"Naród i jego wrogowie. Deklaracja narodowego realizmu" - Jeremiasz Toporczyk

I.

Narodowiec wierzy w Naród. Ale co to jest naród?

Naród jest przede wszystkim – wbrew temu co twierdzą postmoderniści – bytem realnym, a nie wyimaginowanym. Przejawia się w sieci więzi społecznych łączących konkretną zbiorowość; jego obraz w naszych umysłach stanowi tylko odzwierciedlenie tych więzi.

Naród ma wszakże skomplikowaną naturę. Wytwarza się w oparciu o czynniki obiektywne, niezależne od naszej woli – to może być terytorium, historia, język, państwo, religia, wspólne pochodzenie. Ale wszystkie te czynniki mają charakter tylko potencjalny – naród nie zaistnieje bez czynnika subiektywnego tj. świadomości narodowej. Po prostu pewna grupa ludzi musi poczuć się wspólnotą. O ile biologiczna masa narodu stanowi jego „ciało”, to świadomość narodowa jest umysłem, „duszą narodu”. Masę bez świadomości można porównać do człowieka-warzywa, masę częściowo uświadomioną do niewładnego człowieka po wylewie.

Dlatego świadomość narodową należy upowszechniać i podtrzymywać z całych sił wśród wszystkich, którzy spełniają obiektywne kryterium przynależności do narodu. To niesie bardzo ważną konsekwencję, przez wielu zapominaną: nie wolno nikogo nie odrzucać od narodu. Naród nie może się skurczyć, skarleć do elektoratu jednej partii politycznej. Musimy pogodzić się z tym, że pełnoprawnymi członami narodu są również ludzie, z którymi głęboko się nie zgadzamy. Musimy zrozumieć, że wszelakie kwestie światopoglądowe, historyczne, społeczno-gospodarcze, geopolityczne – są drugorzędne. Musimy zaakceptować fakt, że istnieją różne warianty patriotyzmu.

Kto o tym nie pamięta ten działa na szkodę Narodu.

Adam Mickiewicz pisał: „Są z Was niektórzy, którzy mówią: niech lepiej Polska leży w niewoli, niż gdyby miała się zbudzić według arystokracji; a drudzy: Niech lepiej leży, niż gdyby zbudzić się miała według demokracji; a inni: Niech lepiej leży, niż gdyby miała granice takie, a inni owakie. Ci wszyscy są lekarzami, nie synami, i nie kochają matki Ojczyzny”.

Podobnie mawiał Roman Dmowski: „macie z jednej strony obrońców kapitalizmu, /.../ a z drugiej strony macie zawziętych przeciwników tego kapitalizmu /.../. A pośrodku, między temi dwoma żywiołami, macie żywioł narodowy, któremu nie chodzi ani o kapitalizm, ani o obalenie kapitalizmu, tylko chodzi o to, ażeby ojczyzna była”.

 

II.

Według Carla Schmitta podział „wróg” – „sojusznik” stanowi o istocie polityki: „Polityczność można zrozumieć tylko przez antagonizm, przez odniesienie się go do realnej możliwości i jednoczenia się ludzi według różnicy między przyjacielem i wrogiem”. Naród, jeśli ma być czymś więcej niż kategorią etnograficzną, zredukowaną do podręczników historii i festiwali folklorystycznych, musi więc mieć wroga.

Kto jest wobec tego wrogiem narodu polskiego? Lewacy? Ruscy? Islamiści? Żydzi? Niemcy? Banderowcy?

Stop, stop! Tu nie chodzi o tworzenie mitów, których niewolnikami sami się staniemy. Tu nie chodzi o podniecanie się kukłą skarykaturowanego nieprzyjaciela. Tu chodzi o realną ocenę sytuacji.

Nie ma wiecznych wrogów. Każdy może być wrogiem i każdy może być sojusznikiem – w zależności od sytuacji. Do tego należy podchodzić elastycznie, wciąż modyfikując ocenę zmieniającego się otoczenia.

Stały pozostaje tylko interes wspólnoty narodowej.

Co jest tym interesem? Wymieńmy interesy narodowe w kolejności znaczenia (interes wyższy jest warunkiem realizacji niższego):

Po pierwsze – przetrwanie biologiczne. Naród musi się reprodukować (i nie chodzi tu o pulę genów ale przede wszystkim o więź pokoleniową zapewniającą przekazanie kodu kulturowego). Dziś naszemu przetrwaniu nie zagraża możliwość eksterminacji przez wroga ale zwyczajne wymieranie.

Po drugie – zachowanie tożsamości. Jeśli ta zbiorowość nie zachowa swojej odmienności kulturowej w języku czy zwyczaju, to nie utrzyma świadomości narodowej. Jeśli nie utrzyma świadomości to też przestanie istnieć – rozpłynie się wśród obcych.

Po trzecie – suwerenność polityczna. Naród musi być bytem autonomicznym, samodzielnie ustalającym swoje cele i decydującym o sposobach ich realizacji. Nikt nie zadba o nas lepiej od nas samych. Naród musi więc mieć własne państwo, w którym jest suwerenem i którego charakter określa. W naszym zglobalizowanym, współzależnym świecie sprawdzianem suwerenności jest możliwość swobodnego wyboru i dowolnej zmiany sojuszy.

Po czwarte – integralność terytorialna: państwo narodowe powinno obejmować wszystkie obszary zamieszkałe zwarcie przez członków narodu; zarazem terytorium to powinno zapewniać możliwość sprawnego funkcjonowania państwa i jego gospodarki, nie może być zbyt małe ani zbyt rozczłonkowane.

Po piąte – suwerenność ekonomiczna: naród musi kontrolować zasoby i środki niezbędne dla jego rozwoju.

Po szóste – możliwość rozwoju zapewniającego członkom narodu wolność, bezpieczeństwo, dostatek, możliwość samorealizacji i w ogóle wysoką jakość życia.

Po siódme – potęga. Tu nie chodzi o jakieś „mocarstwowe” uniesienia, odklejone od realiów pajacowanie; po prostu państwo narodowe musi być na tyle silne, by nikt nie zagroził realizacji wyżej wymienionych celów.

Nacjonalista, mając w pamięci hierarchię ważności tych interesów, powinien na bieżąco oceniać, kto w danym momencie stwarza największe zagrożenie dla interesów narodu.

 

III.

Nacjonalista nie musi (i nie powinien!) być prymitywnym egoistą narodowym – to postawa tępa i krótkowzroczna. Mądry nacjonalista rozumie, że siłę narodu wzmacnia się przez sojusze – im ich więcej, tym lepiej. Świadom swej kultury nacjonalista szanuje kultury i dzieje innych narodów.

Ale narodowiec nie może być naiwnym pięknoduchem, który w imię wiary w „niezłomne sojusze” i „wieczne przyjaźnie” poświęca interes narodowy. Akurat my Polacy nazbyt często przekonaliśmy się na własnej skórze o wątpliwej wartości różnych „sojuszy” i „przyjaźni”. Kto losem innego narodu przejmuje się bardziej (czy choćby tak samo) jak własnego nie zasługuje na miano nacjonalisty.

Nacjonalista nie może być internacjonalistą. Nie może stawiać interesu jakiegoś bytu ponadnarodowego ponad interesem narodu. „Cywilizacja łacińska” czy „judeochrześcijańska”, „Słowiańszczyzna”, „wspólna Europa”, „biała rasa” – to wszystko abstrakcje.

Bytem realnym jest Naród.

 

Jeremiasz Toporczyk