Grzegorz Ćwik - Anomia państwa

Istnieje wiele form i aspektów funkcjonowania wspólnoty narodowej i jej struktur. Fakt, że posiadamy własne państwo, które generalnie ma jeszcze w miarę monoetniczny skład, ustabilizowane prawodawstwo, administrację etc. nie oznacza, że wszystkie aspekty strukturalne i funkcjonalne działają bez zarzutu. Wręcz przeciwnie, stwierdzić możemy na podstawie obserwacji naszej ekonomii, mediów, badań społecznych czy przejawów życia społecznego, że polskie społeczeństwo w wielu sprawach pozostaje w stanie permanentnego i stałego kryzysu, jeśli nie obumarcia.

 

Poczucie sprawiedliwości, więzi międzyludzkich czy wspólnotowości są obecnie albo postulatem, albo wspomnieniem dawnych dziejów. Zaserwowany nam w roku 1989 pucz Balcerowicza i odgórnie wprowadzona przez ekipę komunistów i „Solidarności” rzeczywistość wolnorynkowa okazała się wielkim wstrząsem, z którego do dziś nie umiemy się otrząsnąć. Nie chodzi tylko o dość łatwo uchwytne skutki w rodzaju bezrobocia, wyprzedaży majątku narodowego, pauperyzacji, zmiany modelu gospodarki na halę montażową zachodnich korporacji etc. Chodzi też o kwestie bardziej strukturalne, kompleksowe i także bardziej drenujące polski Naród. Bo o ile pewne decyzje, których póki co nie możemy doczekać się od kolejnych rządów, mogą stosunkowo szybko wpłynąć na wysokość płac czy podatków, to jak przykładowo zwiększyć stopień zaufania do siebie nawzajem, wiarę w sprawiedliwość czy wykształcić na nowo wspólny kod kulturowy i aksjologiczny, który spajałby nasze społeczeństwo?

 

 

 

Polska, kraj niesprawiedliwości

 

 

Zarówno subiektywna opinia o naszym kraju, jak i wszelkie badania opinii publicznej (zaufania do określonych instytucji, siebie nawzajem etc.) wykazują, że Polacy jako tacy nie tylko mają poczucie życia w państwie głębokiej niesprawiedliwości. Widzimy także, że liberalna atomizacja społeczeństwa doprowadza do rozpadu poczucia wspólnotowości i jakichkolwiek ogólnonarodowych systemów wartości czy wzorców postępowania. Polska obsuwa się w stan, który Emil Durkheim nazwał anomią. Jak pisze Roger Scruton w A Dictionary of Political Thought: „Anomia oznacza sytuację społeczną, w której nie dominuje czy też nie jest akceptowany jako obiektywnie wiążący żaden ustanowiony kod [wartości], ponieważ tradycja społecznej zgodności załamała się lub też ponieważ sens autorytetu niezależnego od indywidualnych impulsów zaniknął”.

 

Jako rodacy i ludzie coraz słabiej się ze sobą dogadujemy, nie mówiąc już o solidarności i kooperacji, gdyż właściwie nie ma dziś żadnego  powszechnie obowiązującego i akceptowanego systemu wartości. Wspólnotowość i poczucie głębi ludzkich relacji zastąpił najbardziej prymitywny materializm oraz konsumpcjonizm. Każdy z nas ma być zgodnie z definicją anglosaskiej wersji kapitalizmu samotnym rekinem na bezkresnym oceanie runku, którego zadaniem jest wyrwać jak najwięcej dla siebie kosztem innych.

 

Na zjawisko braku sprawiedliwości nakłada się wiele zjawisk i czynników, historycznych jak i obecnych. To nie tylko wynik braku rozliczenia poprzedniego systemu, ale także – a nawet przede wszystkim – skutek wprowadzenia liberalizmu ekonomicznego, i to w określonym modelu. Anglosasi model kapitalizmu wywodzący się głównie z tzw. „szkoły chicagowskiej” zakłada, że człowiek to z definicji istota egoistyczna, materialistyczna relacje z innymi jednostkami podejmuje tylko w wypadku gdy może coś na tym zyskać, ergo jedyne dopuszczalne relacje to te, kiedy obie strony cos dostają. Wszelka wspólnotowość i wynikające z niej obowiązki czy prawa są odrzucane. Nic dziwnego, że obecnie biznesmeni postrzegają grę ekonomiczną na wzór dżungli, w której nie obowiązują żadne reguły poza prawem silniejszego. Ludzie oduczeni aktywności obywatelskiej i zrażeni do polityki krzątają się jedynie wokół własnych spraw, starając się przetrwać. Wszyscy pospołu, mniej lub bardziej zdemoralizowani, zadowalają  się  łatwo  pseudowiedzą  w  stylu  powiedzenia „takie jest życie”. Sytuacja pogarsza się z roku na rok. Badania socjologiczne pokazują, że złudzeń nie mają nawet ludzie młodzi, którzy powinni być idealistami w myśl zasady, że kto za młodu nie był socjalistą ten na starość będzie łajdakiem. Studenci prawa dopuszczają stosowanie środków nieetycznych, gdy taka będzie – ich zdaniem – potrzeba, lecz przynajmniej chcą pozostać w kraju. Reszta chce wyjechać (powołuję się tu na wyniki badań publikowane w gazetach i szeroko komentowane). Ostatecznie zaś obywatele nie ufają sobie nawzajem, politykom i urzędnikom, a ci to zresztą bez krępacji odwzajemniają.

 

 

 

Nowy stary system

 

 

Osławiona „czerwona kreska” ex-stalinowca Mazowieckiego to jedno z większych skurwysyństw, jakie urządzono Polsce. Poza kwestią odpowiedzialności za tysiące i dziesiątki tysięcy komunistycznych zbrodni, działanie to u samego zarania III RP pokazało Polakom jedną rzecz: możesz być najgorszą świnią, szubrawcem, mordercą, gwałcicielem, ale jeśli jesteś odpowiednio „mocny” i znasz kogo trzeba, wtedy włos z głowy Ci nie spadnie. Katowałeś studentów? Strzelałeś w potylicę Wyklętym? Mordowałeś górników lub stoczniowców? Spokojnie, śpij spokojnie, „Solidarność” nie da cię skrzywdzić. Jako, że już na samym początku dano jasno do rozumienia każdemu obywatelowi, że rozliczenia komunistów nie będzie, tak samo lustracji, to każdy rozumiał doskonale jak działać będzie III RP. I dziś, 32 lata później szczególnej różnicy nie ma. Ktoś odpowiedział za Wybrzeże 1970, za Kopalnię „Wujek”, za Stan Wojenny? No właśnie.

 

Do tego wprowadzony model liberalizmu to od samego początku był czysty wyścig szczurów. Zero-jedynkowy układ z wygranym biorącym wszystko i przegranym zostającym z niczym stał się podstawą determinującą nasze postrzeganie świata. Brak partycypacji, skrajność pozycji wygranych i przegranych, właściwie niespecjalnie skrywana i półoficjalna nienawiść klasowa wobec „roszczeniowców” i tzw. „homo sovieticus” – to nie mógł być klimat, gdzie tworzy się podziałany przez większość system wartości i wiara w sprawiedliwe państwo, zwłaszcza, że to zaczęło swoje życie od twardej likwidacji rozbudowanego sektora społecznego i socjalnego.

 

 

 

Polski pracownik na sprzedaż

 

 

Jak Polak czy Polka mają ufać państwu i sobie nawzajem, skoro system ekonomiczny oparty jest oficjalnie na wyzysku i tzw. „taniej sile roboczej”. To ładnie brzmiący frazes znaczy tyle, że pracownikowi płaci się mało, wyzyskuje (choćby darmowe nadgodziny), zmusza do zatrudnienia na umowach śmieciowych. I z tego kolejne nasze rządy tworzą jedyną kartę przetargową naszej ekonomii. Czemu w Polsce jest tak niski współczynnik innowacyjności? Bo tej zwyczajnie nie potrzeba, mamy przecież pół-niewolniczych pracowników. Zdarzały się wręcz wypadki, gdy kolejni ministrowie a nawet premierzy chlubili się ową „tanią siła roboczą”. A to przecież powód do wstydu i generalnie skaza na całe życie dla polityka. Zupełnie jakby ten przysłowiowy wódz dzikusów w Afryce cieszył się i chlubił, że sprzedaje pobratymców do niewoli za garść paciorków albo paczkę tabaki czy tytoniu.

 

Co gorsza, jak wynika z badań dotyczących dużych przedsiębiorstw, wyzysk i przysłowiowe „kurwienie pracownika” odbywa się często nie z ręki obcokrajowca, który przybył wraz z daną firmą do naszego kraju, ale z ręki Polaka, menadżera niskiego, czy nisko-średniego szczebla. Ten zaś sam kiedyś był wyzyskiwany i teraz jedyne co umie zrobić, to zatrudnić się w Ikei czy Amazonie i tam pokazać tym wstrętnym „nierobom” co to niewidzialna ręka rynku. Badania dotyczące choćby fabryk samochodowych w niepotrzebnych nikomu „Specjalnych Strefach Ekonomicznych” wykazują, że polscy pracownicy dużo wyżej oceniali zagraniczny personel niż polski, jeśli idzie o stosunki pracownicze czy ludzkie.

 

 

 

Pan zawsze jest w komisjach

 

 

Smutna prawda o III RP jest taka, że beneficjantami nowego systemu stali się przede wszystkim ci, którzy mieli się niezgorzej także w systemie starym. Tzw. „nomenklatura” w latach 80-tych zwróciła się ku kapitalizmowi z prostej przyczyny. Byli to ludzie na wysokich, dyrektorskich stanowiskach, dobrze zarabiający, o wysokim statusie materialnym, mającym szereg koneksji i znajomości. Cały czas jednak byli częścią partii i systemu komunistycznego, a tu czasem łatwo można było wypaść z przyczyn politycznych czy kadrowych „z obiegu”. A pamiętajmy, że gen. Jaruzelski od czasu do czasu lubił pokazowo kogoś z owej nomenklatury rzucić na pożarcie za korupcję czy niegospodarność. Ot, propagandowa zagrywka, ale jakże irytująca, gdy człowiek spokojnie chce się dorobić. W połączeniu z faktem, że pokolenie lat 80-tych właściwie w komunizm i jego aksjomaty już nie wierzyło, to łatwo zrozumieć czemu III RP stała się taką niesprawiedliwością.

 

 

 

Polska niesprawiedliwością stoi

 

 

Skutki niesprawiedliwości w Polsce są bardzo podobne do tych, jakie przewidywali Grecy dla polis. Rację ma Zbigniew Stawrowski powiadając, że: „Jeżeli postulat sprawiedliwości jest odrzucany, wspólnota się rozpada; dopóki sprawiedliwość nie będzie realizowana, dopóty nasza wspólnota polityczna nie będzie wspólnotą. Dominować wtedy będą relacje my – oni, kto – kogo. Nierozwiązana kwestia sprawiedliwości powoduje właśnie, że te podziały stają się tak radykalne”.

 

A czym właściwie jest owa „sprawiedliwość”? Sednem powszechnie przyjmowanego wyobrażenia sprawiedliwości jest przekonanie, że ludzie powinni być nagradzani za zasługi i cnoty, a karani za wady i przewinienia, w szczególności wtedy, gdy w grę wchodzą sprawy publiczne. Oczekuje się, że zwycięzcy w społecznej grze będą cieszyć się swoim sukcesem zasłużenie, albowiem wyniknął on z jakichś posiadanych przez nich zalet, że pracowitość i fachowość będzie nagradzana, a lenistwo i brak kompetencji nie przynosić będzie profitów, że w konkurencji wygrywać będą najlepsi, a nie ci, którzy gwałcą reguły gry, że nikt nie będzie otrzymywał nadzwyczajnego wynagrodzenia, jeśli jego zasługi nie będą nadzwyczajne, że zło nie będzie nagradzane, lecz karane, a dobro uzyska zasłużoną nagrodę.

 

Gdy tego brakuje pojawia się systemowo uwarunkowana demoralizacja, jako funkcjonalna wobec interesów klasy polityczno‑urzędniczo‑biznesowej. Jedną z jej podstawowych przyczyn w przypadku Polski jest nieudolność państwa w egzekwowaniu reguł gry, tzn. przestrzegania prawa i jego rozsądnego stanowienia. Wynikła ona jak sadzę z tego, że zostało ono szybko zawłaszczone przez grupy interesu, traktujące manipulowanie prawem oraz zamierzoną niejasność jego przepisów jako patent na osiąganie szybkich i łatwych korzyści materialnych. Podobnie sam model systemu ekonomicznego czy brak rozliczenia z PRL-em wzmacniają anomię i właściwie rozpad naszego społeczeństwa.

 

My jako nacjonaliści bardzo często nawiązujemy do idei wspólnotowości, solidaryzmu, więzi narodowych. Jednocześnie zdarzają się ludzie łączący to z liberalizmem w stylu anglosaskim, który chyba najmocniej z podanych w niniejszym tekście powodów warunkuje niesprawiedliwość i jej poczucie w Polsce.

 

Nie zajedziemy dalej na tym liberartariańskim wózku. Nie tylko ekonomicznie (pułapka średniego poziomu rozwoju), ale nade wszystko społecznie i wspólnotowo. Jeśli widzimy ciągnące się dekadami procesy za najgrubsze przestępstwa a jednocześnie wydawane od ręki ciężki wyroki za niewielkie przewinienia; jeśli widzimy jak bardzo różni się status w sądach i organach ścigania zwykłych ludzi, a jak choćby przedstawicieli totalnej opozycji; jeśli widzimy jak bardzo niesprawiedliwa jest nasza ekonomia; to już najwyższa pora powiedzieć: bez radykalnych zmian nie może się obejść.

 

System ekonomiczny ulec musi zmianie w kierunku systemu skandynawskiego, z silnym udziałem państwa, wysoką pozycją pracownika, uzwiązkowieniem i zagwarantowanym udziałem w zyskach. Przestępcy w końcu muszą zacząć odpowiadać za przestępstwa, a organy ścigania muszą zacząć podlegać społecznemu nadzorowi (pisałem o tym w listopadzie 2018 w tekście o uspołecznieniu organów ścigania). Musimy choćby tych jeszcze żyjących katów i sukinsynów komunistycznych rozliczyć i skazać, choćby na niewielkie, symboliczne wyroki. Nie udało się PiS-owi niestety ustawą o ubeckich emeryturach załatwić tego zagadnienia, choćby ze względu na straszne dziury prawne i generalnie niechlujne przygotowanie projektu ustawy. Najwyższa też pora, aby politycy, urzędnicy, państwowi funkcjonariusze zaczęli być systemowo wyżej karani za określone przestępstwa, niż zwykli obywatele. Większa odpowiedzialność i rola w państwie równać się musi także większa kara w razie zaistnienia czynników kryminogennych. Także dofinansowanie i zwiększenie o wiele za małych uprawnień Inspekcji Pracy musi stać się obowiązkowym elementem zmian społecznych, jakie postulujemy. Wreszcie za każdym razem, gdy kolejny celebryta poniża i szydzi z ludzi pracy, gdy znów wpieprza się w kolejkę do szczepienia poza kolejnością, gdy wyzyskuje swoje kontakty niezgodnie z prawem – wówczas państwo prawnie i administracyjnie musi bez litości takich ludzi karać, napiętnować i możliwie najmocniej rugować ich obecność z przestrzeni publicznej.

 

Polska naszych marzeń to nie tylko kraj silny militarnie, geopolitycznie, ekonomicznie. To także, a nawet przede wszystkim, kraj sprawiedliwy, gdzie ludzie znają i wierzą w powszechnie przyjmowany system wartości. To kra, gdzie ludzie wiedzą, że za dobre uczynki i grę fair play są nagradzani, a za zło i oszustwo jest się karanym i napiętnowanym. Bez tego już wkrótce najbardziej elementarne więzi, które nas łącza jako Naród, ulegną zniszczeniu.

 

 

 

„Nie może być w państwie za wiele niesprawiedliwości względem tych, co pracę swą dla innych dają, nie może być w państwie — gdy nie chce ono iść ku zgubie — za dużo nieprawości.”

 

Józef Piłsudski

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik