Wydrukuj tę stronę

Miłosz Jezierski - Relacja z koncertu "Ku Niepodległej" 

Koncert Ku Niepodległej jest stałym punktem obchodów Dnia Niepodległości. Wydarzenie zawsze cieszy się dużą popularnością, a na grały tam prawdziwe gwiazdy europejskiej sceny tożsamościowej. Nie inaczej było w tym roku.
Po udanym Marszu i sukcesie Czarnej Kolumny, która rozpaliła do białej gorączki liberałów, ale tez popsuła tęczowy wizerunek prawicy nacjonaliści w większości z "radykalnego klimatu" udali się na koncert. Trzeba przyznać, że miejsce spełniło wszelkie oczekiwania. Przestrzenny, elegancki postindustrialny lokal z klasyczną kolumnada nadawał pewnego "fasze" uroku. Koncert trwał już w najlepsze, a bramka nadal wpuszczała ludzi.


Punkowo-oiowym kopniakiem rozpoczął śląski Stalag. Sala dopiero zaczęła się zapełniać. Następnie na scenę wstąpili chłopaki z LTW z solowym projektem Grześka, Omerty. Szybka melodyjna muzyka, życiowe teksty. Tak w skrócie można scharakteryzować ten ciekawie zapowiadający się projekt, będący odskocznia od hatecoreowego Legionu. Chłopaki rozgrzali publiczność przed występem Nordici, która jak zwykle zabrała wielu z nas w sentymentalną podróż grając covery znanych i lubianych kapel. Ku uciesze gawiedzi, która chórem śpiewała znane pieśni wraz z wokalista Tomkiem.

 

Rozochocona wcześniejszą energią Stalagu i Omerty oraz mała ucieczka w przeszłość Nordici publika doczekała się pierwszej gwiazdy wieczoru Nessun Pentimento (ex Nessuna Resa chwilowo bez wokalisty Adama). Po dłuższych próbach rozpoczęli mocno kawałkiem Nessuna Resa, za czym poszło pierwsze większe pogo, by zaraz zamienić się w prawdziwy szał przy znanym wszystkim i hymnicznym wręcz Ragazzo Come Noi. Zespół nie przerywał tempa, pogo pod scena tylko przybierało na sile by w końcowej fazie zmienić się w rzeczywiście masowe wraz ze stagedivingiem i innymi właściwymi atrakcjami koncertów rockowych rozpierdalających świat. Na koniec zostawili takie smaczki jak cover Rivolta czy Rivoluzione Come il Vento i Avanti Ragazzi Di Buda. Wykonane z wokalista Legittimy Offesy będącym gościnnie w Polsce Dodać należy, ze chłopaki poza odwaleniem solidnej scenicznej roboty uczestniczyli w Marszu i byli wręcz oczarowani atmosferą oraz podjęciem przez organizatorów.

Zaraz po Włochach na scenie pojawiła się legenda szwedzkiej i europejskiej sceny RAC Joakim Karlsson znany z takich projektów jak Pluton Svea i Pitbullfarm z nowym projektem Code 291. Nazwa nawiązuje do tajnego paragrafu szwedzkiej policji, który ukrywa zbrodnie dokonane przez imigrantów. Ludzie nie ochłonęli jeszcze po Nessunie i gdy rozbrzmiały pierwsze riffy w kawałku Russian nightmare nawiązującym do postaci Simo Hayi na nowo rozpętało się szaleństwo. Tłum z każdym nowym kawałkiem kapeli, która grała świetny RACuchowy oldskul potężniał. Apogeum dało się wyczuć przy prześmiewczym Spirit of 69, lekko mówiąc krytykującym ruch trads skinheads. Zresztą nie bezpodstawnie i chyba możemy zgodzić się z Joke w słowach "There is no strength there is no glory, just fashion faggot end of story" określającym modnisiów w ciuchach dla skinów z żurnali dla burżujów. Podobnie jak z Nessun Pentimento przy coverze Tomorrow belongs to me towarzystwo zwarło się w jedna masę, a na scenie wraz z Joke zaśpiewał Kadi z Obłędu. Code utrzymał tempo do końca, niestety mimo próśb nie zagrali czegoś np z repertuaru Pitbullfarm. Jednak nie ma co narzekać Joakim i spółka z pewnością odwiedzi nas za rok z rozszerzonym repertuarem.
Następnie na scenę wrócili chłopaki z LTW i swoim ciężkim brzmieniem zagarnęli do zabawy wykończoną poprzednikami, ale nadal żadną energii publiczność. Repertuar stały, oczywiście pojawiły się nowe kawałki jak Pirat John. Przy hatecorze nie da się bawić inaczej niż kolanami i łokciami temu też poobijana ale raczej zadowolona publiczność prosiła LTW o dokładkę gdy skończyli. Bardzo miłym akcentem wobec organizatorów i całego środowiska nacjonalistycznego było nazwanie przed kawałkiem Hu Ha Antifa, Falangi i pokrewnych konfidentami współpracującymi z Antifą. Osoby w temacie będą wiedziały o co chodzi.

 

Koncert zamykał zespół Odwet, który niedawno nagrał nowy materiał i z zaskoczeniem i to pozytywnym stwierdzam, że na koncertach wypadają dobrze. Stare toporne granie ewoluowało w nową formę strawniejsza dla współczesnego odbiorcy, a i muzycy jak widać zrozumieli, ze scena się zmieniła. Świetnym zakończeniem gigu był cover Gitsów, Kto powiedział, że Oi! nie żyje. Mi przypomniały się lata młodości, a poza tym to było świetne podsumowanie koncertu, ale tez całych obchodów Dnia Niepodległości, na który zresztą wrócił uliczny radykalizm, który wydawało się, że jest równie martwy.

 

W imieniu organizatorów chciałbym podziękować wszystkim za przybycie oraz zaprosić na kolejna edycje i organizowane przez Szturmowców, Niklot i Autonomicznych Nacjonalistów kolejne wydarzenia. Jak wiadomo nie samym Marszem nacjonalista żyje, ale za rok możecie oczekiwać porządnej dawki tożsamościowej muzy. Setna rocznica to nie rurki z kremem.