Grzegorz Ćwik - Z daleka od endecji

[Poniższy tekst stanowi moją odpowiedź na prośbę o napisanie artykułu do powstającego właśnie zbioru o tym samym tytule – „Z daleka od endecji”. W tym wypadku postanowiłem temat potraktować dość dosłownie i wyłożyć kwestie, które od dłuższego już czasu za mną chodziły. Mam pełną świadomość, że poniższy artykuł wywoła kontrowersje i polemiki – co samo w sobie jest zdrowe i pożyteczne. Tekstu tego nie należy w żaden sposób traktować jako oficjalnego stanowiska „Szturmu”, ale wyłącznie jako wyraz moich prywatnych poglądów i opinii. Być może niektóre rzeczy opisałem zbyt jednostronnie, być może pewne osądy są zbyt krytyczne. Sądzę jednak, że warto aby w końcu doszło do oceny przydatności konkretnych elementów tradycji endeckiej z perspektywy roku 2020.

 

Grzegorz Ćwik ]

 

Z daleka od endecji. Dziwny może wydawać się tytuł niniejszego zbioru. Wprawdzie dzieje endecji to już historia, i to cokolwiek odległa, to jednak właśnie ten nurt kojarzony jest nie tylko z narodzinami, ale i głównymi poglądami oraz wyobrażeniami polskiego nacjonalizmu.  Jakże więc można być nacjonalistą i jednocześnie znajdować jak najdalej od endecji? Okazuje się, że nie tylko jest to możliwe, ale i wskazane. Jeszcze przed wojną wykształciły się inne kierunki polskiego nacjonalizmu, które stały często w opozycji do myśli narodowo demokratycznej. Czy będzie to myśl narodowo-radykalna, czy zadrużna, czy środowisko „Jutro pracy” czy różne formy współpracy środowisk nacjonalistycznych z sanacją (Związek Młodych Narodowców, Ruch Narodowo Państwowy), czy środowisko „Zaczynu” (późnosanacyjna próba syntezy myśli państwowej i nacjonalistycznej, tzw. „skrajne centrum) – wszystko to były komplementarne i pełne formy idei narodowej, których przecież nie sposób uznać za endeckie. Także dziś widzimy, że istnieją różne nacjonalizmy, co sam zresztą opisywałem ongiś w „Szturmie” w dość głośnym tekście „Dwa nacjonalizmy”. Nie chodzi oczywiście, żeby na siłę się dzielić, tworzyć uporczywie nowe grupki i środowiska. Podstawową konstatacją jest tutaj stwierdzenie, że można nie być endekiem i jednocześnie być nacjonalistą.

 

Użyłem powyżej także stwierdzenia, że bycie jak najdalej od endecji może być „wskazane”. To już brzmi dla niektórych jak herezja. Jak to, zerwać z dziedzictwem Dmowskiego, Balickiego i Popławskiego? W tym miejscu postawiłbym  pewne rozgraniczenie, które choć płynne, to jednak pomoże nam zrozumieć co z dziedzictwa endecji powinno być nam jak najdalsze. Otóż oddzielamy samą płaszczyznę ideologiczną od politycznej, rozumianej jako konkretne decyzje, posunięcia i codzienna pragmatyka partyjna. Oczywiście, jak zobaczymy w dalszej części także niektóre elementy doktryny endeckiej są dziś dla nas po prostu nieprzydatne, czy wręcz szkodliwe. Pamiętać jednak trzeba, że krytyka chociażby konstytucji marcowej jako tworu głównie endeckiego nie oznacza ad hoc krytyki całej spuścizny myśli i działalności narodowo-demokratycznej.

 

Celem niniejszego tekstu jest wyseparowanie tych elementów z dziejów endecji, które po prostu negatywnie ciążą na naszym rozumieniu idei narodowej i celów tejże. Niestety większość osób uważających się obecnie za narodowców czy nacjonalistów podchodzi do endecji w sposób całkowicie bezkrytyczny, uważając wręcz Dmowskiego i jego współpracowników za istoty nieomylne, właściwie półboskie. Prawda jest jednak dużo bardziej złożona, i jak najbardziej Dmowski, Doboszyński i inni przedstawiciele tego nurtu popełniali błędy i wykazywali się niezrozumieniem polityki czy nawet swoich czasów. Sama już analiza tego i ustalenie stanu faktycznego jest dla nas formą politycznego ćwiczenia umysłowego, które może tylko wpłynąć na lepsze rozumieniu potrzeb kraju i wyzwań, jakie przed nami stoją.

 

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niniejszy tekst będzie i kontrowersyjny i zapewne spowoduje powstanie replik i odpowiedzi. I bardzo dobrze! Przecież to w toku dyskusji i polemik rodzi się spora część nowoczesnej doktryny nacjonalistycznej. Dlatego też otwarty jestem na wszelkie formy rzetelnej i merytorycznej krytyki.

 

 

 

Endecja i polityka

 

 

                Mówiąc o Dmowskim i endecji zazwyczaj skupiamy się na sferze ideologicznej i publicystycznej. Kim był Dmowski? Większość osób zapytanych o to wymieni przede wszystkim stworzenie idei narodowo demokratycznej oraz napisanie kilku przełomowych książek dla rozwoju polskiej myśli politycznej („Myśli nowoczesnego Polaka” oraz „Niemcy, Rosja i kwestia polska”). Oczywiście, to prawda, ale pomijająca jedną z najważniejszych sfer funkcjonowania endecji: politykę. Zapominamy, że endecja to zarówno uczestnik życia politycznego w II RP, jak i zaboru rosyjskiego, a wpływy endeckie silne były oczywiście także w zaborze pruskim (Wielkopolska) czy we wschodniej Galicji (zabór austro-węgierski). Oznacza to, że istniały endeckie koła poselskie, partie (ZNL, SN), endecja miała swoich ministrów, premierów, dyplomatów, przedstawicieli w różnych ciałach międzynarodowych, choćby na konferencji pokojowej w Wersalu. Kilkukrotnie endecja też współtworzyła rządy koalicyjne w okresie II RP (przed zamachem majowym). Politycznych stron funkcjonowania endecji można by wymienić dużo więcej. Mimo to zawsze pozostają w cieniu postaci Dmowskiego-ideologa i Dmowskiego-pisarza. Z pewnością wynika to z faktu, że faktycznie jako ideolog Dmowski miał niezaprzeczalne zasługi, ale również z faktu, że endecja po prostu… politycznie była marna i kiepska. Wbrew kreowanej legendzie polityczne losy endecji to w gruncie rzeczy liczne niepowodzenia, pomyłki, kompletnie nietrafione przewidywania i mylne analizy. Do tego endecja zrobiła naprawdę dużo, aby na stałe uniemożliwić sobie zdobycia większościowego poparcia. Ale zacznijmy od początku.

 

                Rewolucja roku 1905 to wydarzenie pomijane – i bardzo niesłusznie, choćby dlatego, że zapominając o nim nie zrozumiemy nigdy w pełni rewolucji 1917 roku. Jest to także okres sporych zmian w Królestwie Polskim – podobnie jak i w całym Cesarstwie Rosyjskim. Zmiany systemu politycznego doprowadziły między innymi do wejścia do Dumy polskich posłów – w tym endeckich, którzy zresztą jeszcze przed brali czynny udział w wydarzeniach politycznych, w tym tych rewolucyjnych. Rewolucja 1905 roku spowodowała spore zmiany w systemie ówczesnej Rosji, dla Polaków oznaczało zaś to w praktyce zwiększenie autonomii narodowej – na polu administracyjnym, edukacyjnym czy politycznym. Jakie było stanowisko endecji wobec rewolucji, w której przecież brali czynny udział przedstawiciele innych polskich nurtów politycznych? Otóż endecja, która wówczas już całkowicie przeszła na pozycje ugodowe i kolaboracyjne (nazwijmy to w końcu po imieniu) robiła wszystko co tylko mogła, by rewolucję wystudzić i zniszczyć. W praktyce sprowadzało się to nie tylko do agitacji, publicystyki i jednoznacznie prorosyjskich gestów. Oznaczało to także celowe wpływanie na to, by Polacy nie wysuwali zbyt daleko idących roszczeń i żądań (sic!), a także zbrojną walkę z socjalistycznymi i lewicowymi grupami, które walczyły przeciwko caratowi. Mówiąc wprost – endecja z bronią w ręku walczyła z polskimi robotnikami, którzy domagali się określonych zmian, także o charakterze ekonomicznym. Dmowski wręcz z dumą pisał o tym, że endecja mordowała Polaków, którzy nie tylko w szeregach skądinąd cały czas dość kadrowej PPS walczyli z caratem, ale i przede wszystkim zwykłych pracowników sektora przemysłowego. W „Polityce polskiej” Dmowski posunął się do ohydnego stwierdzenia, że mając wówczas do wyboru śmierć z ręki bojownika PPS-u lub żołnierza carskiego wybrałby to pierwsze, bo wtedy zginąłby z ręki wroga, a śmierć z ręki rosyjskiego sołdata byłaby zwykłym przypadkiem. Cała polityka endecji zasadzała się na tym, że obawiano się, nie tylko w trakcie rewolucji 1905 roku, ale przez cały okres do 1917 roku, że zbyt daleko posunięte postulaty spowodują kontraktację władz rosyjskich. Odrzucano całkowicie walkę zbrojną a wysuwanie żądań niepodległościowych uważano wręcz za zdradę. Niestety, w praktyce zbyt daleko posunięte żądania i postulaty dla polityków endeckich znaczyło tyle co…jakiekolwiek dążenia i postulaty o charakterze propolskim. Politykę ugodowości wypada nam ocenić negatywnie, bo zwyczajnie w momentach kiedy można było osiągnąć jeszcze więcej niż osiągnięto, dzięki energicznym działaniom endecji (właśnie rok 1905) zmniejszono zakres politycznych zmian na naszą niekorzyść. Nie bez znaczenia jest tutaj pomijany ze wstydem przez apologetów endecji fakt, o którym szerzej powiemy dalej. Otóż endecja była zarówno przed rokiem 1914, jak i przez cały okres swego istnienia, przede wszystkim partią reprezentującą klasę posiadającą, czyli ziemian, przedsiębiorców, fabrykantów etc. Ludzie ci sprzeciwiali się dążeniom klas robotniczej czy chłopskiej, gdyż oznaczało to po prostu uszczuplenie ich zysków. Stąd też endecja, która trwale stała się partią (wbrew późniejszej nazwie ZLN) antyludową (w rozumieniu wrogości wobec ekonomicznych aspiracji robotników czy chłopów) broniła interesu przede wszystkim tych, którzy byli jej wyborcami, oraz – co także istotne – wspierali ją finansowo.   

 

                Zamiast walki o poprawę sytuacji ludności polskiej endecja skupiła się, skądinąd skutecznie, na rozpaleniu niechęci polsko-żydowskiej. Oczywiście wrogość rdzennej ludności polskiej oraz napływowej i niezwykle dyspozycyjnej wobec Moskwy ludności żydowskiej była uzasadniona i zrozumiała, to wypada jednak oddać sporo racji Adamowi Skwarczyńskiemu, który zauważył w 1930 roku, że endecja słuszną walkę Polaków przekuła w podbudowane niskimi instynktami szczucie Polaków na Żydów. Jakkolwiek daleki jestem od doszukiwania się wszędzie osławionego polskiego antysemityzmu, to wrogiem naszym w roku 1905 nie byli przede wszystkim Żydzi, ale państwo rosyjskie.

 

                Polityka ugodowości i kolaboracji endecji z rządem i caratem rosyjskim wykluczała jakąkolwiek dążność do niepodległości. Odrzucano nawet formułowanie in expressis verbis żądań niepodlegościowych. Oczekiwano zamiast tego nadchodzącej wojny powszechnej, zwycięstwa Rosji oraz zjednoczenia (sic!) ziem polskich pod berłem rosyjskim. W ten sposób ilość ludności polskiego pochodzenia miała automatycznie wymóc na Moskwie utworzenie niepodległego państwa polskiego, uważano bowiem, ze Rosja nie będzie zdolna do okupacji tak ogromnych terenów. Oczywiście, każdy ma prawo do swojej oceny tego planu, jednak sam fakt, że endecja po doświadczeniach blamażu Rosji w wojnie z Japonią (1904-1905) oczekiwała jej zwycięstwa w wojnie z Niemcami i Austro-Węgrami świadczy jak najgorzej o horyzontach myślowych polityków endeckich. Pomysł zaś na dobrowolne wyrzeczenie się jakichkolwiek polskich ziem zajętych ewentualnie w ramach zwycięskiego konfliktu wykazuje, że Dmowski i jego współpracownicy kompletnie nie rozumieli istoty rosyjskiej polityki i mocarstwowości – mimo, iż tkwili w samym jej centrum. Wspomnijmy o tym, że niejeden Naród znajdował się pod zaborem rosyjskim (Ukraińcy choćby) i jakoś nie spowodowało to żadnej konieczności utworzenie niepodległego państwa ukraińskiego.

 

                Dzieje endecji to zresztą mniej lub bardziej regularne wolty młodych – ZET-u, NZR i NZCh przed wojną, ONRu w roku 1934. Zarzuty co ciekawe były właściwie te same! W skrócie sprowadzały się do braku skuteczności, stanowczości, nadmiaru zachowawczości, braku realizmu politycznego i nieumiejętności odpowiedniego dostosowania się do określonych warunków politycznych. Zarówno w 1911 jak i 1934 młodzi powiedzieli Dmowskiemu to samo: jesteś marnym politykiem i nie potrafisz kierować swoją partią w należyty sposób. Przed pierwszą wojną światową doszło przecież do wówczas bardzo głośnych wypadków publicznego policzkowania i poniżania Dmowskiego przez działaczy ZET-u, dla których działalność Dmowskiego i jego kolaboracja z Rosją były zwyczajnie zdradą.

 

                O endecji i pierwszej wojnie światowej należałoby napisać nie oddzielny artykuł, ale książkę. Temat to bowiem rozległy, wielowątkowy i trudny do ostatecznego wyczerpania. Starczy nam wspomnieć, że w okresie Wielkiej Wojny endecja torpedowała (niestety skutecznie) powstanie Legionu Wschodniego w roku 1914, bez słowa sprzeciwu trwała i popierała rząd rosyjski, mimo, że ten w żaden sposób nie zadeklarował jakichkolwiek decyzji na korzyść Polaków. W listopadzie 1916 roku, gdy polityka aktywistów przyniosła pierwszy tak znaczący sukces sprawy polskiej – Akt 5 listopada, endecja podjęła międzynarodową akcję przeciwko niemu. Musimy zrozumieć czym było to działanie: otóż po ponad 2 latach wojny dwa z trzech państw zaborczych wspólnie oświadczają, że po wojnie powstanie Polska. Oczywiście – okrojona, nie do końca niepodległa, związana sojuszem z Wiedniem i Berlinem – ale jednak Polska! Jakaż ogromna zmiana w stosunku do roku 1914! Tymczasem endecja zatraca się w swoim serwilizmie wobec Moskwy i nie mogąc znieść tego, że to Piłsudski i jego obóz mieli rację – robi wszystko, aby to zdyskredytować.

 

                Wojna 1920 roku przyniosła dwa wydarzenia, o których znowuż pogrobowcy Dmowskiego wspominają niechętnie – konferencję w Spa oraz traktat ryski. Pierwsze to przecież w pełni dzieło (a właściwie wina) endeckiego premiera Władysława Grabskiego, który nie rozumiejąc zupełnie sytuacji politycznej i militarnej zrobił to, co mu podpowiadało endeckie poczucie realizmu podszytego ugodowością i niechęcią do stawiania żądań, a jednocześnie gotowością do zgodzenia się w każdej chwili na najbardziej upokarzające warunki. Efekt? Kilka dni później Lenin zaproponował nam lepsze warunki pokojowe (oczywiście obliczone na efekt propagandowy, a nie na realne zakończenie wojny) niż alianccy przyjaciele endecji. Dość szybko sam Grabski musiał uznać swój katastrofalny błąd i złożył dymisję z urzędu premiera. Zastąpił go na szczęście energiczny i wychowany w innej tradycji politycznej Wincenty Witos. Traktat ryski to zaś, jak stwierdził wprost Lenin, „zwycięski pokój po przegranej wojnie”. Wyrzeczenie się wielu ziem zamieszkałych przez Polaków, przede wszystkim Mińska, oraz celowa dywersja wobec koncepcji federacyjnej Piłsudskiego, w efekcie skutkowały niekorzystnymi regulacjami i stanowiły zarzewie właściwie nierozwiązywalnej sytuacji etniczno-społecznej na Kresach. Wszystko zaś zasadzało się na endeckiej koncepcji, iż Polska ma być zamieszkała w 70% przez Polaków, a 30% mniejszości (zwłaszcza słowiańskich) uda się spolonizować. Aż ciężko uwierzyć, że politycy opcji, która tyle zrobiła w walce o uświadomienie polskiego narodu oraz w ramach walki z germanizacją, tak łatwo uwierzyli, że Polska zrobi z mniejszościami to, czego nie były w stanie Niemcy i Rosja z Polakami przez wiele dekad.

 

                Przy okazji roku 1920 warto pamiętać, iż w obliczu ofensywy lipcowej Tuchaczewskiego, która spowodowała podejście Sowietów aż pod Warszawę zachowanie endecji znamionowało przede wszystkim atakowanie osoby Naczelnego Wodza oraz szeroko rozumiane warcholstwo polityczne, posunięte aż do publicznego nazywania Piłsudskiego „zdrajcą” oraz próby konstruowania skrytych planów politycznych mających na celu usunięcie Piłsudskiego ze stanowiska. Musimy dobrze znowuż zrozumieć sytuację: trwa coraz bardziej zaciekła wojna, od 4 lipca Wojsko Polskie jest w odwrocie i coraz bardziej front przybliża się do linii Wisły, sytuacja jest coraz bardziej napięta, a endecja… rozpętuje kolejną bitwę publiczną z osobą Piłsudskiego i jego obozem. Na szczęście polityczna nieudolność endecji spowodowała, że wszystkie te działania ograniczyły się do niesmacznych artykułów i pokrzykiwań agitatorów na wiecach społecznych. W ogóle z tymi działaniami konspiracyjnymi endecja sobie nie radziła – w 1920 nie odsunęła Piłsudskiego od władzy, zamach stanu Januszajtisa z 1919 roku inspirowany i popierany przez endecję został przez Piłsudskiego zlikwidowany w bodajże 3 godziny, a maj 1926 wykazał jednoznacznie kto jest postacią polityczną, a kto para-polityczną.

 

                Warto też cofnąć się do przełomu roku 1918 i 1919 i wspomnieć sprawę armii gen. Hallera, tzw. „Błękitnej armii”. Armia ta, sformowana we Francji, dobrze wyszkolona, a przede wszystkim świetnie wyposażona, znajdowała się pod polityczną kuratelą politycznych ciał endecji. W okresie tym, po listopadzie 1918 roku, jak doskonale wiemy, Polska bierze udział w walkach na prawie wszystkich frontach. Zaczyna się wojna z Ukrainą, od stycznia 1919 roku trwają pierwsze walki z bolszewikami, rozpętuje się konflikt z Czechosłowacją, także Liwa ma wrogi stosunek do Polski. Wobec obiektywnej słabości Wojska Polskiego – tak liczebnej jak i materiałowej, oraz w obliczu bardzo mocnego zniszczenia terytoriów i przemysłu odrodzonej Polski, armia gen. Hallera stanowić mogła czynnik o trudnym do przeceniania znaczeniu. Stąd nie dziwi, że od pierwszych chwil, kiedy władza Piłsudskiego w Warszawie się ustabilizowała, czynione są przez stronę rządową starania, aby armię tą sprowadzić do Polski.  Co robi endecja? Stara się na wszelkie sposoby zwalczyć te starania, mając świadomość, że armia Hallera jest jej jedną z głównych kart przetargowych i politycznych atutów w rozmowach tak z Piłsudskim, jak i aliantami. Co więcej, politycy endecji starają się tez przynajmniej opóźnić oficjalne uznanie władzy tak Piłsudskiego, jak i premiera Moraczewskiego. W czasie kiedy trwają krwawe walki o Lwów, które szybko rozlewają się wkrótce na całą Galicję, w czasie gdy pierwsze polskie bataliony nawiązują kontakt bojowy z Armią Czerwoną, a prascy politycy wykorzystując to odrywają sporne tereny od Polski, endecja stara się jak najmocniej opóźnić powrót armii Hallera do Polski. Niech drodzy Czytelnicy i Czytelniczki sami sobie nazwą takie działanie.

 

                Jeśli jesteśmy już przy kwestii okresu walki o Niepodległość i granice, warto wspomnieć o Wersalu. Oczywiście, konferencja ta to generalnie polskie zwycięstwo i korzystne w większości dla naszego państwa rozstrzygnięcia, jednak ustalmy w końcu jeden fakt. To nie wyłącznie zasługa Dmowskiego i endecji, którzy przy uznaniu całej swej erudycji i umiejętności przemawiania, nie byli w Wersalu głównymi rozgrywającymi. Tymi byli przede wszystkim przywódcy zwycięskich państw alianckich, tzw. „Wielka czwórka” – Lloyd George, Orlando, Clemenceau i Wilson. To przede wszystkim z ich poglądów, postulatów i determinantów wynikały takie czy inne punkty traktatu wersalskiego, a nie z wielogodzinnych przemów Dmowskiego. Tak, robił on wrażenie swoją znajomością polityki, historii i umiejętnością rozmawiania w wielu językach. Jednak w ostatecznym rozrachunku liczy się twarda polityka i siła, a te były całkowicie po stronie państw zachodnich, które pokonały państwa centralnej w trakcie konfliktu światowego. Dlatego też kiedy mówimy o Wersalu i wspominamy Dmowskiego, to wspomnijmy też 2 innych architektów tego traktatu: Clemenceau i Wilsona. W ogólnej ocenie Wersalu to oni byli przede wszystkim twórcami ładu wersalskiego, a więc i decyzji odnośnie terytorium Polski.

 

                Tam zaś, gdzie endecji udawało się zgodnie z prawem i porządkiem działać politycznie, tam często gęsto popełniała straszliwe błędy. O Spa i Rydze już wspomnieliśmy, tymczasem być może największym błędem endecji była konstytucja marcowa, która jak w oku soczewki skupia i pozwala wyłuskać przywary tego obozu: klasowość, partyjniactwo, przewagę interesu swego stronnictwa nad interesem państwa. Konstytucja marcowa, napisana głównie przez endecję, była wzorowana na rozwiązaniach francuskich i stanowiła typowo demoliberalny produkt swoich czasów. Konstytucja ta umniejszając do granic absurdu uprawnienia władzy wykonawczej na rzecz parlamentu i rządu powstała w takim a nie innym kształcie tylko z jednego powodu: aby uderzyć w Piłsudskiego, który jak się powszechnie spodziewano zostanie wybrany pierwszym prezydentem odrodzonej Polski. Abstrahując od politycznych okoliczności, znowuż spójrzmy na fakty: odrodzona po 123 latach politycznego niebytu Polska staje wobec konieczności ułożenia swojego ustroju i politycznego ładu, a jednym z głównych determinantów autorów konstytucji jest niechęć do przewidywanego prezydenta. Przeczy to całkowicie tezie o politycznej odpowiedzialności endecji i jej dążeniu do prymatu interesu narodowego. Podobna sytuacja uwidoczniła się w roku 1919 w kontekście planowanej reformy rolnej. Dmowski w jednym z listów do swych współpracowników przyznaje wprost, że wstępne poparcie endecji dla tej reformy było błędem. Wynika to zaś z faktu, iż endecja przez to…straciła część poparcia udzielanego jej wcześniej przez ziemiaństwo. Nie pisze Dmowski nic o losie ludności wiejskiej, o kwestiach gospodarczych etc. Wyznacznikiem tak istotnego zagadnienia jak kwestia rolna jest dla Dmowskiego tylko li wyłącznie ilość głosów. Ciężko nie widzieć podobieństwa do obecnych czasów polityki opartej o sondaże i badania opinii publicznej.

 

                Mam oczywiście świadomość, że osoby wychowane na klasycznych pozycjach literatury endeckiej nie posiadają się z oburzenia na powyższe akapity. Przecież to zły socjalista Piłsudski, który śmiał okradać jaśnie panującego nam cara pod Bezdanami prowadził Polskę do zguby, a endecja robiła co tylko mogła, aby uratować zdrową tkankę Narodu od poniesienia skutków tej polityki. Pytanie czy faktycznie los wszystkich Polaków interesował endecję? Być może najwyższa pora postawić zasadnicze pytanie: czy społeczno-ekonomiczne koncepcje endecji nie tylko nie pomijały interesów milionów naszych rodaków, którzy byli wręcz większością, ale czy praktyka polityczna endecji nie była wprost wroga jakiejkolwiek próbie polepszenia ich bytu?

 

 

 

Robotnicy, chłopi, ziemianie

 

 

                Wbrew różnym twierdzeniom endecja nigdy nie miała dobrej prasy wśród robotników – ci właściwie prawie wszędzie popierali PPS, czasem chadecję, czasem różne emanacje obozu piłsudczykowskiego, a w latach 30-stych nawet narodowych radykałów (choć ci nie mieli oficjalnie żadnej partii czy reprezentacji politycznej). Endecję zaś kojarzono jako partię, która zbrojnie wystąpiła przeciwko robotnikom w roku 1905 i w wielu innych wypadkach okresu zaborów. Wspomniane powiązanie wyborcze, polityczne i ekonomiczne z klasami posiadającymi z definicji stawiały endecję na pozycji niechętnej jakimkolwiek przywilejom robotniczym. Uwidoczniło się to z całą mocą w świeżo odrodzonej Polsce. Fanatyczny sprzeciw wobec rządu lubelskiego i jego socjalnych oraz społecznych ustaw oraz niechęć wobec rządu Moraczewskiego, który reformy te utrwalił na cały kraj miały zabarwienie nie tylko czysto polityczne, wynikające z walki o rządzenie Polską. Dla endecji 8-godzinny dzień pracy, ubezpieczenia socjalne i emerytury, prawo do urlopu, wolne niedziele etc. naprawdę były „bolszewizmem”. Przypomina to Wam coś? Na przykład Korwina, Konfederację, kolibrów i współczesnych neoliberalnych fanatyków Balcerowicza? Jeśli tak, to macie rację. Endeckie pomysły na ekonomię opierały się na niechęci wobec jakichkolwiek socjalnych i społecznych osłon, optowały za „dobrowolnością umów”, wolnym rynkiem, niskimi podatkami i generalnie złotą szlachecką wolnością. Podobnie z reformą rolną – wspomniana już reorientacja endecji w tej sprawie była symptomatyczna i w gruncie rzeczy zrozumiała. Endecja niechętnym, wręcz nienawistnym chwilami okiem, patrzyła na ubezpieczenia socjalne, na postulaty zwiększenia pensji robotniczych, czy na Kodeks Pracy. Wszelka działalność robotnicza, a pamiętajmy, że przed wojną była ona ogromnie rozwinięta, była traktowana jako wstęp do bolszewizacji kraju, sterowany oczywiście przez Żydów i masonów. Warto też pamiętać, że w II RP pamięć ludzka była dużo solidniejsza i po prostu pamiętano endecji wszelkie jej grzeszki, walkę z robotnikami i zwalczanie wszelkiego ustawodawstwa socjalnego. Pamiętano także krwawe zamieszki w Krakowie w 1923 roku, gdzie chjeno-piastowski rząd wysłał wojsko do tłumienia protestów robotniczych.

 

                Związek Ludowo-Narodowy, będący politycznym przedstawicielstwem endecji, był zwyczajną i normalna partią polityczną. Nie aspirował w gruncie rzeczy do reprezentowania i skupienia wokół siebie wszystkich Polaków i Polek. Partia bowiem, w klasycznym rozumieniu (a ZLN był klasyczną partią polityczną) to także organizacja o charakterze klasowym. Stąd też na endecję głosowali przede wszystkim przedstawiciele klas posiadających, ziemianie, urzędnicy, akademicy, część mieszczaństwa. Jednak to było maximum wyborczych możliwości endecji – wynik na poziomie ok. 30%. To zresztą jedna z charakterystycznych cech systemu II RP, że żadna klasyczna siła polityczna nie była w stanie ze względów klasowo-społecznych zdobyć przeważającej większości głosów. Miało to też określone konsekwencje w postulatach, programach politycznych i realizowanych działaniach. Stąd nie ma co się dziwić, że endecja popierana głównie przez majętniejszą część społeczeństwa, w polityce forsowała głównie rozwiązania będące grupom tym na rękę, a zwalczała wrogie im postulaty robotnicze, chłopskie etc. Oczywiście dla wielu ideologów endeckich była to kwestia nie tyle polityczna, co ideologiczna. Przykładem może być tu Adam Doboszyński, autor jednej z najbardziej przereklamowanych książek w historii polskiej myśli narodowej: „Gospodarki narodowej”. O ile udało mu się na kartach tej pozycji trafnie zdiagnozować problemy ekonomiczne Polski: kapitalizm, nierówności społeczne, pauperyzację milionowych mas robotniczych i chłopskich, to niestety proponowane przez niego rozwiązania były całkowicie mylne, charakteryzujące się zarówno kompletnym niezrozumieniem sytuacji Polski i jej ludności, jak i niechęcią wobec określonych grup społecznych. Doboszyński bowiem opierając się na ideach korporacjonizmu uznał, że najlepsze dla Polski będzie zdecentralizowanie gospodarki i przemysłu oraz wypracowanie sytuacji, w której jak największa ilość Polaków będzie właścicielami małych, rodzinnych zakładów pracy, co ustanowi ich właścicielami środków produkcji. Myśl ta kompletnie pomijała nie tylko strukturę ekonomiczną kraju, ale przede wszystkim jego położenie geopolityczne. Masowa industrializacja i urbanizacja, które tak krytykuje Doboszyński, były nie opcją, ale nakazem wobec coraz bardziej agresywnej polityki i zamiarów zarówno ZSRS jak i Niemiec. Małe przedsiębiorstwa nie przysparzały ani wtedy ani teraz bogactwa narodowego. To duże firmy i przedsiębiorstwa są w stanie w skali strategicznej przysporzyć państwu oraz społeczeństwu szeregu profitów. Produktywność i efektywność małych przedsiębiorstw, podobnie jak ich innowacyjność czy dochodowość były i są nadal na bardzo niskim poziomie. To zresztą kolejny punkt, gdzie myśl endecka jest zbieżna w 100% z poglądami obecnego obozu libertyńsko-populistycznego. Pamiętajmy też, że Doboszyński optował za organizacją stanowo-korporacyjną i swoistym przywiązaniem do stanu, w którym się człowiek urodził. W połączeniu z nienawiścią do środowisk robotniczych i postulatem walki z centralizacją przemysłu, musiało to doprowadzić do utrwalenia biedy i wykluczenia w milionowych masach ludzi pracujących. Doboszyński, samemu będąc przedstawicielem klasy średniej i członkiem środowiska politycznego skupiającego głównie zamożnych ludzi, propagował (być może podświadomie) poglądy i idee pożyteczne dla swojej klasy społecznej i politycznej. Niestety – tylko dla niej, w całkowitym oderwaniu od sytuacji dziejowej i nadciągającej wojny oraz bez faktycznego zrozumienia problemów milionów Polaków i Polek będących robotnikami, pracownikami rolnymi czy niższymi urzędnikami.

 

                W porównaniu z programem ekonomicznym RNR Falangi, „Jutra pracy” czy Zadrugi okazuje się, że myśl ekonomiczna i społeczna endecji zwyczajnie wypada słabo, klasistowsko i w gruncie rzeczy nie da się tego uznać za faktycznie program mający poprawić byt całego Narodu. Jest to raczej miks liberalnych resentymentów XIX wieku, skutków takiego a nie innego charakteru klasowego partii oraz bieżącej polityki, gdzie krytykowano sanację za „rozdawnictwo” równie chętnie co dzisiaj konfederaci krytykują PiS i walczą z socjalizmem.

 

 

 

Poparcie

 

 

Sam Dmowski miał doskonale świadomość w maju 1926 roku jaka jest jedna z głównych przewag obozu piłsudczykowskiego. Ten bowiem, o ile posiadał oczywiście niemałą opozycję, o tyle był w stanie uzyskać władzę i sprawować ją bez większych zaburzeń społecznych. Ludzie nie popierali, zwłaszcza w Wielkopolsce czy na Pomorzu sanacji ale ją zaakceptowali. Z endecją sprawa ma się inaczej. Kierownictwo tego środowiska miało świadomość, że w razie gdyby endecja posunęła się do kroku takiego jak Piłsudski 12 maja, to Polskę czekałaby wojna domowa. I to nie wojna 3-dniowa, ograniczona terenem do kilku dzielnic jednego miasta, ale wojna która rozlałaby się na cały kraj, bo nie tylko robotnicy czy część inteligencji stanęliby zbrojnie, ale przede wszystkim  mniejszości narodowe. To znamionuje problem związany z szeregiem opcji prawicowo-konserwatywnych jakie przewinęły się przez XX wiek przez Europę. Franco, Salazar, De Gaulle i jeszcze parę innych osób – wszyscy oni nie byli w stanie wypracować formuły, która skupiłaby kogoś więcej niż tylko ich zdecydowanych zwolenników. Co więcej, ludzie ci nie wykształcili żadnego pomysłu na utrwalenie swych systemów i środowisk, które opierały się tylko na ich autorytecie, oraz w niektórych wypadkach także na aparacie przymusu (politycznego, administracyjnego, wojskowego). Tak długo jak żyli, systemy te trwały siłą ich autorytetu i charyzmy, jednak w gruncie rzeczy pod płaszczykiem rzekomych form konsolidacji narodowej, rozwijały się bardzo mocne i rozwinięte grupy opozycyjne. Systemy nie wypracowały, może nie były nawet w stanie, żadnej formy realnej konsolidacji społecznej i narodowej. Były po prostu objawami zdecydowanego zwycięstwa jednej grupy nad drugą, jednak bez porozumienia i współpracy.

 

Identycznie sprawa miała się z endecją, z tą różnicą, że ta po prostu nie radziła sobie w polityce. O ile, jak trafnie zauważył w „Polityce Narodowej” Kuba Siemiątkowski, Piłsudski brał władzę kiedy chciał, jak chciał i w jakim zakresie mu się podobało, o tyle endecja nie była w stanie tego zrobić. Jako siła polityczna na wskroś cywilna nie miała poparcia w wojsku, robotnicy i chłopi czuli do niej wyłącznie niechęć graniczącą z nienawiścią, a mniejszości narodowe miały doskonale świadomość, że plany endeckie zakładają walkę z ich świadomością narodową poprzez „polonizację”. Polityka zaś to dążenie do realizacji określonych postulatów i po prostu walka o władzę. Jeśli tworzymy siłę polityczną, która sama sobie uniemożliwia dojście do władzy czy raczej jej utrzymanie, to niestety skazuje to na postępującą nieskuteczność i odpływ działaczy, czego endecja doświadczyła (po raz kolejny) w roku 1934. Tu nie chodzi już tylko o takie czy inne poglądy, ale przede wszystkim o samą polityczność  per se. Polityka to nie konkurs piękności ale dążenie do uzyskania władzy w danym kraju. W tym ujęciu Piłsudski był człowiekiem w pełni politycznym, do tego mającym możliwość rządzenia całym krajem bez większych zaburzeń. Endecja zrobiła dużo, by sobie takie coś uniemożliwić i to trwale. Cała historia działania endecji od 1926 roku do 1934 to pasmo właściwie porażek, złych prognoz i dostosowywania się do sytuacji politycznej, zamiast jej kreowania. Nie dziwi więc, że w żadnym stopniu endecja nie zagroziła władzy sanacji i samego Piłsudskiego.

 

Oczywiście, polityka w takim rozumieniu nie uwzględnia kwestii tego „kto miał rację”. To zresztą dużo szerszy problem, bo paradoksalnie to obóz Marszałka był bliższy stworzenia formy konsolidacji całego Narodu. Wynikało to zarówno z koncepcji tego obozu, które skupiały się na państwie, jak również z politycznej pragmatyki obozu Piłsudskiego i późniejszej sanacji. Ludzie ci nie walczyli z robotnikami, chłopami, mniejszościami. Ludzie ci deklarowali walkę tylko z określonymi patologiami (sejmowładztwo, korupcja, niewydolność polityczna) czy ewentualnie z określonymi grupami politycznymi (komuniści, po części endecja). Do tego autentyczna charyzma Komendanta oraz wysokie poparcie wśród wojska, administracji etc. tylko wzmacniały polityczne możliwości sprawowania władzy przez sanację. Sam zresztą zamach majowy, przeprowadzony doraźnie, po troszę amatorsko i przy założeniu, że będzie to tylko demonstracja polityczna (Piłsudski nie dążył do jakichkolwiek walk) wykazał jak słaba, chwiejna i nieskuteczna jest endecka władza. Władza ta, sprawowana zresztą z konieczności w koalicji z umiarkowanym PSL „Piast”, obalona została przy naprawdę niewielkich środkach i w sytuacji, gdy całkiem sporo jednostek wykazywało jeszcze wolę walki w obronie Prezydenta. To zresztą ciekawe, że w maju 1926 roku żołnierze bronili właśnie przede wszystkim Wojciechowskiego czy praworządności lub konstytucji. Mało kto chciał się przyznać, że broni rządu chjeno –piasta. Ten zresztą złożył dymisję nie tyle przez rzekome poczucie odpowiedzialności za kraj – jak wykazaliśmy wyżej politycy endeccy często gęsto mijali się zupełnie z taką odpowiedzialnością. Rząd Witosa upadł między innymi wobec faktu, że społeczeństwo Warszawy stanęło właściwie jednogłośnie po stronie Piłsudskiego, a dalsze trwanie chjeno-piasta w oporze groziło masowymi rozruchami robotniczymi na terenie całego kraju. W Warszawie próbowano już wszakże formować ochotnicze bataliony robotnicze. Co ciekawe Piłsudski nie wyraził zgody na ich uzbrojenie i jakiekolwiek wykorzystanie. To właśnie objaw odpowiedzialności za państwo i kraj. Jak najszybciej skończyć wewnętrzny konflikt, bez niepotrzebnego i zgubnego jego eskalowania. W tym samym czasie generałowie walczący przeciw Piłsudskiemu wydawali rozkazy bombardowania ludności cywilnej (Zagórski) czy snuli plany fizycznej likwidacji zwolenników Piłsudskiego (Rozwadowski).

 

Nieodłącznym elementem idei narodowej, o czym powtarzamy raz po raz w „Szturmie”, musi być polityczna skuteczność. Nikogo nie interesuje „moralne zwycięstwo” czy „komu historia przyzna rację”. Tą ostatnią piszą zresztą zwycięzcy. Z tego punktu widzenia przyznać trzeba, że endecja nie jest najwłaściwszym wzorem, a jej losy polityczne w II RP to niestety pasmo przegranych szans i rosnącego braku wpływu na politykę i Naród.

 

 

 

Nowe czasy, nowy nacjonalizm

 

 

Endecja już w latach 30-stych musiała zmierzyć się ze swa ideologiczną niewydolnością. Objawem tego była secesja młodych i powstanie ONR-u. Endecja wyrosła z korzeni liberalizmu XIX-wiecznego, i pomimo prób dostosowania się do zmieniających się okoliczności (chociażby powołanie OWP), to jednak uznać trzeba, że pierwiastki liberalny, partyjny, a także ugodowy pozostały istotnym elementem tegoż obozu. Dlatego też endecja pozostała klasyczną partią polityczną zdecydowanie daleką od reprezentowania i bronienia interesów całego Narodu.

 

Dziś, wiek później stoimy wobec problemów i wyzwań, które różnią się diametralnie od okresu pierwszej połowy XX wieku. Dziś wrogiem naszego Narodu nie jest carat czy cesarstwo niemieckie. Państwo nasze nie boryka się z problemem mniejszości żydowskiej czy ukraińskiej (choć w drugim wypadku dzięki polityce PiS-u kwestia masowej imigracji pracowników z Ukrainy jest ważnym zagadnieniem). Dziś wszystkie Narody Europy stoją nie wobec wewnętrznej rywalizacji między sobą, co było w koncepcji Dmowskiego głównym determinantem dziejów ludzkich. Dziś nasze Narody mają tych samych wrogów: liberalizm, kapitalizm, nowolewicowe koncepcje ideologiczne, które podważają absolutnie każdy aspekt naszego życia, tożsamości i ludzkiej świadomości. Dziś nie walczymy z germanizacją czy rusyfikacją, nie grozi nam wywózka na Syberię czy szubienica na stokach Cytadeli. Dziś w Warszawie, Berlinie, Moskwie, Paryżu, Kijowie czy Londynie walczymy z tym samym wrogiem. Wróg ten nie chce nam zmienić świadomości narodowej czy nawracać nas na inną wiarę. Wróg ten chce w ogóle zniszczyć Narody, zniszczyć religie, zniszczyć rodzinę, tradycję i jakiekolwiek poczucie odrębności. Celem naszego wroga jest podważenie wszystkiego, co tworzy nas jako ludzi: narodowości, poczucia etniczno-kulturowej odrębności, płciowości, lokalnych zwyczajów, języka, prawa do śmiania się i radowania. Wróg chce nas zmienić nie w obywateli caratu, cesarstwa czy wyznawców prawosławia. Wróg chce  nas zmienić w konsumentów. Poprzez ludobójczą politykę multi-kulturalizmu mamy stracić wszystkie wyróżniki swego człowieczeństwa, które zastąpi światowa polityka konsumpcji, przeglądania memów, oglądania śmiesznych filmików na youtube i nie zadawania pytań. Stąd wypływa konieczność obecności w nowoczesnej idei narodowej kwestii paneuropejskiej. Nacjonalizm nie może być szowinistyczny, gdyż wrogiem naszym nie są i nie mogą być inne Narody europejskie. Dość antagonizmów, wojen i konfliktów. Dość ludzi budujących polityczny kapitał na podsycaniu historycznych resentymentów. Europejskie Narody tworzą wielką rodzinę bratnich nacji. I nie mówię tu tylko o Węgrach. Naszymi braćmi i siostrami są członkowie Narodu francuskiego, włoskiego, brytyjskiego, litewskiego… a także niemieckiego, ukraińskiego czy białoruskiego. Tak! Najwyższa pora skończyć z histerią i post-endecką polityką sztucznego podsycania konfliktów narodowościowych czy etnicznych. Nie musimy się we wszystkim zgadzać, ale naszym wrogiem nie jest Niemiec z Berlina, który coraz bardziej odczuwa „piękno” polityki imigracyjnej czy Ukrainiec zmuszony przez rzeczywistość do emigracji do naszego kraju. Naszym wspólnym wrogiem jest liberalizm, który warunkuje te wszystkie czynniki; wrogiem są idee nowolewicowe, które liberałowie wykorzystują do podważania naszej tożsamości i forsowania swych planów; wrogiem są koncerny i międzynarodowe korporacje, które na tym wszystkim zarabiają niewyobrażalne pieniądze, a jednocześnie drenują nasze Narody z zysków i doprowadzają do naszej pauperyzacji.

 

Czy myśl endecka jest w stanie stanowić inspirację do wypracowania myśli nacjonalistycznej, która będzie realną alternatywną dla liberalizmu? Czy jest to w ogóle możliwe, skoro myśl ta- jak zobaczyliśmy – już przed wojną była nieskuteczna i wsteczna? Nie musimy być niewolnikami trumny Dmowskiego, która jako jedna z dwóch miała rządzić polską polityką (wedle słów Cata-Mackiewicza). O ile jednak myśl Piłsudskiego, choćby w kwestii geopolityki (Międzymorze, Rosja) pozostaje cały czas aktualna, to trzeźwa i pozbawiona sentymentów analiza wykazuje, że myśl endecka ma coraz mniejszą przydatność. Nie tylko wiąże się ona z liberalizmem ekonomicznym i praktyczną antypaństwowością czy politycznym warcholstwem. Wpływa ona także na to, że zamiast szukać sposobów przeciwstawienia się faktycznym wrogom, zastanawiamy się nad zagrożeniem „banderowskim”, chcemy zakazywać szczepionek lub zwalczamy „satanistę” Billa Gatesa. Nie tędy droga. Endecja była myślą adekwatną do swoich czasów i w wielu aspektach endecja położyła dla Polski niezaprzeczalne zasługi, przede wszystkim w samoorganizacji Narodu i pracy nad jego uświadomieniem narodowym. Czasy jednak się zmieniają, i pewne formy, treści i koncepcje pora ostatecznie odłożyć na półkę z historycznymi pamiątkami.

 

Przyszły nowe czasy, mamy nowe wyzwania i nową, coraz bardziej globalistyczną rzeczywistość. Wypracujmy nowoczesny nacjonalizm na miarę naszych czasów i na miarę wielkości naszych przodków, zamiast nurzać się w dawno zaprzeszłych treściach.

 

Grzegorz Ćwik