Grzegorz Ćwik - To kapitalizm niszczy naszą planetę

Kapitalizm niszczy nas i nasz świat. To nie tylko frazes czy nośna metafora. To także jak najbardziej dosłowna prawda, która wynika z efektów funkcjonowania reżimu kapitalistycznego i jego logiki na praktycznie całej planecie. Ten rzekomo najrozsądniejszy i najbardziej zoptymalizowany system ekonomiczno-społeczny w praktyce doprowadził już teraz do gigantycznych, nie dających się właściwie póki co ogarnąć, kryzysów. Nie ma też sensu łudzić się i oczekiwać, że kapitalizm i tworzący go ludzie nagle zmądrzeją, przedefiniują swoje cele lub nagle uznają, że wspólnota i rodzina liczy się bardziej niż ich indywidualny zysk.

 

Dużo przez ostatnie parę lat mówi się o kryzysie klimatycznym, energetyce, emisji gazów cieplarnianych, wymieraniu gatunków czy niszczeniu kolejnych ekosystemów. I bardzo dobrze, bo to od wielu dekad palące problemy naszego Narodu, podobnie jak każdego innego. Tyle, że dziwnym trafem wszystkie liberał-lewicowe media zapominają w swych długich tekstach o kwestiach klimatycznych dopisać tego jednego, jakże istotnego akapitu: skąd ten cały kryzys, skąd nadprodukcja, kto niszczy środowisko naturalne. Zamiast tego Jaś Kapela w Krypolu twierdzi, że aby zwyciężyć z kryzysem klimatycznym ludzie mają mieszkać w mieszkaniach 15m2, nie używać za często komunikacji, ograniczyć jedzenie i przyjemności. Czyli ta sama retoryka oszczędzania co Balcerowicz i Bosak – głupi lud ma zapieprzać a nie wysuwać „roszczenia”, do tego obwiniamy go odpowiedzialnością za kryzys klimatyczny. Wielki kapitał, koncerny, kapitalizm? O tym sponsorowany przez Sorosa Krypol już się nie zająknie.

 

 

 

Kryzys klimatyczny

 

 

Wydaje mi się, choć może to pewne złudzenie, że od pewnego czasu większość społeczeństwa nie tylko uznała realność zmian klimatycznych, ale przede wszystkim fakt, że wynika ono także z ludzkiego zachowania i działalności. To pewna oczywistość, jednak to od niej wypada nam zacząć rozważania nad związkiem klimatu i środowiska naturalnego a kapitalizmu.

 

Jak wszyscy zapewne wiemy w pierwszej połowie XIX wieku rozpoczyna się rewolucja przemysłowa, której głównym objawem było przerzucenie się z energii pozyskiwanej głównie w młynach wodnych na energię pozyskiwaną ze spalania paliw kopalnych, głównie węgla. To zapoczątkowało rosnące bez ustanku, z wyjątkiem jednego kryzysowego 2008 roku, spalanie paliw kopalnych oraz wzrost produkcji przemysłowej. W związku z tym pojawiło się zjawisko rosnącej emisji dwutlenku i węgla oraz innych gazów cieplarnianych, zarówno tych produkowanych przez sektor energetyczny, jak i produkcyjny (fabryki).

 

No dobrze, ale jak dokładnie wzrost emisji gazów cieplarnianych ma się do zjawiska kryzysu klimatycznego i zwiększania się temperatury? Już wyjaśniam.

 

Na początek ustalmy kilka faktów. Po pierwsze rozpatrując kwestie klimatu i temperatury musimy mieć świadomość, że planeta nasza stanowi określony, kompletny system, który zarówno wewnętrznie, jak i przede wszystkim zewnętrznie uczestniczy w obiegu energii, a więc temperatury. System ten z grubsza przez miliony lat pozostawał w stanie równowagi – to jest tyle energii ile pochłaniała Ziemia z promieniowania słonecznego, tyle też oddawała. Całość zaczęła się zmieniać w XIX wieku, na skutek wspomnianych zmian w produkcji energii i przemyśle. Obecnie stężenie CO2 jest w atmosferze najwyższe od ok 20-30 milionów lat, a temperatury rosną bezustannie od 150 lat. A jak to wpływa na temperaturę? Otóż jak wspomniałem Ziemia przed epoką przemysłowa była w stanie równowagi energetycznej. Jednak właściwości gazów cieplarnianych zmieniają to. Dzięki nim Ziemia zaczyna absorbować i „magazynować” energię, czyli temperaturę, przez co przyjmując tyle samo energii, z roku na roku oddaje jej coraz mniej. To tworzy mechanizm swoistej kwadratury koła, gdzie coraz większa ilość gazów cieplarnianych coraz bardziej zwiększa temperaturę. A pamiętajmy, że nie mówimy tylko o temperaturze powietrza, ale także wody i ziemi.

 

No dobrze, a co z twierdzeniem negacjonistów i denialistów klimatycznych, że ludzkie działania to jedynie kilka % gazów cieplarnianych powstających na Ziemi. Otóż … są prawdziwe. Zatrzymajmy się jednak chwilę przy tym. Obecnie przyjmuje się, że odpowiadamy za produkcję ok 2-3% gazów cieplarnianych na planecie. Czy to faktycznie mało? W sytuacji gdy bez nas planeta była w stanie równowagi to wbrew pozorom bardzo dużo, bo to znaczy, że każdy rok Ziemia otrzymuje ekstra 2% gazów cieplarnianych, które pozostają w atmosferze. To oznacza zaś, że przez ostatnie 30 lat dorzuciliśmy do atmosfery 60% rocznej produkcji gazów cieplarnianych, a to już dawka ogromna. Zwiększa ona, jak już wspomniałem, także temperatury wody i ziemi. To między innymi wpływa na topnienie lodowców, które poza zwiększaniem poziomu wód ma jeszcze jeden zgubny wpływ. Otóż dla planety i obiegu energii w kosmosie ogromne znaczenie ma to ile Ziemia posiada terenów czarnych a ile białych. Czemu? Otóż czerń pochłania w 100% ciepło, a biel w 100% ciepło i energię odbija. Każdy z nas chyba słyszał kiedyś od babci, żeby w lato ubierać się jasno. To wbrew pozorom bardzo trafna rada. A więc im mniej śniegu i lodowców, a te topnieją w coraz szybszym stopniu, tym bardziej Ziemia zatrzymuje energię. A przecież produkcja przemysłowa i energetyczna rosną, czyli dodana wartość do normalnego obiegu cieplnego rok rocznie jest coraz wyższa.

 

To tworzy efekt kuli śniegowej. Coraz większa dawka gazów cieplarnianych coraz bardziej zwiększa temperaturę, co wpływa na procesy, które jeszcze bardziej to napędzają. W efekcie obserwujemy anormalny wzrost temperatury i coraz większa liczbę anomalii i katastrof pogodowych na całym świecie (huragany, susze, powodzie etc.).

 

 

 

Kapitalizm vs klimat

 

 

No dobrze, wiemy już, że temperatura rośnie. Ale przecież niektórzy z prawicowych polityków, skupionych głównie wokół pro-rosyjskiej Konfederacji, twierdzą, że to bardzo dobrze, bo oni „lubią ciepło”. Kolejna więc rzecz jaką musimy ustalić to skutki globalnego ocieplenia. A te są wprost tragiczne i liczone już w bilionach dolarów. To zarówno  gigantyczne straty rolnictwa, szerzenie się chorób tropikalnych, coraz większe migracje ludności (tereny Afryki i Azji są tymi, które najszybciej staną się nieprzydatne do zamieszkania) czy wreszcie katastrofy naturalne. O ile w latach 70-tych odnotowano 660 klęsk żywiołowych, to w latach 2000-2010 już 3322. I liczby te cały czas rosną. To zarówno gigantyczne wydatki finansowe, jak i straty w infrastrukturze, oraz przede wszystkim rosnąca liczba ofiar śmiertelnych. A rządy jako takie tną jak mogą wydatki na państwowe agencje i urzędy zajmujące się przeciwdziałaniem skutkom powodzi, huraganów czy susz. W końcu wolny rynek poradzi sobie z tym lepiej, prawda?

 

Otóż nie, nie poradzi sobie w ogóle. Choćby dlatego, że to właśnie kapitalizm odpowiada za nie tylko wytworzenie się zjawiska globalnego ocieplenia, ale także za powstanie reguł i instytucji, które w praktyce uniemożliwiają walkę z tym, choćby poprzez istnienie międzynarodowych instytucji, które są głównymi pretorianami wolnego rynki i kapitalizmu. Chodzi mi głównie o WTO, Bank Światowy oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Otóż instytucje te wymagają na praktycznie każdym państwie, włącznie z Chinami i USA, nie stosowanie polityki protekcjonizmu i ingerencji w gospodarkę. Oznacza to, że przykładowo gdy w jednym państwie rząd zaczyna wspierać rynek energetyki odnawialnej, zwłaszcza poprzez preferencje produkcyjne, wówczas dowolne państwo może go zaskarżyć i otrzymać wyrok zakazujący określonych działań. A działaniem takim jest m.in. dofinansowanie określonych sektorów i rodzimych firm. Tak właśnie działa liberalizm i kapitalizm spod znaku austriackiej szkoły – jest niczym innym jak międzynarodowym terroryzmem wymierzonym w państwa narodowe.

 

Kapitalizm, i to ten królujący obecnie a więc anglosaski, przedstawiany jest przez jego piewców jako najbardziej logiczna, naturalna i merytoryczna konstrukcja myślowa, jaka tylko może istnieć. System ten, opierając się rzekomo o naturalne i najwłaściwsze mechanizmy oraz popędy u człowieka, ma stanowić sprawiedliwy system, w którym każdy otrzymuje to, na co zapracował a jego położenie to wynik tylko jego działań.

 

O ile generalnie te założenia w ideologii wolnorynkowej są fałszywe, to na najwyższym, ogólnoludzkim poziomie stają się prawdzie. Niestety. Szczególnie chodzi o uznanie, że mamy to, na co zasłużyliśmy i na co pracowaliśmy wiele lat, dekad a nawet wieków. Dziesiątki lat eksploatowania zasobów naturalnych, spalania paliw kopalnych, gigantycznej nadprodukcji i nadkomsumpcji dają w efekcie to, co możemy już obserwować gołym okiem – coraz cieplejszy i bardziej niestabilny klimat. Rosnące słupki na termometrach, susze, coraz wyższe ceny artykułów spożywczych, katastrofy naturalne – a to dopiero początek. Naprawdę jako cywilizacja ludzka zaciągnęliśmy gigantyczny dług wobec natury, którego spłata, wraz z odsetkami, stanowi najpewniej największe wyzwanie, przed jakim stanie człowiek.

 

 

 

Wzrost wykładniczy

 

 

Nieodłącznym paradygmatem ekonomii najpierw brytyjskiej, a następnie światowej od początku rewolucji przemysłowej jest wzrost wykładniczy. Wzrost wykładniczy to w bardzo dużym uproszczeniu powiększanie się określonego zbioru o daną wielkość lub procent w identycznych jednostkach czasu. Przykładowo o wzroście wykładniczym możemy mówić, gdy nasza lokata bankowa ma stałe roczne oprocentowanie, albo PKB rośnie co roku o stałą lub bardzo zbliżoną wartość. Gospodarka światowa w ujęciu dekadowym rośnie od kilkudziesięciu lat właśnie w ramach wzrostu wykładniczego. Wielkość produkcji, zysków, marży etc. rośnie rok do roku o mniej więcej stałą wartość.

 

Wzrost wykładniczy, zwłaszcza po roku 1945, wiąże się nieodłącznie z tematem zadłużenia. Mamy doskonale świadomość, że to w wypadku każdego praktycznie kraju rośnie. Ale rośnie też PKB, ludność, ilość pieniędzy w obiegu. Tak więc gdzie problem?

 

Otóż niemożliwe jest ciągłe utrzymanie wzrostu wykładniczego. Prędzej czy później będzie musiał się on załamać, a to przyniesie dla całego świata gigantyczne problemy. Choćby z tego powodu, że już teraz spora część naszej ekonomii to rynki finansowe, które wyrwały się spod wszelkiej kontroli i przykładowo dziś można jedne inwestycje finansować zyskiem z innych inwestycji, który dopiero się prognozuje, że ma się pojawić. Długi pokrywamy innymi długami, a te zaciągamy by sfinansować stare długi. Podobnie wygląda to z przemysłem – produkuje on coraz więcej, ale przecież prędzej czy później skończą się i surowce i nowe rynki. Co wówczas?

 

Zarówno powyższy problem jak i globalne ocieplenie wynikają z tego samego zagadnienia – dogmatu ekspansji, zwiększania zysku i konsumpcji oraz traktowania natury jako niewyczerpanego i niezniszczalnego worka na bogactwa, z którego można wyłącznie brać i brać. A to oczywiście bzdura.

 

Jest coś symptomatycznego, że kapitalizm i silnik parowy powstały praktycznie jednocześnie. To silnik parowy umożliwił bezustanną produkcję, która potrafi tylko zwiększać się, zwiększając tym samym zanieczyszczenie oraz zapotrzebowanie na paliwa i surowce.

 

Żeby zawalczyć z tym stanem rzeczy nie wystarczy zmiana silnika w samochodzie, eko jedzenie i zmniejszanie „śladu węglowego”. Tak każe nam wyłącznie myśleć propaganda, która przerzuca z wielkiego kapitału na nas odpowiedzialność za klimat. I o ile jako ludzie i społeczności nie jesteśmy bez winy, to jednak nasz wpływ na to, jak rozwija się przemysł, energetyka i jak pozyskiwane są paliwa kopane jest praktycznie żaden.

 

Na nic zdadzą się artykuły, w tym w gruncie rzeczy ten niniejszy, marsze, demonstracje czy blokady. Pomijam już, że patrząc po twarzach, to biorą w nich udział głównie dzieci z tzw. „dobrych domów”, czyli jedni z głównych beneficjentów kryzysu klimatycznego.

 

Żeby uratować klimat, Ziemię, wreszcie nas samych musimy całkowicie zmienić sposób myślenia. Nie tylko o naturze, ale o planecie, zasobach, życiu, ekonomii, społeczności, państwie i nas samych wreszcie.

 

Najwyższa pora odrzucić konsumpcję, życie ponad stan, i to nie stan nasz, a planety. Najwyższa pora przywrócić należne kompetencje państwu, które zostało zdekonstruowane na rzecz rynków, korporacji i banków. Tak, państwo ma prawo zakazywać, ingerować i stosować zaporowe ustawy, jeśli służy to słusznej sprawie. Musimy wreszcie zrozumieć, że natura to nie obcy i zewnętrzny w stosunku do człowieka element, ale cały nasz świat. Ani nie możemy z niego czerpać bez końca, ani niszczyć, ani traktować jako niewyczerpalnego. Musimy przedłożyć ponad zyski korporacyjne i rynek łapówkarski (tzw. „koncesje emisyjne”) interes każdego człowieka i wspólnoty. Odebrać trzeba korporacjom i koncernom prawo do niszczenia rdzennych kultur i wspólnot, ekologiczne i zróżnicowane rolnictwo przeciwstawić monouprawom zmienianym genetycznie a światowe łańcuchy dostaw najwyższa pora by ustąpiły lokalnym i narodowym gospodarkom.

 

Nie możemy cały czas zwiększać produkcji i wydobycia paliw kopalnych oraz surowców. Nawet samo zastopowanie tego procesu nic nie da. Ulec musi ono ograniczeniu, szczególnie w kwestii energetyki, poprzez masowe zastąpienie paliw kopalnych energią odnawialną i nieszkodliwą dla klimatu. Fotowoltanika, energia pływów, elektrownie wodne i geotermalne – to nie dodatek czy opcja, ale jedyna droga dla nas, jeśli chcemy przetrwać jako ludzie.

 

Zmienić musimy całe swoje myślenie. Koniec z ciągłym kupowaniem nowych, niepotrzebnych gadżetów, telefonów, kilkunastu par kicksów. Koniec z ciągłym jeżdżeniem wszędzie samochodem, na rzecz renesansu środków komunikacji publicznej.

 

I przede wszystkim koniec z wielkimi koncernami, korporacjami i ich wszechwładzą. Poddane muszą zostać podziałowi na mniejsze, narodowe oddziały i nadzór, i to solidny, musi nad nimi trzymać państwo wraz ze swymi agendami. Pora skończyć z wszechwładzą kapitału i egoizmu oraz powszechnym łapownictwem i lobbowaniem. Życie narodów i wspólnot nie może kręcić się wokół zysku, z którego korzysta garstka kosztem całej reszty ludzkości.

 

Najwyższa wreszcie pora zakazać celowego tworzenia produktów tak, by za kilka lat się popsuły i wymagały zastąpienia nowym, lepszym i droższym. Całkowicie zakazać musimy niszczenia gatunków, ekosystemów, lokalnych oraz rdzennych wspólnot i kultur tylko wyłącznie w celu zwiększenia wydobycia i zabezpieczenia swoich brudnych pieniędzy.

 

 

 

Albo klimat albo neoliberalizm

 

 

Nie ma już czasu ani miejsca na półśrodki, debaty i proszenie korporacji, żeby łaskawie przestały nas truć i niszczyć życie na naszej planecie. Kryzys klimatyczny, zdiagnozowany na przełomie lat 70tych i 80tych dał nam sporo czasu – nie wykorzystaliśmy go zupełnie, emisje urosły wielokroć od  tego czasu. Gatunki wymierają dalej, plastik zatruwa całą naszą planetę, w tysiącach liczymy wymarłe gatunki, katastrofy naturalne pochłaniają miliardy dolarów, zwłaszcza, że wedle neoliberalnej trucizny państwa likwidują sektory publiczne odpowiedzialne za bezpieczeństwo.

 

Nie ma już czasu na licytowanie się na zasadzie „a tamci emitują więcej” albo „nasi sąsiedzi też palą węglem”. Patologie i błędy z tym związane dotykają nas wszystkich, naszego Narodu i każdego innego. Stąd jak najbardziej kryzys klimatycznych to cel i zasadnie dla nacjonalistów – może nawet przede wszystkim dla nas, patrząc na nieporadność i stopień przekupstwa w szeregach liberał-lewicowych ekologów.

 

Nie mamy czasu, marginesu błędu ani możliwości pomyłki. Mamy za to dziejową konieczność zwyciężenia neoliberalizmu – dla klimatu i nas wszystkich. Dla każdego Narodu na świecie.

 

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik