Maksymilian Ratajski - Bezdroża laicyzacji

Ostatni numer Szturmu prawie w całości poświęciliśmy tematowi tak zwanego „strajku kobiet”. Wydarzenia z końcówki października poddaliśmy wnikliwej analizie - szukając ich przyczyn, przyglądając się temu jak przebiegały czy próbując przewidzieć skutki. Opisywaliśmy rolę mediów, motywacje i zachowanie uczestników, a także procesy zachodzące w naszym społeczeństwie. Próbując zrozumieć dlaczego tyle Polek i Polaków wzięło udział w tych protestach, dochodzimy do głównej przyczyny przemian zachodzących w naszym społeczeństwie – postępującej laicyzacji.

 

Polska laicyzuje się w zastraszającym tempie, jest to fakt, z którym nie można polemizować. Widzimy to na każdym kroku – coraz mniej ludzi chodzi w niedzielę do kościoła, posyła dzieci na religię, wzrasta też liczba związków niesakramentalnych i rozwodów. Odejście od praktyk religijnych wiąże się także z porzuceniem chrześcijańskiej moralności, co skutkuje rosnącym poparciem dla postulatów libertyńskiej lewicy dotyczących aborcji czy „praw” tęczowych.

 

Osoba niewierząca może oczywiście postępować moralnie, być bardzo dobrym człowiekiem. Tak samo gorliwy katolik (a także kapłan), wcale nie musi być święty. Jednak przekładając to na życie społeczeństw widzimy już oczywistą prawidłowość – te zlaicyzowane ulegają bardzo szybkiej degeneracji. Religia, która jasno mówi co jest dobre, a co złe bardzo ułatwia także wychowanie dzieci na dobrych ludzi z odpowiednim systemem wartości.

 

Laicyzacja nie postępuje równomiernie na terenie całego kraju, najszybciej ulegają jej duże miasta i zachód, znacznie wolniej tereny wiejskie i położone na wschodzie. Widać to także po wynikach wyborów, ludność bardziej katolicka głosuje na kojarzony z konserwatyzmem i religijnością PiS, ta zlaicyzowana przeważnie wybiera liberalną Platformę.

 

Dlaczego jako naród odchodzimy od Kościoła? Na to pytanie nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi, czynników jest wiele, możemy je podzielić na tkwiące w samym Kościele i zewnętrzne, wskazywać na konsumpcjonizm i wygodnictwo współczesnego człowieka, szukać winy w mediach.

 

Papieżowi Franciszkowi trzeba przyznać jedno, realnie wziął się za wyjaśnianie skandali w Kościele, o czym przekonali się chociażby biskup Janiak i kardynał Gulbinowicz. Lansowany przez  antyklerykałów obraz księdza pedofila, dziwkarza, złodzieja i pijaka jest oczywiście skrajnie fałszywy, jednak takie przypadki się zdarzają, a wiadomo, że stanowią doskonałą pożywkę dla mediów. Od księdza należy wymagać, dwa, a nawet trzy razy więcej niż od zwykłego człowieka. Jego postawa rzutuje na cały wizerunek Kościoła, i ma wpływ na postawy wiernych. Istnieje popularne porównanie, że księża są jak samoloty, kiedy latają wysoko, to nikt tego nie zauważa, norma, ale kiedy upadają, trąbią o tym wszystkie media. To prawda, tym bardziej, że jeżeli rozbije się Boeing czy Tupolew, to skutki są bardzo duże i tragiczne, tak samo, kiedy ksiądz spowoduje wypadek po pijanemu, albo zacznie krzywdzić dzieci, ucierpi na tym cały Kościół jako wspólnota ludzi wierzących. Jako wierni mamy prawo, a nawet obowiązek żądać od hierarchii kościelnej postawy zero tolerancji – każde zaniedbanie, tuszowanie nadużyć odbije się czkawką nie tylko konkretnej parafii, czy biskupowi, ale całemu Kościołowi.

 

Pandemia koronawirusa przyspieszyła proces laicyzacji. Ograniczenia liczby wiernych w kościołach i strach przed zakażeniem sprawiły, że wielu ludzi zostaje w niedziele w domach. Trudno się łudzić, że wszyscy wrócą do kościoła po pandemii.

 

Jeszcze niedawno przyjmowanie Komunii Świętej na rękę było w Polsce traktowane w ramach ciekawostki, koronawirus sprawił, że ta praktyka stała się powszechna. Upadek pobożności eucharystycznej widać od dawna choćby kiedy ksiądz idzie do chorego, jak wielu z nas klęka teraz widząc Najświętszy Sakrament? Ostatnie dziesięciolecia sprawiły, że  zdecydowana większość wiernych przyjmuje Komunię Świętą na stojąco (tutaj winy należy upatrywać u proboszczów i biskupów, w dalszym ciągu są parafie, w których zachowany jest szacunek dla Ciała Pańskiego. Pojawienie się nadzwyczajnych szafarzy (świeckich), również nie pomaga, tym bardziej kiedy patrzy się jak ta funkcja jest nadużywana. Z założenia mieli oni pomagać tam, gdzie brakuje księży, a w praktyce na Mszy w tygodniu jest 3 księży, diakon i świecki szafarz (wielokrotnie widziałem taką sytuację na własne oczy). Kiedy znika cześć dla Najświętszego Sakramentu zaczyna kiełkować laicyzacja wiernych.

 

Jednak szukanie źródeł problemu wyłącznie w Kościele byłoby tanim antyklerykalizmem. Wiadomym jest, że wiara katolicka jest największym wrogiem dla wszelkiej maści liberałów, którzy zrobią wszystko, żeby Kościół atakować i wykorzystać jego słabości, a także ukazać w pozytywnym świetle życie z daleka od Boga i katolickich norm moralnych. Idący z mediów obraz Kościoła i ludzi wierzących, lansowane na portalach internetowych i w serialach „wzorce” mają duży wpływ na postawy odbiorców. Jeżeli największy w Polsce portal (ten na literkę O.) nachalnie propaguje pewne postawy, obsesyjnie szuka powodów do ataku na Kościół, to oczywistym jest, że wpłynie na sposób myślenia swoich odbiorców.

 

Lansowany model życia bez odpowiedzialności, moralności, za to pełnego zabawy i konsumpcji, wydaje się atrakcyjny. Religia staje się balastem, czymś co przeszkadza w korzystaniu z życia. Czymś niemodnym, niefajnym. W filmach i serialach życie religijne bohaterów nie istnieje (ewentualnie ludzie wierzący pokazani są jako głupi i zacofani), taki obraz koduje w ludziach pewne wzorce, zwłaszcza wśród młodych. Nie ma możliwości pogodzenia Katolicyzmu z liberalnym modelem życia i społeczeństwa, nie ma co się łudzić (chyba, że jest się niemieckim episkopatem), bo to dwa zupełnie się wykluczające systemy wartości.

 

Wpływ otoczenia. Ateizm i antyklerykalizm są po prostu modne, zwłaszcza w szkołach, czy wśród studentów/młodych pracujących. Wiele osób rezygnuje z praktyk religijnych na studiach, gdzie mało to przyznaje się do chodzenia w niedzielę na Mszę, za to piątkowa impreza czy kebab są jak najbardziej wskazane.

 

Ktoś mógłby powiedzieć, że laicyzacja jest problemem wyłącznie dla Kościoła, zapewne wielu niewierzących i rodzimowierców to zjawisko jest obojętne, lub wręcz cieszy. Jednak niezależnie od wyznania, bądź jego braku powinniśmy dostrzegać powagę problemu. Skutki laicyzacji społeczeństwa są tragiczne, wszyscy widzieliśmy je podczas niedawnych protestów. Odejście ludzi od religii katolickiej nie spowoduje, że zwrócą się oni ku rodzimowierstwu, w to mógłby uwierzyć jedynie ktoś wybitnie naiwny. Natomiast jeżeli ktoś twierdzi, że Katolicyzm jest religią obcą, nie naszą... nikomu nie narzucam wiary, ale zaprzeczanie tysiącowi lat tradycji, kultury, historii własnego narodu to już wybitna ekwilibrystyka umysłowa, to jak negować naszą europejskość i słowiańskość. Nienawiść do Katolicyzmu to nienawiść do Europy. Bardzo dobrze, że rozumieją to też niektórzy rodzimowiercy, a nawet całkiem sporo rodzimowierców i niewierzących. Wszyscy pamiętamy pewne bardzo sympatyczne hasełko z Marszu Niepodległości. Dzisiaj je sparafrazuję – POLSKA BĘDZIE KATOLICKA, ALBO NIE BĘDZIE JEJ WCALE! Może to zabrzmieć nieprzyjemnie dla niektórych, ale tak jest. Polska laicka, bez Katolicyzmu to Polska Marty Lempart, Roberta Biedronia, Michała zwanego Margotem i im podobnych.

 

Wspomniałem o niedawnych (wciąż się jeszcze tlących) protestach niejakiej Lempart, to właśnie one pokazały nam do czego prowadzi laicyzacja. Protestujące „julki” są pokoleniem wychowanym bez religii, dziećmi wielkich miast, gdzie rzadko chodzi się do kościoła. One w większości nie chodzą na religię, rodzice nie przekazują im wiary. To co obserwowaliśmy ostatnio to ostatnie ostrzeżenie. Skoro nie wystarczyły te z Zachodu. Laicyzacja potrafi przebiegać bardzo szybko – wystarczy spojrzeć na do niedawna katolicka Irlandię (to też dobra przestroga dla biskupów, czym się kończy tolerowanie nadużyć kleru).

 

Zdając sobie sprawę z powagi problemu należałoby poszukać sposobów przeciwdziałania. Tutaj najwięcej do zrobienia ma sam Kościół. Nie jestem i nie będę duchownym, nie znam się na duszpasterstwie. Nie będę więc próbował pouczać Episkopatu. Piszę ten artykuł z pozycji wiernego, zatroskanego obecną sytuacją. Tak więc zasadnicze pytanie powinno brzmieć - „Co my jako ludzie wierzący możemy zrobić, aby przeciwstawić się postępującej laicyzacji i jej skutkom”?

 

Poszukiwanie odpowiedzi jest trudne, ciężko tutaj coś mądrego zaproponować. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że niewiele, ale nie chodzi o to, żeby było łatwo. W ostatnich (kilkudziesięciu) latach widzimy „schowanie się katolików do katakumb”, brak aktywności w życiu społecznym. Do tego skupienie się na sobie, wewnątrz grona ludzi zaangażowanych w parafii. Brak wyjścia poza, jak to się ładnie mówi, „strefę komfortu” klimatyzowanej salki parafialnej. Nie zamierzam w tym momencie nawoływać do „ewangelizacji ulicznej”, która wygląda po prostu śmiesznie i służy jedynie dobremu samopoczuciu księdza katechety czy jakiejś animatorki ze wspólnoty charyzmatycznej. Brakuje obecności medialnej, na ulicach... znaczy media katolickie istnieją, ale no trudno powiedzieć, żeby spełniały swoją rolę na polu walki z laicyzacją. Potrzebujemy wyjść do ludzi, a nie przekonywać przekonanych. I robić to w sposób sensowny, przygotowany.

 

Zostawię tutaj Czytelnika z pytaniem „Co robić?”, na które nie tylko ja, ale podejrzewam, że nikt nie zna w tej chwili gotowej odpowiedzi. Postaram się do tematu wrócić w kolejnych numerach Szturmu. Tymczasem zachęcam do uświadomienia sobie skali problemu i szukania sposobów działania na tyle, na ile jesteśmy w stanie jako świeccy. Natomiast najwięcej aktywności należy oczekiwać od kleru, czego mamy prawo jako wierni wymagać. Na zakończenie chciałem przypomnieć jedno nazwisko – Maksymilian Maria Kolbe. Wielki święty XX wieku, kojarzony głównie ze śmiercią w niemieckim obozie w Auschwitz, która przyćmiła lata jego olbrzymiej pracy, był twórcą prawdziwego imperium medialnego, które robiło fenomenalną robotę.

 

Maksymilian Ratajski