Bartosz Tomczak - „Brudne napaści na Obóz Wielkiej Polski nie przeszkadzają w pracy.”

Rogoźno, sierpień 1931 roku.

 

  

Polityczna rywalizacja w mieście nabierała z każdym dniem kolorytu. Obóz Wielkiej Polski stojący w opozycji do rządów sanacji zbroił się i konsolidował swoje szeregi, by nie wypadając z politycznej gry dotrzymać kroku partii rządzącej, która wszelkimi możliwymi środkami, także nielegalnymi, utrudniała działalność tej największej organizacji opozycyjnej w II Rzeczpospolitej. Mimo krótkiego okresu działalności, rogozińska Placówka OWP kierowana przez Wiktora Jaraczewskiego, w szybkim tempie rozbudowywała swoje struktury, zdobywając pokaźne grono sympatyków spośród lokalnego społeczeństwa. Widok umundurowanych i karnych szeregów narodowców, rozpalał wyobraźnię młodzieży, która zafascynowana tym pokazem siły dawała się ponieść na fali entuzjazmu etosowi walki o ideał państwa narodowego. To właśnie na ulicach Rogoźna dla wielu z nich rozpoczął się marsz ku Wielkiej Polsce, będący zarówno młodzieńczą przygodą, ulotnym marzeniem, ale przede wszystkim twardą i realną walką o wartości i ideały. Jedną z postaci, na której wydarzenia początku lat 30 odcisnęły swoje piętno był 20 letni Jan Marchwiński, który w maju 1931 roku rozpoczął staż kandydacki do organizacji.

 

 

                                                           *

 

Rogoźno, 23 sierpnia 1931 roku.

 

Przed salą Hotelu Polskiego słychać już szmer podnieconych działaczy, którzy wyczekują chwili otwarcia kolejnego już zebrania miejscowej placówki OWP. O godzinie 16:00 sala była szczelnie wypełniona, także licznym gronem sympatyków, którzy jakby na przekór ostrzeżeniom obozu rządzącego tłumnie stawili się na zebraniu narodowców.

 

5 minut po godzinie 16 na mównicę wkroczył kierownik placówki Wiktor Jaraczewski, który pozdrowił zebranych hasłem: „Młodzi czuwajcie!”, po czym poprosił o powstanie i odśpiewanie Hymnu Młodych, którego słowa niosły się echem po rozgrzanej od emocji sali. Młody Jan słysząc słowa tej bojowej pieśni patrzył z dumą na kolegów, których pierwszy raz przyprowadził na zebranie.

 

- Widzicie? A nie mówiłem? To jest to czego nam potrzeba!
- Miałeś rację, trzeba było nie słuchać ostrzeżeń rodziców i prędzej przyjść tutaj- odpowiedział mu młodszy o rok Maciek.
- Nie ma co tu gadać! Fest impreza! Ale ciii… Patrzcie kto nadchodzi! – przerwał rozmowę Romek wskazując na elegancką postać zmierzającą na mównicę.

 

Członek Wydziału Grodzkiego, sekretarz Szczepaniak, który właśnie wszedł na mównicę zaczął od pozdrowienia zgromadzonych po czym zaczął referować zjazd ryczywolski oraz kreślić tło „Cudu nad Wisłą”. Podniosła i bojowa atmosfera połączona z bardzo dobrym referatem krzepiła ducha młodych, którzy byli w ostatnich tygodniach obiektem ataku ze strony władz sanacyjnych. Janek, którego było to dopiero czwarte zebranie miał przed oczami żywy obraz walecznych żołnierzy 1920 roku. Wraz z kolejnymi słowami referatu, coraz bardziej śnił na jawie o latach czynu, gorącego patriotyzmu, który budował ten kraj. Z marzeń wyrwały go głośno wypowiedziane słowa:

 

-… bez nich nie byłoby nowej i odrodzonej Polski! Niech żyje Roman Dmowski oraz Jan Popławski! – zakrzyknął kolejny prelegent, kolega Pohl.
- Niech żyje! Niech żyje! Niech żyje!

 

Po sprawozdaniach, które były stałym elementem zebrań nastąpił czas na podniosłą uroczystość wręczenia legitymacji oraz dekoracji „mieczykami Chrobrego” nowych członków. Janek z podziwem patrzył na wyprostowany szereg starszych kolegów, którzy odznaczani szczerbcem owiniętym w biało- czerwoną szarfę stawali się pełnoprawnymi członkami Obozu Wielkiej Polski. Podziw mieszał się z pragnieniem dostąpienia tego zaszczytu już teraz, lecz wiedział iż jego kolej nadejdzie, a tylko ciężka praca może ten dzień przybliżyć. Kiedy dekoracja dobiegła końca znów wyprostowani na baczność zebrani, gromkim chórem zaintonowali pieśń zwycięstwa, która długo niosła się pod sklepienie sali: Złoty słońca, blask dookoła, orzeł biały wzlata wzwyż…

 

Mimo to brudne napaści na obóz nie przeszkadzają w pracy, a Młodzi nadal czuwają.

 

Bartosz Tomczak