Michał Walkowski - Rzecz o kolistości życia ludzkiego

Za snami często kryją się podświadome marzenia. Tę prawdę rozpoznajemy na swoich życiowych drogach niejednokrotnie. Nie na uniwersyteckich wydziałach psychologii. Bierzemy ją z doświadczenia każdej niemal nocy. Powtarzające się, dręczące nas motywy senne zawsze kryją za sobą co najmniej jedno głębsze znaczenie. Co jednak jest wymagane, żebyśmy mogli marzyć? Przecież czynność ta nie przychodzi nam do głowy samoistnie, nie zsyła nam ich żadna siła wyższa (a może jednak tak?). Wydaje się, że mamy na nią wpływ, możemy o niej w jakiś sposób decydować. Zauważmy jednak, że nad snami zazwyczaj kontroli nam brak. Zatem znaku równości między snem i marzeniem postawić nie można, choć zachodzi między nimi ścisły związek. Ciekawym zjawiskiem z kanwy kulturowej cywilizacji Europy powiązanym z powyższym wątkiem jest fakt, że w religii politeistycznej Greków bóg śmierci, Tanatos był bratem bliźniakiem Hypnosa – boga snu. Czyżby jedni z naczelnych twórców podwalin kultury naszego kontynentu odkryli pewną istotną prawdę o pewnej swoistej… kolistości życia? Mieliby rację w kolejnej z wielu ważnych spraw filozoficznych. Spróbuję jednak rozwinąć mój skrót myślowy.

 

Religia jest emanacją prawdy perenialnej – właściwego dla danej kultury uzewnętrznienia się Tradycji. To jedno z podstawowych założeń potrzebnych do zrozumienia motywu kolistości życia. Inne głosi, że Tradycja może ewoluować – żeby mogła „podsycać płomień”, a nie „czcić popioły”. Jest więc żywa. Implikuje to fakt, że myśl Greków można uznać nie tylko za osiągnięcie, ale i medium prawdy uniwersalnej. Starożytni byli i nie byli zarazem winni tego, co zapisali, wyrazili. Wkładając wysiłek intelektualny i podejmując radykalną decyzję o poświęceniu się zostali mediatorami Tradycji. Może to zostać uznane za interpretację, niemniej przy przyjęciu powyższych założeń, które zamierzam w przyszłości wyjaśniać w moich tekstach, rzecz pozostaje spójna. Wracając do meritum – zauważyć należy, że to nie koniec rozwinięcia mojego skrótu myślowego, gdyż na bazie samego tylko stwierdzenia o mediatorstwa Greków nie można orzec o zasadności tego, że to oni odkryli motyw kolistości ludzkiego życia. Co zatem może to potwierdzić? Gdy przyjrzymy się bliżej powyższemu wywodowi dostrzec będzie można, że brakuje w nim pogłębienia wątku śmierci. Wypada powiedzieć, że śmierć w mojej propozycji jej rozumienia nie jest końcem ostatecznym. Religia nie dająca odpowiedzi na pytania z nią związane nie może być uznawana za religię. Jednym z częstych, a w mojej ocenie najważniejszym z kryteriów przyjmowanych do uznawania danego systemu, światopoglądu za religijny jest właśnie to, czy rozstrzygają one sprawy ostateczne. Politeizm grecki to niewątpliwie religia – religia, która dała trwałe podwaliny na blisko dwa tysiące lat istnienia naszej cywilizacji. Odkrycie w jej ramach tajemniczego związku snu i śmierci, to istny fenomen. Jeśli sny od najmłodszych lat inspirują nas, popychają i lekkim tknięciem przekazują pewne fundamenty marzeń, to czy można jeszcze poważnie mówić o naszej wolnej woli? Wydaje się, że tak. Bowiem na poziomie meta- decyzja należy do nas. Cóż to znaczy? Jeśli nawet jesteśmy zdeterminowani poprzez sny, marzenia, odgórnie narzucane nam cele, to ilekroć zaprzemy się i im przeciwstawimy wewnętrznie, tylekroć silniejsi będziemy, co na pewnym etapie może przełamać w naszych życiach szalę. Jaki jednak ma to związek z kolistością ludzkich żywotów? Pierwsza rzecz zazębia drugą, druga trzecią, a trzecia… pierwszą. Życie, sen, śmierć. Świat czynów, świat woli, świat wiary. Cała ta trychotomia jest idealnym obrazem naszej drogi. Rodząc się zaczynamy od snu – nie mamy wpływu na to, co się z nami dzieje, gdzie się urodzimy, czy kim w danej chwili jesteśmy. Na pewnym etapie nabywamy zdolności decyzyjnych, wpływu, kontroli, dzięki którym potrafimy wypracowywać nasze własne ścieżki. Wszystkie jednak prowadzą w to samo miejsce – do śmierci. To trójdzielny krąg.

 

Istny geniusz Aten sprawia, że w pozornie skomplikowanym, Straussowskim wyborze pomiędzy nimi i Jerozolimą… wybór jest prosty.

 

Michał Walkowski