie w jakim wydaniu, zachodnim liberalnym, neobolszewickim czy chińskim.

Zatem, co właściwie powinniśmy robić teraz jako polscy nacjonaliści? Działać i myśleć. Kontynuować to, co robimy dotychczas – wspierać Ukraińców w ich walce z neobolszewickim najeźdźcą, zwłaszcza wspierać walczących nacjonalistów, wspierać uchodźców, którzy szukają schronienia na terytorium Polski lub przez Polskę chcą dotrzeć do innych krajów. Wsparcie to oznacza zarówno pomoc finansową, bezpośrednią materialną, także wsparcie duchowe czy moralne. Powinniśmy również ciągle szykować się do ewentualnego (i niestety całkiem realnego) rozlania się wojny na kolejne kraje i przejścia konfliktu w fazę globalną. Ale równie ważne jest szerzenie nacjonalistycznej narracji o tym konflikcie, dawanie świadectwa o zaangażowaniu nacjonalistów w obronę Ukrainy, czy o tym, jak wielką rolę w przygotowaniu całego kraju do wojny odegrali nacjonaliści, zwłaszcza związani z ruchem azowskim. I równie ważne jest, aby wspierać ukraińskich nacjonalistów tworzeniu narracji o tej wojnie, która zostanie zapamiętana przez kolejne pokolenia.

Musimy też myśleć, pisać i dyskutować o przyszłości. Wojna Ukrainy z Rosją to mityczny „game changer”, który może odesłać na śmietnik historii liberalizm i bolszewizm. Coraz więcej ludzi powtarza to, o czym mówiliśmy od dawna – Europa może liczyć tylko na siebie, Europa musi stać się prawdziwym braterstwem wolnych narodów. Europa musi stać się realną siłą, żeby zrzucić okowy globalizmu, niezależnie od tego, czy przychodzi on z Zachodu czy ze Wschodu.

  

 

Jarosław Ostrogniew