Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: dr Tomasz Szczepański

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

Należy zacząć od stwierdzenia, że polski ruch nacjonalistyczny od lat 30-tych XX w. posiadał dwa samodzielne ideowo nurty - NARODOWO-KATOLICKI (ten ostatni rozbity na endecję klasyczną i narodowy radykalizm) i ZADRUŻNY (neopogański). Ich działalność od 1989 można rozpatrywać w ramach jednego tekstu, ale trzeba opisywać je oddzielnie.

Jeżeli mówimy o nurcie narodowo-katolickim to po stronie plusów należy mu zapisać fakt wpisania się w polskie spectrum ideowo-polityczne na prawach normalnego uczestnika debaty publicznej, nawet jeśli marginalnego. To biorąc pod uwagę stan cywilizacji zachodniej wcale nie jest takie oczywiste. Wystarczy spojrzeć jak jest w Niemczech jest traktowana AfD, która w naszych warunkach wcale nie byłaby partią skrajną. Przecież postawa PiS wobec problemów związanych z "nachodźcami" jest podobna.

Drugim plusem mogą być incydentalne sukcesy wyborcze narodowych katolików - najbardziej znany przykład to LPR oraz wejście Winnickiego do Sejmu z listy Kukiza. Oba te sukcesy zostały w poważnym stopniu politycznie zmarnowane, ale jednak były. Sukcesem organizacyjnym okazał się Marsz Niepodległości, jest to jednak obecnie impreza ogólnopatriotyczna a nie stricte narodowa. Zresztą chyba tak ma być w założeniu obecnych jej organizatorów? Trwałym sukcesem klasycznej endecji jest udany powrót z emigracji tygodnika „Myśl Polska” i jego utrzymanie. Jest to co prawda medium niszowe, ale istnieje.

Jedynym poważnym sukcesem nurtu nacjonalizmu neopogańskiego (zadrużnego) jest fakt jego powrotu do obiegu ideowego (bo jeszcze nie politycznego) jako poważnej propozycji. Stachniuk i Szukalski przestali być egzotyczną ciekawostką, o której prawie nikt nic nie wie - a tak było jeszcze w 1989. A także utrzymanie się środowisk odwołujących się do tej myśli i propagujących ją, chociaż w skali mikro.

Po stronie minusów – gdy mówimy o ideologii, to nie nastąpiło zwłaszcza w segmencie narodowo-katolickim polskiego nacjonalizmu – odcięcie się od moskalofilstwa, które jest złą spuścizną wcale nie Romana Dmowskiego, ale Jędrzeja Giertycha i sytuacji środowisk narodowych w PRL. Było ono zresztą jedną z przyczyn marginalizacji środowisk narodowych zarówno w opozycji przed 1989 jak i po transformacji. Może marginalny NOP najmniej na to chorował, a teraz – wcale, ale jak jest z resztą podmiotów narodowego nurtu polskiej polityki (znów – poza wolnymi od tego środowiskami „Szturmu” i „Polityki Narodowej”) to chyba widać.

Nie została do końca przemyślana w tych środowiskach kwestia żydowska (w potocznym odbiorze mocno kojarzona z obozem narodowym). Mieliśmy albo jakieś maniackie poszukiwanie ukrytych Żydów w rodzaju list publikowanych na początku omawianego okresu przez B. Tejkowskiego, albo negowanie wagi problemu jak u „nowoczesnego endeka” Rafała Ziemkiewicza przedstawiającego stanowisko, że skoro już nie ma żydowskiego sztetl z jego mieszkańcem wykorzystującym polskiego chłopa, to problemu nie ma i tak naprawdę tylko lewica to sztucznie wywołuje. Charakterystyczne, że najważniejszy tekst o problematyce żydowskiej w kontekście polskim po 1989  (a moim zdaniem jest to „Religia Holocaustu” Tomasza Gabisia) napisał germanofilski konserwatysta a nie narodowiec. Tymczasem postawienie tej sprawy w kategoriach walki o hegemonię kulturową w świecie Zachodu (w duchu Gramsciego) a nie tylko na płaszczyźnie stosunków ekonomicznych jest właściwym obecnie ujęciem problemu. Wydaje mi się ze duża część środowisk narodowych ma jeszcze przed sobą lekturę Kevina McDonalda i wyciągnięcie z niej wniosków. W rodzaju tworzenia instytucji służących do długotrwałego oddziaływania kulturowego, takiej polskiej Casa Pound, której brak jest moim zdaniem bardzo odczuwalny.

W 1989 środowiska narodowo-katolickie nie przyjęły zasady, że współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa PRL kompromituje i osoby współpracujące powinny zrezygnować z życia publicznego. To było w tym przypadku raczej niemożliwe, oznaczałoby bowiem, że większość liderów musiałaby odejść w niebyt (konfidentami SB byli m.in. Józef Kossecki, Jan Matłachowski, Witold Olszewski, Bogusław Rybicki) poza tym większość tych środowisk liczyła na mityczną „frakcję narodową” w PZPR i dlatego współpraca agenturalna liderów była tam łatwiej wybaczalna. Ale to też było wielkim obciążeniem dla całego nurtu, czego chyba nie trzeba tłumaczyć. Dla jasności – agentura SB była w każdym środowisku, ale środowiska narodowe w PRL wyróżniały się większą podatnością właśnie z uwagi na te nadzieje i promoskiewską orientację polityczną. Funkcjonariusze służb przy werbunku mogli poza tradycyjnymi motywacjami materialnymi współpracy (streszczone jako „korek, worek i rozporek”) wykorzystywać te polityczne motywacje.

Bardzo ciekawe, że nurt narodowy nie potrafił po 1989 przejąć bazy materialnej katolickich kolaborantów komunizmu (pozytywistów ujmując rzecz łagodniej) - w rodzaju stowarzyszenia ”Pax”. A przecież to dawałoby im całkiem niezły punkt wyjścia – wspomnijmy choćby prasę „PAX-u”.

Ale najważniejszą bolączką jest to, że nie udało się stworzyć (żadnemu odłamowi nurtu nacjonalistycznego) partii politycznej z prawdziwego zdarzenia. NOP pomimo, że formalnie posiada taki status jest nadal tylko zalążkiem partii. W realiach cywilizacji zachodu bez partii politycznej wszelki ruch ideowo-polityczny jest po prostu ułomny. Patrząc na stan rzeczy – podział w ruchu narodowym na bardziej klasyczną endecję i etnonacjonalizm i na zainfekowanie wielu tzw. „narodowców” ideami liberalnymi i klerykalizmem (popularność Brauna), a także nie przezwyciężenie moskalofilstwa w dużej części tego ruchu, to myślę, że powinny być w Polsce dwie partie narodowe.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

 

Dla nurtu narodowo-katolickiego wydaje mi się problemem najważniejszym jest sformułowanie relacji między Kościołem Katolickim a nacjonalizmem (postawą narodową) wobec widocznej ewolucji Kościoła w stronę podkreślania elementu uniwersalistycznego w swoim przesłaniu i akceptacji w swoim nauczaniu społecznym wartości lewicowo-liberalnych. Symbolem jest oczywiście papież Franciszek, ale przecież jest on skutkiem pewnej ewolucji a nie jej źródłem (ktoś go przecież wybrał). Ten proces skutkuje jawną wrogością Kościoła katolickiego wobec postawy narodowej w polityce. Dla nurtu powtarzającego za Dmowskim że "katolicyzm jest istotą polskości", a Kościół - instytucją narodową, może to być poważny problem. (Zauważmy, że jest to znacznie mniejszy problem dla także katolickiego PiS, bo po pierwsze jest to zasadniczo partia patriotyczna, ale nie nacjonalistyczna, po drugie - posiada w swoim przesłaniu mocną liberalną komponentę - choćby przez afirmację oświeceniowego kanonu tzw. "praw człowieka", przedstawia sobą chęć tylko korekty demoliberalizmu a nie jego zniszczenia. Taką partię, patriotyczną ale "europejską" zlewaczały kościół Franciszka gotów jest do czasu tolerować.).

Ponadto ten nurt łatwo poddaje się kolonizacji dokonywanej na nim przez środowiska konserwatywno-liberalne, co wiąże się z jednej strony z tym, że wszystkie te nurty konfrontują się z lewactwem i demoliberalizmem, a wspólny wróg jednoczy. Z drugiej strony - konserwatyści, korwinowcy, monarchiści itp. to środowiska małe, ale intelektualnie wyrobione, zaś z młodymi zwolennikami ruchu narodowego często bywa różnie. Stąd czasem trudno zauważyć tym ostatnim, że konserwatyzm i liberalizm są istotowo sprzeczne z ideą narodową, nawet jeśli razem uderzają w LGBT i "Krytykę Polityczną". Symbolem tej sytuacji jest oczywiście obecność narodowców w "Konfederacji", w której główną rolę odgrywają Braun i Korwin. Tu potrzebna jest praca formacyjna na poziomie dość podstawowym.

Dla obu nurtów nacjonalizmu polskiego pewnym ideologicznym wyzwaniem jest przemyślenie i przełożenie na język programu społecznych skutków tego, co współczesna nauka (zwłaszcza nauki biologiczne) mówią o roli dziedziczności oraz różnicach między odłamami gatunku ludzkiego. Jedną z konsekwencji tego jest wsparcie dla postulatów eugenicznych, co dla klasycznego nurtu narodowo-katolickiego może być nie do przyjęcia.

Kolejną sprawą związaną zresztą z poprzednią jest przemyślenie relacji między nacjonalizmem obywatelskim (zakładającym naród polityczny, tożsamy z obywatelstwem) a etnicznym (antropologicznym, kulturowym). Nie można tego zostawić  tylko na poziomie haseł czy deklaracji.

Oba nurty polskiego nacjonalizmu (ruchu narodowego) powinny powołać partie polityczne biorące udział w grze wyborczej, początkowo na poziomie samorządowym. Przypominam, że wygrana w samorządzie (choćby na poziomie gminy) to także wpływ na gminny ośrodek kultury czy bibliotekę – rzeczy ważne z punktu widzenia walki o kulturę. Nie przyklejać się do nikogo, bo to nie tylko rozmywa tożsamość, ale grozi wzięciem odpowiedzialności za nie swoje winy. Zastanówmy się na jakim etapie byłby Ruch Narodowy (tzn. partia o tej nazwie), gdyby Winnicki w 2015 zamiast wchodzić do ruchu Kukiza walczył jako samodzielna siła o 3%, dające finansowanie. To teraz miałby ogólnopolską strukturę bez potrzeby wchodzenia w sojusze z ludźmi często co najmniej dziwnymi. I dzisiaj szanse na przebicie progu 5% moim zdaniem.

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedalekiej przyszłości, a co negatywnie?

 

Podstawową szansą dla Polski – ale i dla polskiego nacjonalizmu – jest zbliżony w czasie kryzys społeczny Niemiec i Francji pod ciężarem emigracji islamskiej a w Rosji – wobec niemożności udźwignięcia ciężaru kosztów własnego programu imperialnego. Nie wiemy czy nastąpi to w zbieżnym czasie (co byłoby dla nas optymalne) i czy jednak nie zostanie rozładowany. Ale na poziomie takiej obserwacji jaką można dokonać nie dysponując specjalnymi środkami – to trudno dostrzec jak taka Francja miałaby zrobić prawdziwych Francuzów z muzułmańskiej mniejszości.

Ten kryzys zwiększy możliwości Polski, a dla środowisk narodowych, nawet gdyby miały pozostać w obecnym stanie rozbicia, też będzie dobry – bo zmniejszy presję lewicowo-liberalnych struktur UE. Siła lewactwa w Polsce przecież nie bierze się z poparcia społecznego (co dowodnie pokazują choćby parady LGBT, w których biorą udział prawie ci sami ludzie dowożeni autokarami z miasta do miasta) ale głównie z zachodnich pieniędzy i trochę też wsparcia elit III RP. Zostawiając na boku to wsparcie (płynie ono raczej z chęci bycia „nowoczesnym”, niż z autentycznego przekonania, z owej „murzyńskości” Polaków – może nie wszystkich , ale „lemingów” na pewno) to pieniądze z zachodu są tu sprawą kluczową dla siły lewactwa w Polsce. Sławomir Sierakowski kiedyś przyznał że 90% środków które posiada środowisko „Krytyki Politycznej” to pieniądze z zachodu. No a jak tam będą mieli problemy to jasne, że mniej będą mieć środków i siły na wywieranie presji tutaj.

Poza tym kryzys jeszcze mocniej uświadomi dwie sprawy: 1.Że model społeczeństwa wielokulturowego jest błędny (co akurat jest dostrzegane już obecnie) 2. Że elity demoliberalne nie mają żadnego pomysłu (poza zbiorowym samobójstwem zachodu, jakim byłoby całkowite otwarcie się na emigrację). To będzie sprzyjać delegitymizacji systemu demoliberalnego, także jego krajowych zwolenników. Narodowcy po prostu dostaną dodatkowe argumenty. Kryzys ten może wprowadzić nas do głównego nurtu polityki polskiej. Zetknięcie się masy młodych ludzi z Zachodem sprawiło że został on trochę odczarowany. Im bardziej będzie postępował kryzys systemu demoliberalnego - a problem migracyjny będzie go rysował najbardziej bo dotyczy sprawy dla wszystkich ważnej bo bezpieczeństwa - tym bardziej autorytet zachodu zniknie. A to ważne bo podetnie jedną z podstaw siły obozu demoliberalnego jaką są kompleksy Polaków wobec zachodu. Im więcej sylwestrów jak ten w Kolonii, tym mniej murzyńskości w Polakach.

Oczywiście zagrożeniem jest możliwość osunięcia się ruchu nacjonalistycznego w szowinizm, raczej teoretyczna obecnie, bo środowiskom narodowym udaje się tego uniknąć pomimo pojedynczych raczej tego typu wypowiedzi.

Postrzegam jako zagrożenie przekonanie, że kontynuacja z naszej strony czegoś co w skrócie nazwę modelem sarmackim jest jedyną reakcja na kryzys zachodu. To przekonanie wyrażane jest różnie i nie tylko na poziomie politycznym. (Bo także w kulturze Jacek Kowalski, Andrzej Pilipiuk, niektórzy patriotyczni raperzy). Taka postawa jest wzmacniana tym uderzeniem na tradycję jakie widzimy w ciągu ostatnich lat przez skoordynowany obóz lewacko liberalny, ostatnio wykorzystujący środowiska LGBT jako swoją kolumnę szturmową. W moim najgłębszym przekonaniu fakt, że obóz ten doznał porażki a jego mocodawcy stoją przed problemami nie zwalnia polskich  narodowców od refleksji nad kształtem naszej kultury i jej wewnętrznymi słabościami. Pozostanie wyłącznie na poziomie obrony modelu sarmackiego wzmocnione poczuciem sukcesu, jakim jest pewne rozpowszechnienie się idei narodowych wśród młodego i średniego pokolenia (mylonych często zresztą ze zwykłym patriotyzmem) byłoby błędem. Kryzys demoliberalizmu jest naszą szansą, ale szansę można wykorzystać lub ją zmarnować.

Warszawa 12 IX 2019

 

Dr Tomasz Szczepański, prezes Stowarzyszenia na rzecz kultury i tradycji "Niklot", pracownik Muzeum Katyńskiego