Patryk Płokita - Etno-nacjonalizm a tradycyjna kuchnia

Na samym początku, we wstępie, chcę napisać, iż to nie jest żaden „żart”, ani prima aprilis. Dlaczego podjąłem się próby tego tematu? Po pierwsze, żeby poszerzać horyzonty w dociekaniach na temat nacjonalizmu. Nie chcę, żeby obrana tematyka została odebrana jako „dowcip” przez czytelnika. Temat w mojej opinii, z wierzchu, wydaje się płytki i bez sensu, jednak gdy przejdziemy w dalsze dociekania, to może się okazać, że tradycja jest też w tytułowej kwestii życia, jaką jest przyrządzanie i jedzenie posiłków. Drugim czynnikiem, dlaczego podjąłem się takiego tematu w tym felietonie, jest to, że uważam etno-nacjonalizm jako ważną idee, która powinna się rozwijać w miarę możliwości XXI wieku, u nas w Polsce, aby przetrwać globalizację.

 

 

 

Wspomniany nurt związany jest dla mnie z jednym słowem kluczem: „dbaniem o spuściznę przodków”. Myślę, że każdy czytelnik naszego czasopisma się z tym zgodzi. A jak może wyglądać praca, w celu dbania o etnos? Pamiętanie u ludowych tradycjach, przykładem topienie marzanny. Uczestnictwo w obrządkach religijnych, jak procesja Bożego Ciała. Innym przykładem mogą być Jare Gody, pośród rodzimowierców. Nie mam zamiaru się kłócić, która „tradycja religijna jest ważniejsza”, bo to jest bez sensu. Nie dojdziemy nigdy do porozumienia pod tym kątem i chyba niech tak zostanie.

 

 

 

Jak można jeszcze dbać o etnos? Język ojczysty, unikanie anglicyzmów, jeśli jest to możliwe. Przykład? „Software”, a „oprogramowanie”. Pewnie ktoś się zastanawia, czemu tutaj nie padło „kolor skóry”. Wiem, że jest to ważna i burzliwa kwestia, w czasach, kiedy uzna się to za „rasistowskie”, ale porzućmy w tym przypadku obecne trendy w myślach Polaków, które są wypadkową ideologii nowej lewicy i marksizmu kulturowego. Nie mam zamiaru tutaj nikogo obrażać. Dywagacje na temat tego: „czy murzyn może być Polakiem” odpuśćmy także w tym miejscu. Przynajmniej na chwilę. Odpocznijmy od tego i skupmy się na innych elementach etno-nacjonalizmu. Wszystko wskazuje na to, że jest nim „tradycyjna kuchnia”, co będę starał się udowodnić.

 

 

 

„Etno-nacjonalizm”, zakłada duży nacisk na dbanie o kulturę, w szerokim tego słowa znaczeniu. Podałem w poprzednim akapicie przykłady ludowych czy religijnych tradycji. Poruszyłem jako przykład kwestie ojczystego języka. Etno-nacjonalizm, przypomnijmy, jest kontrą w działaniu, aby przeciwstawiać się procesowi globalizacji. „Usamodzielnienie się narodu”, to ważne słowa w tym nurcie nacjonalizmu, a żeby to osiągnąć, musimy zacząć dbać o swoją własną kulturę. W ten sposób pokażemy sprzeciw wobec „drapieżnej hamerykanizacji” oraz liberalizacji społeczeństwa.

 

 

 

Użyłem neologizmu „drapieżna hamerykanizacja”. Na czym ten proces społeczny polega? Materializm jako jedyny kierunek życia, seksualizacja człowieka i robienie z niego „seksoholika”, oraz wszechogarniający konsumpcjonizm. To ostatnie związane jest m. in. z jedzeniem. Mam na myśli proces „macdonaldyzacji” całego świata. Oprócz tego atomizacja społeczna i jednoczesna homogenizacja, to też elementy „drapieżnej hamerykanizacji”.

 

 

 

Etno-nacjonalizm to dbanie o własną kulturę, i w tym momencie przyszło mi na myśl, pojawiło się w głowie, jak zapalona żarówka, słowo klucz: „tradycyjna kuchnia”. Postawiłem sobie ważne filozoficzne pytanie:

 

„- Czy tradycyjna kuchnia też jest elementem, która zespala naród?”
Jeśli na to pytanie drogi czytelniku, odpowiedziałeś twierdząco, to masz podobne zdanie w tej materii. Ja uważam tradycyjną kuchnię jako element zespalający naród. Tradycyjna kuchnia to spuścizna przodków i jednocześnie forma walki z procesem „macdonaldyzacji”. Zahacza to o pracę organiczną pozytywistów, tylko mamy XXI wiek. Oprócz tego, uważam, że tradycyjna kuchnia, jako element spuścizny przodków danego etnosu, potrzebuje siły i uwagi przez członków danej nacji. I w taki oto sposób tradycyjna kuchnia jest związana z ideą nowoczesnego etno-nacjonalizmu, na miarę XXI wieku. Brzmi śmiesznie? Tylko z wierzchu. Powtórzę jeszcze raz. Gdy człowiek zagłębi się w ten temat, i zobaczy w jakich czasach przyszło nam żyć, to tradycyjna kuchnia jest rewolucją i buntem wobec konsumpcjonizmu, pod każdym względem. Więc lepmy pierogi, bijmy schabowego, mieszajmy bigos, smażmy mielonego, zróbmy mizerię czy pomidory z cebulą. Brzmi to kuriozalnie, ale w takich czasach przyszło nam żyć, kiedy np. młoda generacja Polaków nie potrafi gotować. Stołuje się tylko w restauracjach, a schabowego to zje u mamy, albo zabierze w słoiku na studia. Obok tej postawy jest ciągłe zrzędzenie na brak pieniędzy, a wynika to z lenistwa i braku oszczędzania. Powyższe trzy postawy, to jest stołowanie się tylko na mieście, lenistwo i brak umiejętności oszczędzania to karygodne postawy. Nie chodzi o to, żeby je potępiać. Chodzi o to, aby napominać i uczyć, co jest ważne i zdrowe, a co chore i prowadzi do destrukcji relacji społecznej na osi jednostka-zbiorowość. Jako nacjonaliści mamy zadanie na XXI wiek, aby odbudować te kondycje. Teraz jest to na poziomie raczkowania, ale „nie od razu zbudowano Rzym”.

 

 

 

Jak to, „rosół”, albo taki „schabowy”, polska tradycja? Element etno-nacjonalizmu? Podam inny przykład, z innego etnosu, jakim są Japończycy. Kuchnia japońska z czym nam się kojarzy, i tylko z tym? Przykłady posiłków? Sushi? Ramen? Czy to nie jest element tradycji i kultury japońskiej, który ją odróżnia od innych etnosów istniejących na tej planecie? To dzięki temu elementowi, dbania o tradycje i spuściznę przodków, oraz zdrowy kolektywizm narodowy, na osi jednostka-zbiorowość, Japończycy, osiągnęli sukces. Udało im się zminimalizować proces globalizacji na swoim podwórku. Nie zrobił on takich zniszczeń jak w Polsce, czy w całej Europie Zachodniej. Oprócz tego Japończycy idą z duchem czasu i nie zapominają o usprawnieniach i technologii. Dla nich materializm to narzędzie, aby polepszyć jakość życia, czy to dla jednostki, czy dla zbiorowości, a dla współczesnego Europejczyka materializm to sens sam w sobie, który go sprowadza na nihilizm, problemy psychiczne, i robi z niego wtórnego niewolnika, w imię konsumpcji, czy seksualizacji. Nacjonalizm tego nie popiera.

 

 

 

Innym przykładem tradycyjnej kuchni i innym etnosem, który chce przytoczyć, to Węgrzy. Każdy z nas kojarzy danie typu „gulasz”. Pierwsze skojarzenie to Madziarzy. To też jest elementem ich tradycji i spuścizny przodków. Dzięki temu Węgrzy nigdy nie „rozpłyną się” w czasie globalizacji, a ich tradycyjne jedzenie będzie kojarzone tylko z nimi. (Tak wiem, niektórzy uważają, że gulasz w Polsce, to tradycyjne danie. Idąc dalej w dociekania, może gulasz trzeba uznać za tradycyjne danie Europy Środkowo-Wschodniej? Czesi też robią gulasz, albo Słowacy, czy Chorwaci. Przykłady można mnożyć. Nie znam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, aczkolwiek ciekawe dociekania w obranym temacie, które wyszły podczas pisania. Uważam jednak, że gulasz to tradycyjne danie z Węgier, i stamtąd ono pochodzi).

 

 

 

Mam nadzieje, że od tego akapitu temat „kuchni” nie brzmi już jako „absurd”. Jeśli nie, to przejdziemy jeszcze do słynnych słów Pana Romana Dmowskiego, w tym miejscu felietonu. Powiedział on znamienne słowa, które większość osób związanych z szeroko pojmowaną „ideą narodową” ma w serduszku. Chodzi dokładnie o słowa: „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki Polskie”.

 

 

 

Interpretacja tych słów, pod kątem „spuścizny przodków”, kieruje mnie w rozważania na temat tradycyjnej kuchni. Na dobrą sprawę jest ona elementem składowej danej nacji, o który trzeba dbać, bo to jest „Twój Polski Obowiązek”. Jeśli uważasz się za narodowca czy nacjonalistę, to powinieneś tak postępować. To logiczne w postawie. Dzięki temu, dbanie o spuściznę, jest jednocześnie wyróżnieniem danej nacji, spośród innych. Gotowanie tradycyjnej kuchni jest elementem dbania o spuściznę przodków, a to jest częścią postawy wpisującej się w idee nowoczesnego etno-nacjonalizmu.

 

 

 

Oprócz tego warto wdrażać takie rozmyślenia w czasie „kryzysów”, bo to one przeważnie spajały Polski naród, w dziejach historii. Pandemia na planecie Ziemia to taki właśnie czas.

 

 

 

O co mi dokładnie chodzi? Część z Polaków nie umie oszczędzać, a zminimalizowanie jedzenia na mieście jest formą oszczędzania. Część z Polaków właśnie oszczędza teraz i nie ma pieniędzy na godne życie. A przygotowywanie posiłków w domu jest dzisiaj formą oszczędzania. Często większość członków naszego narodu musi minimalizować koszty. Chodzi chociaż o nowe podatki i opłaty, które wzrosły. Przykładem prąd. Oprócz tego, chce tu nakreślić pewne rozważania, na temat tego, iż, nie warto wpadać w pułapkę typu: „Chcę godnie i dobrze zjeść, to muszę pójść do restauracji”. Tradycyjną ucztę możesz zrobić w domu. A za przykład posłuży tutaj staropolskie danie, jakim jest… rosół.

 


Co to ma być? Redaktor Szturmu będzie pisał o rosole, jako przykład tradycyjnego dania, o które trzeba dbać, bo to element etno-nacjonalizmu? Szur jakiś? Nie jestem szurem, ale mówi się: „w tym szaleństwie jest metoda”. Coś w tym jest. Idąc dalej w przemyślenia: potrzeba po prostu dobrej narracji, abym jako autor został dobrze zrozumiany, więc to robię.

 

 

 

Idąc dalej w rozmyślania z innej dziedziny życia, pt.: „napiszę pół żartem, pół serio” Nadszedł dziwny czas, dla nas, Polaków. Czas, aby „nakarmić naród”. Dosłownie. A dlaczego?

 

 

 

Kiedy słyszę, że ktoś wydaje dużo pieniędzy na przygotowanie jedzenia w domu, to się śmieję. Z czego to wynika? Lenistwo? Liberalne i „globalistyczne przyzwyczajenia”? Brak wiedzy w tej dziedzinie życia? Nie wiem, nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, ale problem coraz częściej jest widoczny pośród nowej generacji pokolenia Polaków, zwłaszcza 30-.

 

 

 

Wiadomo, czasem fajnie jest zjeść sushi, ale raz na jakiś czas. Fantastycznie jest też pojechać do MacDonalda z rodziną, raz na pół roku, bo ktoś ma urodziny. Oczywiście, wiadomo, super jest, kiedy chcesz coś zjeść na ciepło i wpadasz po hot-doga do żabki i nie masz co innego do zjedzenia, bo jesteś głodny. Ja to osobiście rozumiem. Niestety nie rozumiem postawy, i nie jest to fajne, kiedy członkowie naszego narodu nie gotują polskich dań. Jeszcze gorsze zjawisko zauważyłem, kiedy nie potrafią ich u-g-o-t-o-w-a-ć!

 

 

 

Żyjemy w czasach, kiedy coraz bardziej zacierają się obowiązki domowe płci. Nie zapomnę, jak mi dziadek powiedział, że gdyby jego mama, a moja pra-babcia, zobaczyła, że gotuje, to by dostał „chochlą przez łeb”. Urodziła się ona w 1917 roku. Tu taka dygresja. Szef kuchni to mężczyzna w semantyce. To też nie tak, że chce urazić płeć piękną. Po prostu jako nacjonaliści jesteśmy za pełnym równouprawnieniem, a kuchnia to takie pole do popisu. Z racji tego odrzuć psychiczne bloki, bo „kobieta gotuje i to jej obowiązek”, albo „nie umiem gotować”. To tylko bezsensowne tłumaczenia. Czas się tego nauczyć! Masz możliwości na miarę XXI wieku, chociażby Internet. Najważniejsze jest, że to Ty chcesz dbać o spuściznę przodków? Więc to rób, zaczynając od siebie.

 

 

 

Wróćmy jeszcze raz do tych fast-foodów i procesu globalizacji. Zapamiętaj: kiedy jesz codziennie fast-foody, i nie gotujesz w domu tradycyjnej kuchni, to jest z Tobą „coś nie tak”. W moim mniemaniu to jest właśnie element „ukrytej liberalnej postawy”. W tym przypadku odwołuję do tekstu redaktora naczelnego Grzegorza Ćwika pt.: „Skryta mentalność liberalna”, aby bardziej zobrazować przytoczoną tu problematykę, w jakich czasach przyszło nam żyć.

Dobrze, jak felieton ma mieć w sobie „rosół”, jako przykład „tradycyjnego dania” to przystanek na genezę i historię. Skąd wzięło się w naszej kuchni to tradycyjne danie? Wszystko wskazuje na to, że „rosół” przywędrował do Polski najprawdopodobniej z Niemiec. W 1682 roku pierwszy raz pojawił się przepis na „rosół polski”, w publikacji pod tytułem: „Compendium ferculorum, albo zebranie potraw”. Autorem tej książki kucharskiej był Stanisław Czerniecki. Pozycja ta uznawana jest za pierwsze zachowane zestawienie potraw w historii polski, które przetrwało do naszych czasów. Wspomniana książka kucharska została wydana w Krakowie. Dodać tutaj warto, że istnieje „ludowa tradycja”, która mówi, iż w czasach szlacheckich pieczono warzywa i wrzucano je do wywaru. (Przyznam szczerze testowałem to w swojej kuchni. Smak specyficzny, ale bardzo czasochłonne w przygotowaniu).

 

 

 

Przejdziemy teraz do samego przepisu rosołu, który chce przekazać, wzorując się na Stanisławie Czernieckim. Bardzo podoba mi się jego postawa dbania o spuściznę przodków, dla potomnych, jakim jest w tym przypadku tradycyjna kuchnia. Chcę podobnie zostawić coś po sobie dla potomnych. Różnica będzie polegać na tym, że będę korzystał z innych narzędzi, a będzie nim pisanie felietonów do internetowego czasopisma nacjonalistycznego, aby zwiększyć wrażliwość na tematy tradycyjnych potraw. Mówiąc w „nowoczesny sposób”, mam też na myśli idee etno-nacjonalizmu na XXI wiek, a „dbanie o tradycyjną kuchnię”, jest elementem tej idei. Dlatego to robię, i co ważne, „nie na żarty”. Powtórzę jeszcze raz, chcę zostać dobrze zrozumiany w rozmyślaniach w tym felietonie. (Żartobliwie mogę tylko skończyć ten akapit tak, że „nienażarty” to może ktoś być, jak zje 4 cheeseburgery za 18 zł w macdonaldzie).

 

 

 

Przepis na wywarowy rosół

 

 

 

Trzeba wyjaśnić czym jest „wywarowy smak”. Odkryli go Japończycy w 2001 roku. Nazywa się „umami”. Po japońsku znaczy on „pyszny”, „smaczny”. Co najlepsze, aby uzyskać takie pyszności nie potrzebujesz drogich produktów. Jedynie czego potrzebujesz to cierpliwości, czasu, testowania smaku i pilnowania palnika. Podstawowe składniki do przepisu to około 15 zł. 

 

 

 

Do czego można przyrównać smak „umami”, aby bardziej go zobrazować i przenieść na kubki smakowe naszych czytelników? Smak „tłustego rosołu”, albo „tłustego gulaszu”, po którym czujemy się spełnieni w żołądku. Często po zjedzeniu, czuć przyjemne ciepło, w całym organizmie. Teraz już wiesz skąd wzięło się ludowe powiedzenie: „rozebrać się do rosołu?” Tak to jest bodziec odczuwania smaku wywarowego. W japońskiej kuchni jest on bardzo widoczny na przykład w wywarach typu „ramen”, które były inspiracją do poniższego przepisu.

 

 

 

Składniki do wywarowego rosołu

 

 

 

Nie patrz na nie, że „musisz mieć je wszystkie”. To nie „pokemony”. Dzielą się na dwie grupy. Pierwsze tworzą „podstawę”, a drugie są „dodatkami”.(W nawiasach w tym akapicie dalej będę pisał proporcję). „Podstawą” mięso, w postaci porcji rosołowej ptactwa, np. kaczka, kura, indyk. (Wybierz 2 z nich). Warzywa to cebula (2) i czosnek (1 głowa), a korzenie: pietruszka (2-4), seler (1) i marchewka (2-4). Przyprawy: liść laurowy (4-6), ziele angielskie (6-12), pieprz (6-9) i sól (szczypta). Natomiast składnikami „dodatkami” są: suszone grzyby (2-4), świeże pieczarki (2), oliwa z oliwek (2-6 łyżki stołowe), por korzeń i liście (1), liście kapusty (2-6), seler naciowy (3-4 łodygi), liście pietruszki (pół natki), lubczyku (pół natki), bazylii (8-10 sztuk), olej z suszonych pomidorów (2-4 łyżki stołowe). Odzwierzęce składniki dodatki: dziczyzna, baranina, kości wołowe, a z ptactwa szyja, skrzydło, podudzie, nogi itd. (Można zamienić porcję rosołową na element skrzydła itd.) Oprócz tego podroby: serce, płuca, żołądki, kurze łapki. Dodatkowe przyprawy to: czubrica zielona i przyprawa staropolska. Pisząc o podstawie składników trzeba pamiętać, że tu „musisz mieć wszystko”, natomiast „dodatki” to co masz pod ręką. Najlepiej gdy będziesz gotował to otwórz ten tekst na jakimś nośniku. Czytaj krok po kroku. To metoda, aby zrealizować przepis bez stresu.

 

 

 

Przygotowanie wywarowego rosołu, 1-y etap – bulion warzywny

 

 

 

Weź duży gar, minimum 5l. Wlej wodę ok. 3/4 gara. Wsyp ziele angielskie, liść laurowy i pieprz. Szczypta soli. (Dodatkowe składniki: czubrica i przyprawa staropolska, korzeń pora odkrojony myjemy i wrzucamy, liście lubczyku, pietruszki bazylii. Te ostatnie to nie tylko liście, ale też łodygi.). Pokrój włoszczyznę na 4, a potem znów na 4. Zajmie ona mniej miejsca, a wywar i tak zyska smak. (Dzięki temu będziesz miał więcej wywaru, który stanie się bazą do zup na kolejne dni. Ten rosół wg tego przepisu możesz mrozić. Wytrzyma pół roku). Zgnieć 2-4 ząbki czosnku. Odczekaj 10 minut i wrzuć bez obierania. (Czosnek wtedy wydziela substancje, które są naturalnym antybiotykiem jeszcze silniejszym, niż przedtem, dlatego warto to robić do wywarowego rosołu). Brzmi dziwnie, aczkolwiek bulion nabierze pełnie smaku dzięki takiej praktyce.

 

 

 

Gdy już zrobiliśmy, co powyżej, odpalamy największy palnik. Stawiamy gar i czekamy na wrzenie przy zamkniętym rondlu. Gdy zacznie bulgotać to zmniejszamy palnik i odkrywamy. Redukujemy bulion. Następnie cebula. Jedną wrzucamy bez obierania, natomiast drugą, przypalamy na małym palniku. Skóra powinna być przypieczona jak „węgiel”. Zdejmujemy ją i wrzucamy do gara. Później przenosimy otwarty gar na najmniejszy palnik, ale odpalamy na najwyższe obroty. Powiem to po staropolsku, „to musi się pyrkolić”. Bulion powoli zmieni barwę na 1 z 3 kolorów: żółty, zielony, brązowy. (Na tym etapie dodatki: 2 łyżki oliwy z oliwek, a jak mamy to jeszcze 2 łyżki oleju z suszonych pomidorów. Dzięki temu bulion staje się tłustszy).

 

 

 

Gdy wywar, na małym ogniu, na maksymalnych obrotach, zaczyna nam „bulgotać”, to szczypta soli i zmniejszamy ogień. Potem przykrywamy na 15 min. i proces powtarzamy przez około 3 godziny, łącznie z soleniem. Na tym etapie warto też łyżką sprawdzić słoność wywaru, czy jest na dobrym poziomie (Na tym etapie wrzucamy kolejne dodatkowe składniki, będą nimi liście pora. Przed wrzuceniem dokładnie myjesz. To warzywo ma tendencję posiadania w sobie dużej ilości ziemi i brudu. Umyj dokładnie. Oprócz pora możesz wrzucić 2 suszone grzyby lub 2-e pieczarki. Po co? Podbiją wywarowy smak. Zmieni się też kolor wywaru na bardziej brązowy. Pojawi się przyjemny zapach lasu).

 

 

 

Przygotowanie wywarowego rosołu, 2-y etap – wrzucamy mięso i dodatki

 


Kiedy wiadomym jest, że bulion warzywny jest gotowy na wrzucenie mięsa? Redukcja wywaru, aby było miejsce na mięso. Marchewka jest miękka, ale się jeszcze nie rozpada. Sprawdzamy widelcem. Jeśli osiągnąłeś taki stan podczas gotowania przechodzimy do 2-giego etapu gotowania wywarowego rosołu.

 

 

 

Zmniejszamy ogień do minimum na małym palniku. Mieszamy bulion od spodu, dokładnie. Wsypujemy kolejną szczyptę soli, jeśli nie czuć wyrazistego słonego smaku. Naszykowaną wcześniej posoloną porcję rosołową z ptactwa łapiemy szczypcami i powoli wsadzamy do gara. W ten sposób zamykasz pory, a białko nie wydostaje się na zewnątrz i nie ma tak zwanych potocznie "męt" w rosole, które trzeba zbierać łyżką. Mięso zachowuje smak, a jego esencja przedostaje się z tłuszczem, tworząc „umami”. Proces powtarzamy kilkakrotnie, do momentu, kiedy mięso z zewnątrz się „przygrzeje”. Pojawi się charakterystyczny blady kolor. Gdy mięso zmieni barwę to wrzucamy do wywaru i zmniejszamy ogień do minimum. (Z dodatkowych rzeczy na tym etapie robimy podobnie z innym posolonym wcześniej mięsem: udo, skrzydło, szyja. Rodzaje ptactwa: kaczka, kura, gołąb, indyk, perliczka, bażant. Inne mięso: kość wołowa, wołowa porcja rosołowa, udziec barani. Oprócz tego podroby: płuca, serca, żołądki ptactwa, kurze łapki. Nie polecam wrzucać wątróbki, psuje to smak.). Gdy już mamy mięso w wywarze to podchodzimy co 15 min., mieszamy, dosalamy jeśli jest mało słone. Trwa to około 2-3 godzin. Na tym etapie wrzucamy 2 ząbki czosnku oraz liście kapusty. Na sam koniec, 30 min. przed skończeniem gotowania, wciskamy wyciskarką 2-4 ząbki czosnku. W taki oto sposób mamy wywarowy rosół, który nadaje się już do spożycia. 5 l to spory gar, dlatego też trzeba poporcjować rosół na następne dni. (1-a porcja bazy zupy to ok. 300ml). Na bazie tego możemy ugotować tradycyjne polskie zupy, np. pomidorowa, koperkowa, pieczarkowa, rybna, ogórkowa, kalafiorowa, jarzynowa. Oprócz tego „baza wywarowa” nadaje się na ramen oraz poł-koreańskie kimchi jjigae.

 

 

 

Podsumowanie

 

 

 

Wiele osób pyta mnie o przepis na „wywarowy rosół”. Stawiane są przykładowe pytania i reakcje:
- „Jak ty to robisz, że na takich tanich składnikach, wychodzi ci taki wywar?”

 

- „Naprawdę, nie dodajesz kostki rosołowej do zupy?”

 

- „Jaki ten rosół jest tłusty!”

 

- „Co za wywarowy smak, jak ty to robisz?”

 

 

 

Nie chodzi też o to, że chce tutaj się „chwalić pod niebiosa”, bo nie mam zamiaru leczyć kompleksów w taki sposób. To co tu piszę, to nie są „egoistyczne zachcianki żeby się pochwalić”. Ja to pisze w konkretnym celu. Chce przekazać tradycję gotowania na przyszłe pokolenia, wykorzystując współczesny świat. A wszystko po to, aby kierować się ideą etno-nacjonalizmu, w nowoczesny sposób, jako kontrę do macdonaldyzacji. Kuchnia w Polsce się zmienia, a przykładem jest wywarowy rosół wg mojego przepisu. Nie będę ukrywał, inspiracją do tego przepisu był wyjazd do Japonii w listopadzie 2019 roku, kiedy miałem możliwość zjedzenia prawdziwego japońskiego ramenu i poczuć „umami”. Mam przyjaciół mieszkających w Japonii. Podczas listopadowych rozmów w 2019 r., doszliśmy do wniosku, że „etnos japoński” i „etnos polski”, to nie tylko kwestia „honoru”, „tradycji” i „godności”. My po prostu lubimy „wywarowy smak”. Nie zapomnę, jak mój kolega, Japończyk, przyleciał do polski i miał możliwość zjedzenia polskiego żurku. Był zachwycony. Coś w tym jest, że mamy podobne kubki smakowe.

 

 

 

W podsumowaniu jeszcze słowo końcowe. Po co powstał ten tekst? Po pierwsze po to, żebyś zaczął dbać o spuściznę przodków, a jest ona m. in. w tradycyjnej kuchni. Warto tu dać jakieś zobrazowanie. Jako członek narodu jesteś jak Prometeusz. Niesiesz ogień dla ludu, a tym ogniem jest spuścizna dla kolejnych pokoleń, o którą sam Ty czytelniku musisz zadbać. „Każdy z nas jest mesjaszem”, sparafrazuje tu Adama Mickiewicza. Po drugie, żebyś dobrze, zdrowo i smacznie zjadł. Po trzecie zaoszczędził w czasie kryzysu, a jest nim pandemia. Niektórych z nas nie stać na chodzenie do restauracji. Niektórzy z nas płaczą i oszczędzają. Żyjemy w czasach, kiedy masz możliwość włożyć minimalne finanse, a zjeść jak w restauracji. Potrzebujesz jedynie czasu, chęci i podstawowych składników. Teraz już rozumiem, czemu nasi przodkowie gotowali rosół zawsze w niedzielę, ponieważ był to dzień wolny od pracy. Ty też możesz taki dzień znaleźć. Opracuj strategię. Wyzbyj się ukrytej liberalnej postawy, której wypadkową jest lenistwo. Według mnie, gotowanie tradycyjnych dań, to nie tylko element dbania o kulturę w ramach etno-nacjonalizmu. Dla mnie to też recepta na byciu szczęśliwym. Komfort psychiczny jest ważny i powrót do spuścizny przodków. Bez naturalnych zabezpieczeń, wynikających przez zdrowe relacje w zbiorowości, nadal będziemy jechać w rozpędzonym pociągu globalizacji w kierunku konsumpcjonizmu i macdonaldyzacji. Nie oszukujmy się, śmieciowe jedzenie, codziennie, powoduje choroby i nowotwory. Przepis na wywarowy rosół to też naturalny antybiotyk na przeziębienie. Warto zacząć dbać o siebie w czasach, w jakich przyszło nam żyć. Ile jest reklam, w których są leki w podprogowym przekazie? Po co? Żebyś tylko kupił? Wydał pieniądze? Rozumiem, kiedy ktoś choruje na ciężką chorobę, ale przeziębienie, odkąd pamiętam, leczyło się domowymi tradycyjnymi sposobami. Przykłady? Herbata z miodem, chleb z masłem i czosnkiem, mleko z miodem, i właśnie tutaj też wpisuje się przepis na wywarowy rosół. Nauczyła mnie tej postawy babcia, mama, ojciec, dziadek, a w wieku 30-lat te spuściznę warto przekazywać dalej, dla całego narodu, więc to robię, jako etno-nacjonalista. Gotowanie to też wspaniała pasja.

 

 

 

Patryk Płokita