Marcin Bebko - Państwo dobrobytu

            W ostatnich miesiącach ubiegłego roku przetoczyła się na fali powyborczych komentarzy i analiz dyskusja dotycząca państwa dobrobytu. Pojawiło się wiele głosów, które poddawały mocnej krytyce samo to pojęcie dowodząc, że wszelkie próby tworzenia państwa dobrobytu to socjalizm, rozdawnictwo i skrajna nieodpowiedzialność. Wiele argumentów dotyczyło konkretnych decyzji podejmowanych przez rząd Zjednoczonej Prawicy, czyli  PiS z przystawkami.

 

            Wskazywano, że programy bezpośrednich transferów socjalnych takich jak 500+, środki na wyprawki szkolne czy dodatkowa emerytura stanowią formę korupcji politycznej skierowanej do wyborców. Z drugiej strony krytyka wskazywała, że tak naprawdę tej pomocy ze strony państwa jest za mało. Bo co z tego, że do kieszeni jej beneficjentów trafia żywa gotówka skoro za wszystko trzeba płacić: opieka zdrowotna, opieka przedszkolna, edukacja, nie wspominając o tym że wszystko drożeje w związku z czym płacić trzeba za wszystko to czego nie zapewnia państwo i to coraz więcej. Jednocześnie Pan Prezes Jarosław Kaczyński głosi wszem i wobec budowę polskiej wersji państwa dobrobytu. Wszystko to moim zdaniem przykrywa prawdziwy problem, z którym mamy do czynienia współcześnie, mianowicie dla jakiego tworu alternatywą ma być państwo dobrobytu? Z jakim rodzajem państwa mamy zatem do czynienia obecnie? Skoro Arystoteles w IV wieku przed narodzeniem Chrystusa twierdził, że samą istotą państwa jako organizacji politycznej jest zapewnienie dobrobytu jego mieszkańców a polityka ma być walką o dobro wspólne to w zasadzie każde państwo byłoby z samej swojej istoty państwem dobrobytu.[1] Powinno ono oczywiście uwzględniać specyfikę danej społeczności i jej kulturową tożsamość w tworzeniu konkretnych rozwiązań mających zapewnić warunki do jej rozwoju.

 

            Sam termin “państwo dobrobytu” kojarzony jest często w Polsce z lewicą oraz licznymi patologiami, które charakteryzują współczesne społeczeństwa zachodnie będącymi skutkiem działań polityków realizujących lewicową agendę. Warto jednak zaznaczyć że rozmaite cechy państwa opiekuńczego pojawiły się w III Rzeszy (ochrona rolników przed niekorzystnym oddziaływaniem klimatu, zabezpieczenie poziomu życia emerytów, zwiększenie kwoty wolnej od podatku) w myśl zasady „Niemcy będą największe wtedy, kiedy najbiedniejsi ich obywatele będą najwierniejszymi”.[2] Ciężko współcześnie winić działania prospołeczne za występowanie takich zjawisk jak narkomania, alienacja, wzrost przestępczości wśród młodzieży. Były one raczej efektem szerszych zmian kulturowych (często importowanych z USA) i jak pokazuje sytuacja w państwach które zrezygnowały z budowy państwa dobrobytu (Wielka Brytania w latach 80) czy też nie miały możliwości wdrożenia analogicznych rozwiązań (kraje postkomunistyczne w okresie po 1990 roku) występowały one niezależnie i można się zastanawiać czy bez działań socjalnych w ramach “welfare state” nie byłyby one bardziej intensywne (np. plaga narkomanii w USA czy też rosnąca przestępczość).[3] Obwinianie więc modelu państwa dobrobytu za istnienie powyższych zjawisk mija się z prawdą. Z ideologicznego punktu widzenia zwolenników takiego modelu państwa znaleźć można było zarówno pośród socjaldemokratów jak i chadeków. Model ten po drugiej wojnie światowej upowszechnił się niemal w całej Europie Zachodniej bez względu na orientację polityczną rządzących.[4] W Wielkiej Brytanii został on zapoczątkowany faktycznie przez laburzystów, ale po zmianie rządu konserwatyści nie doprowadzili do zmian w polityce społecznej. [5]

 

      W skali ogólnoeuropejskiej podstawą systemu stały się system powszechnych ubezpieczeń przed bezrobociem oraz zasiłki rodzinne. Dążono również do uzyskania spójności społecznej a tym samym do zmniejszania różnic społecznych. Ważnym elementem było zachowanie jedności narodowej. Działania o charakterze socjalnym nie miały na celu wprowadzeniu gospodarki centralnie sterowanej ale zakładały funkcjonowanie gospodarki rynkowej, która poddana byłaby jednak określonej kontroli.[6] W RFN wdrożony został projekt społecznej gospodarki rynkowej który miał w pewnym sensie okiełznać kapitalistyczny wolny rynek i prowadzić do osiągnięcia pełnego zatrudnienia w gospodarce, stabilności cen i sprawiedliwości społecznej rozumianej jako dokonywanie przez państwo korekty pierwotnego podziału dochodów i majątków.[7] Koncepcja ta realizowana była bez względu na to jaka partia znajdowała się u władzy a jednym z jej istotnych elementów było budownictwo mieszkaniowe (warto zwrócić na to uwagę, że w zniszczonych wojną Niemczech w ciągu niespełna 30 lat[8] rozwiązany został problem mieszkaniowy, w Polsce pomimo upływu tak dużej ilości czasu problem nadal występuje i to nieważne czy rządzą nami płatni pachołkowie czy elity tzw. wolnej polski). W tym obszarze wrażenie robi nie tylko liczba nowopowstałych mieszkań ale również to jak podwyższył się standard mieszkaniowy przeciętnego Niemca z RFN. W 1961 roku w mieszkaniach jedno- lub dwuizbowych mieszkało ponad 50% rodzin robotniczych, w 1968 w takich warunkach mieszkało zaledwie 15% rodzin robotników, a blisko 60% zamieszkiwało w lokalach co najmniej czteroizbowych (sic!).[9]

 

            Działania ze strony państwa na rzecz polepszenia bytu swoich obywateli to nie tylko domena państw liberalnej demokracji. Zarówno w Hiszpanii jak i Portugalii również podejmowano szereg działań związanych z realizacją postulatu państwa dobrobytu w praktyce nie pozostając w tyle za innymi krajami zachodnioeuropejskimi. Ciężko przy tym jest określić generała Franco czy profesora Salazara mianem lewaków. W Hiszpanii realizowano na szeroką skalę programy budownictwa mieszkalnego (będąc w Madrycie czy Barcelonie można napotkać się jeszcze na metalowe tabliczki z emblematem Falangi wiszące na domach wybudowanych w tamtych czasach) czy też rozszerzono znacznie dostęp do opieki zdrowotnej. Wprowadzane również syndykaty w miejsce tradycyjnych związków zawodowych. Odpowiadało to postulatom współodpowiedzialności pracowników i pracodawców za przedsiębiorstwa. Zwłaszcza po 1958 roku wzrosła ich rola i znaczenie w ramach hiszpańskiego systemu politycznego.[10]

 

            Jak widać na powyższych przykładach koncepcja państwa dobrobytu nie związana była z żadną konkretną ideologią czy też formą ustrojową. Nie oznaczała też likwidacji gospodarki opartej o prywatną własność. Zakładano istnienie ograniczeń w rozwoju kapitalistycznej gospodarki z myślą o zapobieżeniu jej wynaturzeniom i negatywnemu oddziaływaniu na społeczeństwa. Można śmiało powiedzieć, że wiele z wprowadzonych rozwiązań było zbieżnych z przedwojennymi postulatami RNR zawartymi w Zasadach programu narodowo-radykalnego[11] w którym dużą część poświęcono zagadnieniom społeczno-gospodarczym. W punkcie 15 napisano wprost, że „Podział dochodu narodowego winien dać chleb każdemu chcącemu pracować Polakowi, dopiero po tym bogacić jednostki”. Postulowano również konieczność poddania gospodarki ograniczeniom, które zapewnią stabilność gospodarki i stanowić będą źródło dobrobytu dla szerokich warstw społecznych (punkty 17, 21, 23). Jednocześnie głoszono zachowanie własności prywatnej tam gdzie nie staje się to podstawą do wyzysku innych (punkty 18, 15b). Śmiało można więc powiedzieć, że idea zawarta w Zasadach wyprzedzała swoje czasy. Przedwojenne pokolenie zdawało sobie sprawę z tego, że danie pierwszeństwa tzw. prawom gospodarczym i podporządkowanie wszystkiego ekonomii to zamach na jednostkę jako osobę. To również sprowadzenie społeczeństwa do poziomu homo oeconomicus i wyzbycie się wszelkich wartości duchowych które w takich warunkach ustępują miejsca wartościom materialnym. Odrzucając kapitalizm, odrzucano jednocześnie socjalizm i skupiano się na znalezieniu własnej drogi, której częścią składową miała swoista forma “państwa dobrobytu” w którym życie gospodarcze podporządkowane jest potrzebom narodu i celom społecznym. Tym samym prymat polityki nad gospodarką łączył myśl przedwojennych radykałów z projektem “welfare state” który urzeczywistniony został po II wojnie światowej.

 

            Państwo dobrobytu które jak wcześniej wskazywałem upowszechniło się w Europie Zachodniej nie wytrzymało niestety fali zwrotu w kierunku neoliberalizmu jaka przetoczyła się przez świat ekonomii i polityki w latach 70.[12] Wpływ na to miał oczywiście kryzys paliwowy spowodowany eskalacją konfliktu żydowsko-arabskiego na Bliskim Wschodzie oraz działania podjęte przez rząd USA, które wpłynęły negatywnie na światową gospodarkę. Lobby korporacyjno-finansowe dzięki ogromnym ilościom pieniędzy skierowanych na rzecz promowania rozwiązań liberalnych w ekonomii oraz pozyskaniu przychylności polityków doprowadziło do rehabilitacji wolnorynkowej ortodoksji.

 

Pozycja polityczna, którą Stany Zjednoczone uzyskały w okresie Zimnej Wojny pomogła tym ideom rozprzestrzenić się w skali globalnej. Tym samym w latach 70 i 80 nastąpił zwrot w kierunku turbokapitalizmu i tym samym zaatakowana została koncepcja „państwa dobrobytu”. Zwieńczeniem zachodzących zmian było ustanowienie tzw. „konsensusu waszyngtońskiego” czyli zbioru zasad a w zasadzie zaleceń, które miały sprzyjać rozwojowi gospodarki wolnorynkowej, a które w praktyce umacniały hegemonię USA w ramach zglobalizowanej gospodarki.[13] Zanegowano istnienie społeczeństwa a w zamian za to ogłoszono, że istnieją tylko jednostki, znajdując tym samym ideologiczne uzasadnienie dla chaosu który jest skutkiem liberalizacji gospodarki.[14] Powrót, a w zasadzie pojawienie się neoliberalizmu w tym czasie wpłynęło również na kształt przemian gospodarczych w Polsce. Oznacza to, że neoliberalizm jest tak naprawdę zjawiskiem nowym a jego implementacja w Polsce wcale nie stanowi wdrażania strategii sukcesu prosto z  Europy Zachodniej. Pomijając całkowicie różne doświadczenia i okoliczności w których Polska i inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej wchodziły w ostatnią dekadę XX wieku pamiętać należy, że wzrost gospodarczy i rozwiązania “welfare state” szły w zachodniej części kontynentu ręka w rękę przyczyniając się do wzrostu poziomu życia w bezprecedensowy sposób.

 

            Zatem obecna wizja propagowana w tzw. mainstreamie w praktyce odbiega zarówno  od tego co zostało nakreślone w „Polityce” Arystotelesa jak i od tego co charakteryzowało “welfare state”. Współczesne państwo, państwo neoliberalne swój główny cel upatruje nie w budowaniu powszechnego dobrobytu i rozwoju społeczeństwa ale w stwarzaniu dogodnych warunków dla działalności ekonomicznej. Tworzenie „korzystnego klimatu dla biznesu” bez względu na konsekwencje wydaje się być dzisiaj przewodnim powodem funkcjonowania państwa.[15] Brak stabilności, podporządkowanie życia ludzkiego ekonomii, zwiększająca się ilość obszarów w których najważniejsze stają się prawidła rynku, rozpad więzi w społeczeństwie, masowe migracje, negowanie wartości w imię indywidualizmu, degradacja środowiska, wykorzenienie rodzimych kultur - to wszystko charakteryzuje współczesne państwo. W dużej mierze wynika to z niechęci państwa neoliberalnego do wszelkich form solidarności społecznej, zwłaszcza takich, które kwestionować będą działania w zakresie prywatyzacji i wprowadzania zasad elastyczności wszędzie tam gdzie jest to możliwe. Jasne jest, że rodzić to będzie napięcia w obrębie danej społeczności. Łatwiej o to jeśli nie mamy do czynienia jednolitą tkanką społeczną o utrwalonej kulturze i tożsamości narodowej. Wzrost znaczenia podmiotów gospodarczych nie oznacza ograniczenia biurokracji państwowej, która staje się w takiej sytuacji niezbędnym elementem mającym kontrolować efektywność kosztową sektorów publicznych, które nie zostały w całości przekazane w ręce prywatnych korporacji. Mnożą się więc przepisy i regulacje, tnie się koszty i wskaźnikiem efektywności staje się wyłącznie opłacalność danej działalności. Nie ma mowy o celach społecznych i narodowych, których nie da się zmierzyć i policzyć. Chociaż ciężko jest zdefiniować czym tak naprawdę jest cel społeczny to można zgodzić się, że „jedną z podstawowych funkcji każdej organizacji społecznej jest zapewnianie niezbędnej żywności, ubrania, schronienia, edukacji, opieki zdrowotnej, ram prawnych i pomocy w socjalizacji.”[16]

 

           Państwo neoliberalne przedkłada jednak inne wartości ponad tzw. cele społeczne. Nie waha się również przed użyciem środków przymusu tam gdzie uzna, że interesy kapitału są zagrożone.[17] Nieodłączną cechą takiego państwa jest również afirmacja wolności, która w praktyce realizowana będzie na poziomie jednostek ludzkich. W sferze gospodarczej kapitalizm dąży naturalnie ku monopolizacji, względnie oligopolizacji. W przypadku zwykłych ludzi będzie to widoczne w pędzie do wolności, do przekraczania społecznych ograniczeń bez oglądania się na nic i nikogo co narusza społeczną spoistość będącą trwałym fundamentem niezbędnym do funkcjonowania każdego narodu. Państwo więc wbrew obiegowym opiniom nie zanika i nie podlega atrofii ale zmieniają się jego funkcje, zmieniają się również wewnętrzne relacje pomiędzy władzą a narodem i tworzącymi go obywatelami.[18] Takie państwo staje się w pewnym sensie wrogiem dla własnych obywateli.

 

Władza, która ulega fetyszowi ciągłego wzrostu i tworzenia dla niego niezbędnych warunków bez względu na wszystko inne jest zagrożeniem dla narodu, który ma reprezentować. Podstawowym założeniem systemu gospodarczego i politycznego powinno być danie każdemu Polakowi i każdej Polce warunków umożliwiających godne życie dla nich samych oraz ich rodzin. Tymczasem prowadzone są działania, które polegają na przyciąganiu zagranicznych firm obniżkami podatków. Rozdawane są pieniądze zagranicznym inwestorom, którzy zyski czerpane z działalności w naszym kraju i tak wyprowadzą za granicę. Wymowna była sytuacja z końca ub. roku kiedy ustami obcego polityka społeczność polska w naszym kraju została poinformowana, że rząd rzekomo „polski” wycofał się z prac nad opodatkowaniem gigantów z branży internetowej (Google, Facebook itp.). Wcześniej zaprzestano prac nad uregulowaniem działalności takiej pijawki jak Uber.

 

            Liczba nowo utworzonych miejsc pracy którą szczyci się obecna władza nie mówi nic o jej jakości. Czy Polska ma być narodem wyłącznie pracowników branży usługowej i rozrywkowej? Podkreślmy, że lwia część wytworzonych w Polsce towarów i usług trafia na eksport. Pytanie czy strategia proeksportowa forsowana przez nasze władze jest słuszna? Czy nie prowadzi to do sytuacji, w której mieszkańcy pracują ciężej, a jednak w ogólnym rozrachunku nie będą konsumować więcej ponieważ tort, który dzieli się pomiędzy populację kraju, nie powiększył się.[19]

 

Dowodem jednak na wspaniały i dynamiczny rozwój naszego państwa ma być fakt, że brakuje rąk do pracy! Fakt ten w zestawieniu z danymi mówiącymi o mizernym wykorzystaniu w Polsce zaawansowanych technologii oraz niskim poziomie robotyzacji miejsc pracy świadczy raczej o tym, że Polacy to nadal tańsza alternatywa dla automatyzacji. Rezerwuar taniej siły roboczej powoli się jednak wyczerpuje. Z jednej strony jest to efektem niskiego przyrostu naturalnego i niskiego poziomu dzietności co jest spowodowane propagandą indywidualizmu i dążenia do wygody własnej i kumulowania bogactwa materialnego co powoduje upadek tradycyjnego modelu rodziny. Z drugiej strony Polacy również mają ambicję i chcą je realizować w oderwaniu od presji wolnego rynku mówiącego jaki zawód mają wykonywać i jak mają żyć. Nie każdy chce być kierowcą ciężarówki, tak jak nie każdy chce być programistą. Dlaczego jedyną słuszną drogę własnego rozwoju mają dyktować oczekiwania pracodawców a nie potrzeby społeczności jako takiej? Jak byłby naród w którym wszyscy poświęcali by się bez opamiętania działalności zarobkowej? Co z pielęgnowaniem historii, rozwojem kultury?

 

            Ale spokojnie, na braki w zatrudnieniu państwo neoliberalne ma przecież wspaniałe lekarstwo. Jest nim imigracja! Taka recepta jest wdrażana w Polsce od kilku lat o czym wspominałem w jednym ze swoich poprzednich artykułów. Pamiętam, jak straszono że w Polsce będzie jak w Niemczech pod względem skutków masowej imigracji. Będąc w Berlinie na jesieni ub. roku muszę przyznać, że nie zauważyłem w wyglądzie ludzi na ulicy większych różnic w stosunku do np. Warszawy. I tu i tu imigranci z innych kręgów kulturowych stanowili widoczny element. Zdaję sobie sprawę z tego, że nikt nie pragnie zostać imigrantem czy uchodźcą ale w epoce, która dla Europy oznacza walkę z wartościami duchowymi i prymat ekonomii we wszystkich dziedzinach życia staje się to częścią codzienności, którą serwują nam plutokratyczne rządy i unijni urzędnicy. Można by powiedzieć że coraz bardziej doganiamy Europę, szkoda że nie w dziedzinach w których faktycznie powinniśmy to robić. Tania siła robocza z zagranicy i mechanizm jej napływu to powtórka z tego co miało miejsce po II wojnie światowej na Zachodzie. We Francji i Niemczech początkowo również sięgnięto po pracowników z krajów pobliskich. Włosi i Portugalczycy, w mniejszym stopniu Grecy i Hiszpanie swoją pracą przyczynili się do rozwoju gospodarczego rdzenia obecnej Unii Europejskiej. Stopniowo jednak wraz z rozwojem ich krajów ojczystych strumień migracji uległ zmniejszeniu. Aby zaspokoić zapotrzebowanie ze strony pracodawców na siłę roboczą a jednocześnie zapobiec wzrostowi kosztów produkcji na skutek wzrostu płac sięgnięto po migrantów z obszarów pozaeuropejskich, głównie z krajów Maghrebu i Sahelu.

 

Ten model transformacji społeczeństw w przeciągu kilkunastu lat stał się powszechny na Zachodzie i zaczyna być wdrażany z coraz większą intensywnością w Europie Środkowej. My również powielamy ten sam schemat. W pierwszej kolejności przyjeżdżają do nas Słowianie zza wschodniej granicy. Dyskusyjne jest to w jakim stopniu wtapiają się oni i integrują w ramach cywilizacji łacińskiej, można mieć jednak nadzieję, że taki proces będzie miał miejsce przynajmniej w odniesieniu do części imigrantów z Europy Wschodniej. Widać jednak, że zwiększa się stopniowo udział imigracji spoza Europy. Indie, Pakistan, Bangladesz - z tych krajów pojawia się coraz więcej pracowników, którzy zaznaczają swoją obecność w kolejnych branżach. Jednocześnie należy zdawać sobie sprawę z tego, że imigranci tworzą swego rodzaju podklasę tzn. że zajmując najgorzej opłacane miejsca pracy w dużej mierze będą funkcjonować na marginesie społeczeństwa tworząc wyobcowaną wobec większości grupę ludzi. To może być czynnik utrudniający ich integrację, która moim zdaniem z uwagi na różnice kulturowe jest trudna i wątpliwa pod kątem etycznym aby wynaradawiać kogokolwiek z jego tożsamości. Po drugie, w przypadku braku powodzenia integracji będzie to czynnik powodujący wzrost niechęci wobec narodu tytularnego tworzącego państwo do którego trafili imigranci. Państwo którego rozwój opiera się na powszechnym napływie obcej siły roboczej i niskich kosztach pracy, tworząc enklawy niskoopłacanych obcokrajowców, przypominać będzie  obóz pracy a nie państwo dobrobytu.

 

            Wszelka alternatywa przedstawiana jest jednak jako wcielenie socjalizmu co w Polsce i innych krajach byłego bloku sowieckiego wywołuje oczywistą niechęć. “Państwo dobrobytu” to jednak nie socjalizm ale zespół działań których zadaniem jest rozwój społeczny narodu. Oczywiście w dzisiejszych czasach pojęcie to ulega ideologizacji, i to zarówno z lewa jak i z prawa.

 

Trzeba więc jasno powiedzieć, że rozwój społeczny i troska o jakość życia członków narodu nie ma nic wspólnego z promowaniem LGBT, liberalizacją w zakresie seksualności, permisywizmem prawnym, legalizacją używek i zachęcaniem do ich użycia, sekularyzacją czy też pochwałą indywidualizmy i konsumpcji. Czy zmniejszenie śmiertelności poprzez rozszerzenie dostępu do dobrej jakości publicznej służby zdrowia można potraktować jako coś złego? Jakie niebezpieczeństwo niesie dla Polaków zapewnienie transportu i skomunikowanie obszarów peryferyjnych? Można zapytać w ten sam sposób o kilka kolejnych kwestii jak dostęp do mieszkań, zakres i jakość edukacji, kwestie zatrudnienia i jakość miejsc pracy. Nie chodzi jednak o to aby w tym momencie wyszukiwać luki w rozumowaniu kogokolwiek ale o uświadomienie sobie, że w czasach kiedy gospodarka ulegając postępującej finansjalizacji generuje wzrosty słupków PKB przy jednoczesnym ograniczaniu zatrudnienia należy szukać alternatyw które sprzyjać będą rozwojowi narodowemu. Nie chodzi też aby państwo regulowało i wyręczało we wszystkim obywateli ani żeby płaciło za nic nie robienie. Celem powinno być stworzenie warunków w których społeczeństwo znajdzie drogę rozwoju narodowego zgodnego z własną tożsamością i które będzie dysponowało skutecznymi narzędziami do osiągnięcia tego celu.

 

            Zaraz ktoś jednak powie: “Wszystko dobrze, wszystko pięknie ale nas na to nie stać!”. No cóż jest to kwestia względna i zależna od tego jak rozumiemy możliwość wydatkowania środków przez państwo. Po pierwsze należy stwierdzić, że rząd ma przede wszystkim dużo większe pole manewru w zakresie prowadzonej polityki gospodarczej, w tym w decydowaniu w jaki sposób wydawać środki, w sytuacji zachowania kontroli nad własną walutą.[20] Z tego powodu należy odrzucić wszelką możliwość przyjęcia obcej waluty jako własnej ponieważ tym samym pozbawiamy się możliwości prowadzenia niezależnej polityki gospodarczej. Własna waluta daje sposobność finansowania wydatków bez konieczności zwracania się po środki finansowe do zewnętrznych podmiotów takich jak instytucje międzynarodowe, banki komercyjne czy też inne państwa. Tym samym prowadzona polityka wolna będzie od obcych nacisków i ingerencji. Ważne aby zapewnić pełną akceptowalność emitowanej przez bank centralny waluty, która stanowi prawny środek płatniczy w danym kraju. Temu służą między innymi podatki, które zapewniają stały popyt na daną walutę, przy założeniu oczywiście że państwo dysponuje sprawnym aparatem administracyjnym w celu wyegzekwowania zobowiązań fiskalnych swoich obywateli. Zapewniając stały popyt na swoją walutę jednocześnie uzyskuje możliwość płacenia nią w ramach gospodarki narodowej za nabywane usługi i towary.[21] Powyższe założenie w żadnej mierze nie jest głosem za opodatkowaniem wszystkiego i wszystkich, nie jest też argumentem za podwyższaniem podatków. Wręcz przeciwnie, opodatkowanie powinno wytwarzać wyłącznie zapotrzebowanie na walutę a nie być narzędziem służącym do zabierania owoców pracy swoich obywateli. Podatki dodatkowo służyć mają realizacji celów społecznych jak np. akcyza na używki, która ma zmniejszać konsumpcję substancji negatywnie oddziałujących na zdrowie mieszkańców i będące powodem wielu patologii.[22] Identyczne znaczenie może mieć podatek od pornografii czy tzw. “bykowe”. Poprzez podatki państwo ma możliwość wpływania na zachowania obywateli w obszarach które w sposób niekorzystny wpływają na tkankę społeczną.

 

            Podatki powinny być więc wysokie na tyle ile wymaga tego zachowanie stabilnej waluty. Korzystna z punktu widzenia narodowego interesu polityka w zakresie gospodarki powinna skupić się na tworzeniu miejsc pracy i podnoszeniu płac w przypadku osób z niskimi dochodami.[23] W tym miejscu wracamy do arystotelesowskiej wizji państwa. Skoro celem jego istnienia jest wzrost standardu życia jego obywateli to konieczne są działania zwiększające, a nie zmniejszające siłę nabywczą obywateli.[24]

 

Dodatkowo korzystając z możliwości jakie daje sprawowanie kontroli nad własną walutą rząd może wkroczyć w obszar gospodarki jak pracodawca oferujący określoną płacę minimalną. Nie chodzi oczywiście o stworzenie Lewiatana, który będzie przejmował kolejne obszary życia gospodarczego. Mowa w tym przypadku o działaniach o charakterze stabilizującym. Dążąc do tego oczywiście aby to podatki generowały popyt na walutę danego kraju. Wówczas będą chętni do pozyskania tej waluty. Działania podejmowane przez państwo miałaby charakter programowy. W ramach konkretnego programu państwo ustalałoby płacę minimalną wraz z dodatkowymi świadczeniami przysługującymi uczestnikom.[25] Byłoby to wynagrodzenie podstawowe, które określałoby jedynie dolną granicę, poniżej której wynagrodzenie w sektorze prywatnym nie mogłoby spaść. Program skierowany byłby wszystkich, którzy chcieliby podjąć pracę w zamian za wynagrodzenie które nie byłoby minimum socjalnym, ale które dawałoby możliwość zapewnienia odpowiedniej stopy życiowej. Płaca w ramach rządowego programu gwarancji zatrudnienia działałaby jak cena minimalne w przypadku rolnictwa.[26] Prywatni pracodawcy mogliby w każdej sytuacji oferować płacę wyższą od tej oferowanej przez rząd tym samym pozyskując pracowników.

 

Dodatkowo rezultatami funkcjonowania takiego programu byłoby ograniczenie biedy, zredukowanie problemów społecznych związanych z chronicznym bezrobociem takimi jak m. in. rozpad rodzin, uzależnienie od narkotyków, przestępczość. Pracownicy mieliby również możliwość podnoszenie kwalifikacji w związku z doświadczeniem zawodowym. Skurczyłaby się również szara strefa ponieważ pracownicy mogliby skorzystać z rządowych programów zatrudnienia zamiast nielegalnej pracy w sektorze prywatnym. Program taki działałby również jako stabilizator w okresach dekoniunktury - spadek zatrudnienia w sektorze prywatnym mógłby zostać zrekompensowany przez działania rządu w postaci wyżej wymienionego programu gwarantowanego zatrudnienia.[27] Państwo nie ma na celu zastąpienie sektora prywatnego ale jego wspieranie. Program pełnego zatrudnienia ma stanowić uzupełnienie zatrudnienia w sektorze prywatnym. Dysponując w zasadzie nieograniczonymi środkami państwo mogłoby stymulować także działanie na rynku pracy które uniezależniłyby nas od konieczności ściągania siły roboczej z zagranicy.

 

Oczywiście można się domyśleć jaka byłyby reakcje neokonserwatywnej prawicy i liberałów spod znaku wielkiego kapitału. Zaraz usłyszymy, że rząd nie ma żadnych pieniędzy ponieważ to są pieniądze podatników. Pytanie skąd biorą się dzisiaj pieniądze? Skąd banki biorą pieniądze na kredyty? Przecież nie od tych, którzy trzymają pieniądze na kontach. Gdyby tak było bank mógłby udzielić kredytów tylko tyle ile zebrałby pieniędzy. Doskonale wiemy, że tak nie jest. Skoro więc banki mają możliwość kreacji pieniądza to dlaczego państwo ma mieć ograniczone pole manewru w tym zakresie, skoro to państwowa instytucja jaką jest bank centralny odpowiada za emisję danej waluty? “Mądre głowy” wmawiają nam, że w związku z tym bezrobocie i bieda oraz ograniczony rozwój to naturalnie występujące koszty w gospodarce więc nie ma co się tym przejmować. Jak mawiał Pan Bronek, wystarczy zmienić pracę i wziąć kredyt… Inni powiedzą że to o czym mowa powyżej to socjalizm a wszyscy wiemy czym to się skończyło. Ale czy naprawdę przekonanie, że wszyscy powinni pracować i w ten sposób wzbogacać społeczeństwo, zamiast próżnować i wykorzystywać pomoc społeczną, można nazywać socjalizmem?[28]

 

Tym samym dochodzimy do pytania jaki cel ma realizować państwo. Czy bezrobocie i bieda to narzędzia, którymi państwo ma budować dobrobyt? Fetysz PKB i wskaźników makroekonomicznych to droga donikąd z punktu widzenia rozwoju narodowego. Konieczna jest alternatywa dla takiego myślenia, które uznaje niekorzystne skutki rozwoju gospodarczego w oparciu o neoliberalną agendę za naturalne i nic z tym nie planuje robić. Współczesne gospodarki krajów rozwiniętych oraz w coraz większym stopniu krajów rozwijających się padają ofiarą ich finansjalizacji. Skutki tego obserwujemy na co dzień, zwiększające się nierówności, wzrost poziomu monopolizacji i oligopolizacji kolejnych sektorów gospodarki, degradacja środowiska. Do tego dochodzi problem związany z faktem, że rozwój gospodarczy realizowany w oparciu o zalecenia tzw. ortodoksyjnej szkoły w ekonomii nie prowadzi do wzrostu i rozwoju miejsc pracy. Mamy od co najmniej kilkunastu lat z problemem bezzatrudnieniowego wzrostu gospodarczego.  Postępująca automatyzacja powoduje dodatkowo zmniejszenie zapotrzebowania na pracowników, którym pozostaje praca w często źle płatnych sektorach. Zanika działalność produkcyjna w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Pojawiają się głosy, które mają nas przekonać że po kryzysie finansowym z 2008 roku to nowa normalność. Ludzie mają porzucić nadzieję, że będzie lepiej ponieważ gospodarka kapitalistyczna nigdy nie będzie w stanie stworzyć wystarczającej liczby stanowisk dla potencjalnych pracowników.[29] Okazuje się, że obniżanie stóp procentowych w nieskończoność nie prowadzi do poprawy sytuacji. Przykład USA pokazuje, że taka polityka nie przynosi rezultatów. Brak inwestycji, mizerny wzrost w porównaniu z wieloma innymi krajami, niski poziom przyrostu nowych miejsc pracy charakteryzują od długiego czasu gospodarkę światowego hegemona.[30]

 

Receptą więc na przywrócenie dobrej koniunktury nie jest dalsza deregulacja i prywatyzacja państwa, która ma na celu wyłącznie jego osłabienie kosztem pozapaństwowych instytucji, ale jest nią tworzenie miejsc pracy i zwiększanie wynagrodzeń tych najmniej zarabiających. Nie chodzi w tym wszystkim oczywiście o wzrost konsumpcji opartej na wzroście zadłużenia gospodarstw domowych. Państwo, które daje możliwość każdemu, kto chce mieć swój efektywny wkład w budowę i rozwój narodu to państwo do którego powinniśmy dążyć. Możemy je nazwać państwem dobrobytu, jeśli to nam odpowiada. Ważne, żebyśmy wiedzieli jak to państwo powinno wyglądać aby zapewnić warunki do istnienia i rozwoju całemu narodowi a nie tylko niewielkiej, kompradorskiej grupce.

 

 

 

Marcin Bebko

 

 

 

[1] „Okazuje się więc z tego, że państwo nie jest zespoleniem ludzi na pewnym miejscu dla zabezpieczenia się przed wzajemnymi krzywdami i dla ułatwienia wymiany towarów. Wszystko to co prawda być musi, jeśli państwo ma istnieć, jednakowoż jeśli nawet to wszystko jest, to i tak nie jest to jeszcze państwo, bo jest ono wspólnotą szczęśliwego życia, obejmującą rodziny i rody, dla celów doskonałego i samowystarczalnego bytowania. ”, Polityka, ks. III, rozdz. 5, § 13.

 

[2] Jerzy Holzer, Europa wojen 1914-1945, Warszawa 2008, s. 279.

 

[3] Jerzy Holzer, Europa zimnej wojny, Kraków 2012, s. 301.

 

[4] Jerzy Holzer, Europa zimnej wojny, Kraków 2012, s. 299.

 

[5] Tamże, s. 302.

 

[6] Tamże, s. 300.

 

[7] Tamże, s. 309.

 

[8] Tamże, s. 311.

 

[9] Tamże.

 

[10] Tamże, s. 317.

 

[11] Zasady Programu Narodowo-Radykalnego, ”Falanga” 10.02.1937, s. 1 (https://jbc.bj.uj.edu.pl/Content/322192/PDF/NDIGCZAS011789_1937_005.pdf).

 

[12] David Harvey, Przestrzenie globalnego kapitalizmu, Warszawa 2016, s. 21-22.

 

[13] Tamże, s. 48.

 

[14] Tamże, s. 84.

 

[15] Tamże, s. 36.

 

[16] L. Randall Wray, Nowoczesna teoria monetarna, Poznań 2019, s. 278.

 

[17] David Harvey, dz. cyt. , s. 37.

 

[18] Tamże, s. 41.

 

[19] L. Randall Wray, dz. cyt. , s. 304.

 

[20] Tamże , s. 79.

 

[21] Tamże, s. 88, 91-92.

 

[22] Tamże, s. 209.

 

[23] Tamże, s. 212.

 

[24] Tamże, s. 222.

 

[25] Tamże, s. 310-311.

 

[26] Tamże, s. 312.

 

[27] Tamże, s. 311.

 

[28] Tamże, s. 339.

 

[29] Tamże, s. 386.

 

[30] Tamże, s. 385.