Grzegorz Ćwik - Kanadyjskie ofiary nacjonalizmu obywatelskiego

Od kilku dni polskie i światowe media donoszą o niepokojach w Kanadzie. Efektem ich doszło do podpaleń kilkunastu kościołów, a kolejne kilkanaście zostało zdewastowanych i pokrytych graffiti i napisami o politycznej treści. To skutek odkrycia masowych grobów dzieci na terenach byłych szkół rezydencjalnych, które stanowiły element represyjnej polityki Kandy wobec ludności rdzennej Kanady.

 

Jak sądzę sprawa jest mocno rozwojowa, jednak oglądając i czytając doniesienia o wydarzeniach w Kanadzie, jak i obserwując komentarze z lewej i liberalno-anarchistycznej strony, nasunęło mi się kilka ciekawych konstatacji. Dotyczą one głównie ideologiczno-aksjologicznego podłoża tych wypadków, oraz powiązań z podobnymi kwestiami. Jako, że tematem już (jakżeby inaczej) zajęli się anarchiści, liberałowie, lewica i cała reszta ojkofobów, to pora żeby w końcu opisać kwestie te w sposób prawdziwy.

 

 

 

Tło wydarzeń

 

 

Uporządkujmy najpierw garść faktów, aby móc przejść do dalszych rozważań. Kanadyjskie niepokoje związane są z funkcjonowaniem w historii tzw. „szkół rezydencjalnych” oraz powracającymi cały czas reminiscencjami z nimi związanymi.

 

  • Szkoły rezydencjalne stanowiły specjalny rodzaj szkół państwowych

  • Działały od końca XIX wieku do roku 1996. Liczyły łącznie 139 placówek. Finansowało je państwo, a prowadziły instytucje Kościoła Katolickiego oraz kościołów protestanckich.

  • Przez okres działania przewinęło się przez nie około 150 tys. dzieci.

  • Szkoły te przeznaczone były wyłącznie dla dzieci ludności rdzennej.

  • Celem szkół była budowa „nowego Kanadyjczyka” – chodziło o siłowe wciągnięcie do społeczeństwa Kanadyjczyków dzieci lokalnych plemion. Działania te uważane są za inżynierię społeczną, w której celem było zapomnienie przez dzieci tego kim są, jaka jest ich prawdziwa tożsamość, a uzyskanie nowej, narzuconej im przez księży i pastorów.

  • Szkoły charakteryzowały się skrajną brutalnością, łamaniem wszelkich norm ludzkiego zachowania oraz znęcaniem się fizycznym, psychicznym oraz seksualnym nad dziećmi. Na porządku dziennym były wszelkie nadużycia, głód, nieleczone ciężkie choroby, głównie gruźlica.

  • Z powodu tej ostatniej zmarło ok. 10% dzieci, które uczęszczały do szkół rezydencjalnych (dla porównania – śmiertelność w brytyjskich obozach koncentracyjnych dla Burów w trakcie ostatniej wojny burskiej to 5%).

  • Szkoły poniosły kompletne fiasko, jeśli idzie o cel, jaki im przyświecał. Dzieci opuszczające szkoły były zniszczone fizycznie i psychicznie, nie były w stanie normalnie żyć i pracować, bardzo często popadały w alkoholizm, depresje i próby samobójcze.

  • Kilkanaście lat temu podpisano umowę między ocaleńcami, państwem i kościołami odpowiedzialnymi za te zbrodnie. Te ostatnie, w tym także Watykan, przyznały się do wszystkich czynów i zobowiązały do wypłaty zadośćuczynień. O ile protestanckie zbory wykonały to zobowiązanie, o tyle Kościół Katolicki sprawę zignorował.

  • Papież Jan Paweł II mimo trzykrotnego pobytu w Kanadzie ani razu nie wspomniał o szkołach rezydencjalnych.

  • W ciągu ostatnich dni na terenie byłych szkół rezydencjalnych odkryto masowe, nieoznakowane groby dzieci, które trafiły do tych ośrodków. Spowodowało to falę wystąpień skierowanych przeciw instytucjom kościelnym.

Imperializm kulturowy za wszelką cenę

 

 

Nie przypadkiem chyba takie wydarzenia miały miejsce w kolonii ojczyzny kapitalizmu i neoliberalizmu. O ile bowiem te ostatnie to imperializm ekonomiczno-polityczny, o tyle działania państwa kanadyjskiego wobec ludności rdzennej to nic innego jak typowy imperializm kulturowy. Oznacza to, że przedstawiciele określonej kultury i cywilizacji, dominującej i silniejszej, narzucają słabszym swój model kulturowy, religijny czy ustrojowy. Występuje tu zarówno przeświadczenie o swojej wyższości, co jest jeszcze jakoś zrozumiałe, ale także poczucie, że każdy człowiek i każda wspólnota muszą żyć w identyczny sposób, wedle identycznych zasad i wartości, a także, że określony model polityczno-ekonomiczny ma być tym dominującym.

 

Brzmi trochę znajomo, prawda? Coś jak przebrzmiałe już totalitaryzmy zeszłego wieku, albo nadtotalitaryzm liberalnego bezmyślunku? Jak najbardziej trafne spostrzeżenia. I wówczas i dziś widać w przedstawicielach tych samych zresztą elit identyczny sposób myślenia – każdy ma myśleć identycznie, znajdować się pod tą samą władzą, posługiwać tymi samymi wartościami i symbolami.

 

A jak do tego podchodzi etnonacjonalizm? Już jakiś czas temu w „Szturmie” popełniłem tekst pod tytułem „Manifest etnopluralizmu”. Pozwolę sobie na przytoczenie kilku ustępów z owego dość istotnego artykułu:

 

„Etnopluralizm rozumiemy jako ideę, wedle której każda grupa etniczna, kulturowa i cywilizacyjna ma prawo żyć na własnej, suwerennej przestrzeni geograficznej. Narody i tworzone przez nie kręgi kulturowo-cywilizacyjne zgodnie z zasadami etnopluralizmu posiadają pełne prawo do suwerennego i niepodległego ułożenia swych ustrojów, praw, zwyczajów i obyczajów, wyznawanych religii i innych elementów funkcjonowania Narodów.

 

Każdy Naród i każda wspólnota etniczno-kulturowa posiadają prawo do różnicy. Afirmujemy tym samym i wspieramy różnorodność kulturową, rozumianą nie jako liberalny multikulturalizm, ale jako istnienie na naszej planecie obok siebie regionów etniczno-kulturowych, które nie ingerują wzajemnie w swoje systemy ideowe, duchowe, religijne i polityczne, także w terytorium, ale akceptują fakt różnienia się.”

 

I dalej: „Każda kultura, cywilizacja i tworzące je Narody mają prawo do swojego terytorium i państwa.”

 

„Odrzucamy imperializm kulturowy, rozumiany jako narzucanie innym Narodom i kulturom swoich wzorców i idei.”

 

„Każda wspólnota posiada pełne prawo do wykształcenia swojego modelu ustrojowego, ekonomicznego, społecznego, rodzinnego, religijnego i każdego innego.

 

Ponadto każda wspólnota ma prawo posiadać właściwe tylko sobie wartości, cele i aksjologiczne podstawy swego funkcjonowania.”

 

„Zdecydowanie odrzucamy jakiekolwiek formy szowinizmu.

 

Sprzeciwiamy się jakimkolwiek formom etnicznego i kulturowego ludobójstwa, bez względu na wykorzystywane metody.”

 

Trochę przydługie cytowanie samego siebie, ale sądzę, że istotne w tym aspekcie. Oto bowiem widać jak na dłoni, że wbrew propagandzie liberałów to jedynie zdrowy etnonacjonalizm jest jedyną ideą, która aksjologicznie i praktycznie pragnie zabezpieczyć prawo każdej wspólnoty do zachowania swej kultury tradycji, jak również ziemi. Skoro bowiem uważamy Naród za główny cel i wartość w życiu doczesnym, a jednocześnie nacjonalizm w naszym ujęciu to idea uniwersalistyczna, to skutkiem tego każdą wspólnotę etniczno-kulturową, jak np. rdzenne ludy Kanady, uważamy za posiadające pełne prawo do życia w dalszym ciągu, tak jak żyli ich przodkowie, na ziemi ich przodków i wedle ich nakazów.

 

Z drugiej strony tej narracji są (wbrew pozorom) anarchiści i liberałowie. Tych ostatnich omówiliśmy, ci pierwsi zasługują na chwilę uwagi. Oto bowiem sprzeciwiają się oni niby każdym działaniom jak szkoły rezydencjalne w Kanadzie, ale jednak sami chcą każdą wspólnotę i społeczność siłą i terrorem przyciąć do własnych wartości i idei. A więc ateizm, materializm, dialektyzm i determinizm, aborcja, prawa lgbt, eutanazja etc. A jeśli nie – wówczas obstrukcjonizm i rewolucja oraz histeryczne użycie siły wobec niepokornych. Czyli realizowanie dokładnie tego samego modelu myślenia i patrzenia na świat, jaki przyświecał tym, którzy 150 tys. indiańskich dzieci posłali do obozów koncentracyjnych szumnie nazywanych „szkołami rezydencjalnymi”.

 

W martyrologii polskiej cały czas żywy jest przykład dzieci z Wrześni, które mimo terroru i szykan nie chciały mówić i modlić się po niemiecku. A to przecież sytuacja praktycznie identyczna jak w Kanadzie.

 

 

 

Rdzenna ludność, rdzenna ziemia

 

 

Kwestia tegoż imperializmu ma zresztą wiele płaszczyzn. Kiedyś objawiał się on w stosunku do ludności rdzennej i jej praw. Dziś już wprawdzie liberałom nie wypada dalej traktować „Pierwszych Narodów” w sposób cokolwiek przypominający zakazane wzorce, jednak wedle kapitalistycznego paradygmatu szukania nowych rynków i zasobów, znaleziono inny sposób niszczenia ludności rdzennej, a przy okazji całego klimatu na Ziemi.

 

Chodzi oczywiście o działalność wielkich koncernów energetycznych i wydobywczych. Ten sam premier Kanady, Justin Trudeau, który lubi wygłaszać gładkie i puste przemowy o ekologii albo wyreżyserowanymi gestami „solidaryzować się” z ludnością rdzenną, jednocześnie nie ma problemu aby udzielać kolejnych koncesji Shellowi i innym wielkim koncernom na odwierty i to metodą szczelinową na terenach zarówno rdzennych, jak i wszystkich pozostałych. Ot, typowa liberalna hipokryzja.

 

Co więcej, to w obu wypadkach ten sam imperializm kulturowy pełen przekonania, że wszystko i wszystkich należy przygiąć do własnego wzorca, a to czynić należy celem uzyskania jak największej unifikacji i zysku. Postawa taka cechuje się brakiem szacunku tak do innych kultur i wspólnot, jak i przede wszystkim (co widzimy od dekad na własne oczy ) brakiem szacunku do natury i przyrody. Wczoraj niszczono wspólnoty poprzez państwowo sankcjonowane pseudo szkoły, bardziej przypominające obozy koncentracyjne. Dziś niszczymy kraina po krainie w imię … no właśnie, czego? Postępu? Bynajmniej. W imię coraz większego niszczenia tejże natury, bo świadome zwiększanie wydobycia i spalania paliw kopalnych to dziś nic innego jak konsekwentne niszczenie natury.

 

 

 

Nacjonalizm etniczny

 

 

A jak na temat patrzymy my, nacjonaliści etniczni? Właściwie już cytowane fragmenty „Manifestu etnopluralizmu” powinny dać tu jasną odpowiedź.

 

Przede wszystkim wychodzimy tu z dwóch założeń. Po pierwsze wspólnota narodowa rozumiana jako etniczno-kulturowa jest dla nas najwyższą wartością, po drugie uważamy nacjonalizm za ideę uniwersalistyczną. Tak więc zachowanie wyjątkowości i faktycznej różnorodności kulturowej i cywilizacyjnej jest czymś, wokół czego aksjologicznie się koncentruje nacjonalizm etniczny.

 

Tak więc wszelkie ludności rdzenne, w tym oczywiście te zamieszkujące Kanadę, mają pełne prawo do zachowania i kultywowania swojej odrębności i własnej kultury, mowy, wiary i tradycji. A także, co równie istotne, ludy te posiadają prawo do poszanowania swej ziemi i jej suwerenności. Tu nie chodzi tylko o prawo do swobodnego dysponowania tą ziemią, zamieszkiwania na niej i rozwijania swej kultury, ale także do nieingerowania w te tereny przez koncerny i wielkie międzynarodowe firmy. Rolę gra tu zarówno aksjologiczne prawo do zachowania swej odrębności terytorialnej, jak i nasz sprzeciw wobec tego co ze środowiskiem naturalnym robią firmy wydobywcze i energetyczne, oraz jakie są skutki uboczne wszelkich wydobyć i odwiertów.

 

Rozpatrując całość warto spojrzeć na temat także ze strony tego drugiego nacjonalizmu. Otóż jak się okazuje działania rządu Kanady wpisują się… w osławiony nacjonalizm obywatelski, który tak bardzo ukochała pipi-prawica, konserwatyści, kolibry i inni zdrajcy. To oni wszakże twierdzą, że wystarczy nauczyć się kilku słów po polsku, napić wódki, zjeść schabowego i zmówić przysłowiową zdrowaśkę i to już wystarczy do bycia Polakiem. Prawidła te mają się zresztą odnosić także do innych Narodów. A czymże innym były owe szkoły rezydencjalne jak nie próba wdrożenia na państwowym poziomie nacjonalizmu obywatelskiego, pełnego przekonania o słuszności idei asymilacji?

 

W sytuacji gdy nacjonalizm etniczny, szanując faktyczną odrębność i różnorodność etniczno-kulturową, nie ma problemu z uznaniem praw ludności rdzennej, nacjonalizm obywatelski, dziwnym trafem praktykowany głównie przez liberałów, za wszelką cenę dążyć będzie do wyrównania wszystkich do jednego wzorca – narodowego, kulturowego, konsumpcyjnego etc. A to straszliwy błąd, który zasadza się na quasi totalitarnym poczuciu, że wszyscy muszą być tacy sami, mówić tak samo, myśleć i zachowywać się.

 

My, etniczni nacjonaliści uznajemy jako coś oczywistego, że ludzie z drugiego końca planety mają swoje zwyczaje, kulturę, język, wiarę – i jest to serio coś wspaniałego. To właśnie jest piękno różnorodności, a nie na siłę propagowane multi-kulti, które jak widzimy z nacjonalizmem obywatelskim idzie ręka w rękę tak w teorii jak i praktyce. My nie chcemy nikogo zmieniać, na siłę dostosowywać do standardów naszej wspólnoty, na siłę wmuszać w kogoś jej osiągnięć, wartości i podstaw. Oczywiście, jednocześnie deklarujemy, że sami takich ingerencji wobec nas nie tolerujemy i nie zaakceptujemy. Na tym właśnie polega podstawowa logika etnopluralizmu – niech każdy lud żyje tak, jak żyli jego przodkowie, jak nakazuje mu jego wiara i tradycja oraz jak uważa, że najlepiej przysporzy się swoim dzieciom.

 

 

 

Nie tylko Kanada

 

 

Omawiany problem i jego analizę odnieść najpewniej można także do szeregu innych wypadków  okoliczności tak historycznych, jak i współczesnych. I być może takie teksty także pojawią się niebawem w „Szturmie”. Póki co jednak „na tapecie” mamy wypadki kanadyjskie, a przecież nacjonalistyczna publicystyka nie musi, a nawet nie powinna uciekać od analizy współczesnych i aktualnych problemów. Oczywiście mam świadomość, że nie każdemu przypadnie do gustu powyższy tekst, stąd otwarty jestem na wszelką sensowną polemikę i krytykę.

 

 

 

Grzegorz Ćwik