Wydrukuj tę stronę

Sebastian Stelmach - "Prezes jest obrońcą prawa"

W ostatnich dniach mamy do czynienia z ekscesami pod budynkiem parlamentu, urządzanymi przez tzw. opozycję totalną. Tak zwana opozycja totalna to zbiór skompromitowanych partii parlamentarnych związanych z biznesem i bankami, ich sojusznicy i przybudówki KOD, Obywatele PRL. Owi polityczni szubrawcy uważają, że łamana jest praworządność i podstawowe zasady państwa prawa. Protestują przeciwko reformie Krajowej Rady Sądownictwa, ustrojowi Sądów Powszechnych oraz rządom PiS-u. Nie muszę pisać, czym było przez ostatnie 8 lat dla tych środowisk pojęcie państwa prawa, bo czytelnik doskonale wie, że „demokratyczne państwo prawne” - tak, tak - nawet w Konstytucji owe błędne tłumaczenie z j. niemieckiego „demokratische Rechtstaat” zostało umieszczone! - w rozumieniu obrońców owego „państwa prawa” to możliwość robienia przekrętów na wszystkim co ruchome i nieruchome oraz prześladowanie grup społecznych i podsłuchiwanie dziennikarzy krytycznych wobec tych środowisk.

 

Chciałbym się skupić jednak w tym artykule tylko na wyżej wspomnianych reformach w kontekście właśnie prawidłowo pojmowanej praworządności i zasady państwa prawa.

 

Złamanie „Konstytucji”.
Wygaszenie immunitetów sędziom Sądu Najwyższego i przeniesienie ich w stan spoczynku prawdopodobnie jest literalnie niezgodne z zasadami obowiązującej ustawy zasadniczej. Jednakże nie uważam, by było w tym coś nagannego, czy tym bardziej niepraworządnego. Liberalna Konstytucja, uchwalona szemraną większością przez środowiska polityczne, które zostały niedawno odsunięte od władzy w państwie, a wobec których z każdym tygodniem można by wytoczyć nowy proces karny związany ze sprawowaniem przez nich wówczas władzy, nie jest jakimś absolutem, z którym obecni odpowiedzialni za Państwo powinni się w jakikolwiek sposób liczyć. Szyderstwem wręcz z zasad praworządności jest powoływanie się na narzucony Polakom projekt Konstytucji Unii Wolności, Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Zawarte w niej zasady państwa liberalnego, a zgodne z nią w pełni zasady prymatu prawa unijnego nad prawem krajowym, furtki w przepisach umożliwiające drenaż kapitału przez międzynarodowe korporacje czy świadomie wprowadzona możliwość omijania prawa pracy przez zagraniczne korporacje to dorobek III RP, który nic wspólnego z praworządnością nie ma. Jest jej zaprzeczeniem i kpiną z suwerena, jakim jest Naród. Idąc dalej, można owe akty prawne uznać za legislacyjne bezprawie, ponieważ są rażąco niesprawiedliwe wobec Narodu, a niejednokrotnie uniemożliwiają zdrowej tkance społecznej rozwój i egzystencję. I mimo że pozornie są legalne, to piękne i klarowne pojęcia są jedynie przykrywką szwindlu. Jak pisał Carl Schmitt w jednym ze swoich tekstów: „Nie wolno nam trzymać się prawniczych pojęć, argumentów i przesądów, które zrodziła stara i chora epoka”. Ciężko zatem nazwać konstytucją czy ustawą akt prawny będący zalegalizowaniem szabru czy wyzysku. Zatem wadliwe, niesłużące Narodowi prawo należy derogować, nawet z pozornym naruszeniem innych norm. Obrońców starego i chorego porządku należy nazwać wprost szubrawcami czy złodziejami, a nie obrońcami praworządności. Niemniej same fakty potwierdzają, że moralność i prawość tych ludzi pochodzi z rynsztoka. Znajdziemy wśród nich zarówno zabójców księdza Popiełuszki, zatwardziałego alimenciarza czy, jak się ostatnio okazało, stręczyciela i handlarza żywym towarem. Zdrowa epoka, a tym bardziej Dobra Zmiana, nie powinna mieć dla takich person żadnych względności, a tym bardziej brać na poważnie ich protestów i Ruchu. To, co chore w życiu publicznym, powinno zostać z niego raz na zawsze usunięte.

 

Przywództwo jako samoistne prawo w działaniu
Znów posłużę się nieocenionym, aczkolwiek nieco zapomnianym dorobkiem niemieckiego politologa i prawnika - konstytucjonalisty Carla Schmitta. W zasadzie ten człowiek mógłby zastąpić w polskich podręcznikach wszechobecnego Maxa Webbera, ponieważ myśl Schmitta jest pełniejsza i pozbawiona liberalnego frazesu w swoich poglądach na funkcjonowanie państwa i systemu prawnego. W rozumieniu pojmowania prawa przez wspomnianych wcześniej liberałów traktują oni konstytucję i prawo karne jako „Wielką Kartę Zdrady”, a zasady prawa stanowionego przez III RP jako długi list żelazny mający umożliwiać im egzystencję w polskiej polityce i przekręty.

 

Tymczasem zgodnie z przyjętymi zasadami demokracji wybory zdecydowanie wygrało Prawo i Sprawiedliwość i ma pełne prawo do zaprowadzania swoich porządków w państwie. Na Partii i Rządzie spoczywa obowiązek przeforsowania swoich treści programowych we wszystkich publicznych instytucjach, a przede wszystkim we władzy sądowniczej, z uwagi na podstawowy obowiązek władzy, czyli ochrony Narodu przed wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Można by nawet napisać, również za Schmittem, że z przywództwa wypływa sędziowanie nad tym, co dla Narodu pożądane, a co nie. Tym zatem bardziej ciąży na szefie państwa obowiązek rozprawienia się z politycznymi insektami, pasożytami, które toczyły przez ostatnie ćwierćwiecze nasz Naród. Poprzez „rozprawienie się” mam na myśli usunięcie okrągłostołowej patologii z życia publicznego, uzdrowienie finansów publicznych poprzez mądrą politykę socjalną, wytoczenie procesów aferzystom czy zniszczenie wszelkimi sposobami obcych, czy należących do peerelowskiej czy michnikowej nomenklatury mediów i organizacji pozarządowych, finansowanych z zagranicy. Do takiego sędziowania uprawnia Partię przede wszystkim wygrana w wyborach na jesieni 2015 roku i skoro jest to postępowanie zgodne z wolą narodu, to mieści się to jak najbardziej w pojęciu praworządności, które nie może się ograniczać jedynie do literalnego zapisu normy prawnej. „Wszelkie prawo wywodzi się z prawa do życia narodu” pisał Schmitt i to powinno być uznawane za nadrzędną normę, nawet wobec tzw. Konstytucji z 1997 r.

 

Zatem można śmiało napisać, że w kontekście obecnie dokonywanych zmian w Polsce Prezes jest obrońcą prawa.

Sebastian Stelmach