Wydrukuj tę stronę

Tomasz Dryjański – „Prawdziwa antysystemowość”

Pojęcie antysystemowości pod koniec rządów Platformy Obywatelskiej zrobiło olbrzymią furorę. Antysystemowi byli narodowcy, Korwin, Kukiz, Braun, nawet PiS często dostępował tego miana. Ciągle słyszeliśmy o „sojuszu antysystemowców”, który obali złą władzę i zaprowadzi w Polsce prawicowe eldorado. Trudno więc się dziwić, że ludzie dzisiaj uważają Prawo i Sprawiedliwość za prawdziwie dobrą zmianę i jeżeli za coś te partię krytykują, to za mityczny „socjalizm”, czyli kilka dobrych prospołecznych projektów.

 

Moda na „antysystemowość” wynika nie tylko ze złości na marność rządów PO i hałasu robionego przez różnych przedstawicieli partii Korwina i Kukiza. Przede wszystkim jest efektem polskiej mentalności - Polak to anarchista, tak było, jest i będzie. Nawet nasz nacjonalizm jest pełen anarchistycznego podejścia, lubimy się powarcholić, bo najważniejsza jest nasza wolność, nie chcemy nakładania obowiązków, ograniczeń etc. Najważniejszą postacią literatury, na której wychowały się całe pokolenia współczesnych patriotów jest Andrzej Kmicic, warchoł, który nie uznawał nad sobą żadnej władzy i najbardziej lubił palić wiochy. Raz czynił to w zemście, kiedy indziej ku chwale Ojczyzny, ale nie oszukujmy się, powód nie miał dla niego większego znaczenia. Bycie porządnym obywatelem dzielnie pracującym na rzecz kraju nie leżało w jego naturze, zresztą doskonale go rozumiem bo sam mam charakter warchoła. Polak zawsze będzie lubił buntować sie przeciwko wszystkiemu, bez większego zastanowienia. Z reguły nie garnie się do rzetelnej pracy na rzecz szeroko pojętego dobra wspólnego.

 

Zanim zdefiniujemy czym powinna cechować się nasza antysytemowość, zastanówmy się z jakim systemem walczymy. Problemem nie były słusznie pożegnane rządy Platformy Obywatelskiej, ta partia to jedynie część systemu, podobnie zresztą jak PiS. System, z którym walczymy to demokracja liberalna, kapitalizm, konsumpcjonizm, nihilizm moralny, laicyzacja, to USA ze swoją antykulturą i bandyckimi wojnami. Naszym wrogiem jest międzynarodowy kapitał podporządkowujący sobie kolejne rządy, wyzysk pracowników i polskiej przedsiębiorczości (również firm państwowych), wrogiem jest USA, którego bandycka polityka na Bliskim Wschodzie zafundowała nam uchodźców i terroryzm, wreszcie wróg to też pseudokultura liberalizmu, "róbta co chceta", odejścia od Wiary i wartości, które zbudowały ten kontynent! Nie chcemy być konsumentami medialnej papki i hamburgerów! Chcemy być gospodarzami we własnym kraju! Budować silny, zdrowy naród, który będzie oparty na tradycyjnych wartościach i przywiązany do wiary katolickiej. Nie interesuje nas „wolność” spod znaku mariuhany i libertynizmu! Prawdziwą wolność możemy zyskać jedynie na drodze kształtowania własnego charakteru, pracy, walki... Wolnością nie jest skręt, tylko straight edge. Śmiech mnie ogarnia kiedy słyszę, że najwięcej wolności dadzą nam banki, sieci dyskontów i fast foodów bo to się nazywa kapitalizm!

 

Działamy w warunkach państwa demoliberalnego, nie da się tego ukryć. W żaden sposób nie oznacza to jednak, że mamy dążyć jedynie do stania się częścią jakiejś demoliberalnej partyjki (nawet jeżeli jej szefem jest muzyk i udaje, że to wcale nie jest partia) bo takie zachowanie daje "stołki" za cenę rezygnacji z Idei, ale w końcu zawsze coś za coś... Nie. Pamiętajmy, że demoliberalizm to wrogi nam system niezależnie od partii, która aktualnie rządzi! Mamy pecha, że w tym systemie funkcjonujemy i działając musimy mieć to na uwadze. Pod żadnym pozorem nie możemy tego systemu zaakceptować. Potrzebujemy silnej partii nacjonalistycznej i subwencji, dzięki temu będziemy w stanie finansować działalność społeczną i formacyjną. Naszym celem musi być budowanie silnego, autentycznego nacjonalizmu, zdolnego w przyszłości zmieniać państwo, zarabiać pieniądze i obsadzać stanowiska. Pieniądze i stanowiska muszą być tylko dodatkiem, środkiem, który pozwoli nam ten nacjonalistyczny cel realizować. W momencie kiedy się o tym zapomina wytwarza się tylko iluzja quasipartii pewnego grajka.

 

Czy wobec tego naszym sojusznikiem może być Janusz Korwin-Mikke? Człowiek domagający się jeszcze bardziej dzikiego, niczym nieskrępowanego kapitalizmu, którego cudowne recepty na wszystko zrobiłyby z Polski drugi Bangladesz, a z Polaków białych murzynów na plantacji wielkich korporacji? Czy naszym sojusznikiem jest pewien zbzikowany pastor i jego wierny pretorianin, korwinowski półanalfabeta będący niedawno twarzą polskiego nacjonalizmu? Osobniki bezkrytycznie popierające USA, widzące w tym państwie lek na całe światowe zło uosabiane przez Rosję i Chiny? Czy wreszcie pewien muzyk, którego program sprawdza się do wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, czyli ordynacji sprawiającej, że każdy kto nie popiera PiS-u czy PO może sobie odpuścić chodzenie na wybory, a partie te będą w kampanii rywalizowały o maksymalnie 50 mandatów, resztę dzieląc między siebie już w momencie ustalenia granic okręgów wyborczych. Odpowiedź jest tak oczywista, że nie będę jej nawet wyraźnie pisał. Nie każdy kto uważa się za antysystemowca i krytykuje PO, czy nawet Unię Europejską jest antysystemowcem naprawdę. O wiele bardziej antysytemowi niż Korwin, Kowalski i Kukiz są anarchiści ze skłotów, którzy odrzucają kapitalizm, hegemonię USA i demokrację jowową. Problem polega na tym, że proponowane przez nich rozwiązania są zaprzeczeniem tego w co wierzymy i o co walczymy.

 

Korwin, Kukiz i Kowalski są naszymi wrogami. Facet w muszce dlatego, że niszczy myślenie młodego pokolenia, ucząc pogardy wobec wspólnoty i obowiązków względem niej. Skrajny indywidualizm leży w polskiej naturze, ale jest główną przyczyną naszych kłopotów od kilkuset lat. Kukiz swoją może pseudonarodową przybudówką ściągnąć wielu nieuformowanych jeszcze ludzi, którzy w innym przypadku mogliby przejść właściwą nacjonalistyczną formację. Marian Kowalski to szkodnik, który przez kilka lat uchodził za jedną z twarzy naszego ruchu (mimo, że nawet nie wie czym jest nacjonalizm), a jako internetowy celebryta skaża myślenie patriotycznie nastawionych przez niego dzieciaków. Ten problem niestety wyhodowaliśmy sami.

 

Wiemy już kto jest naszym wrogiem. A sojusznicy? Tutaj jest o wiele trudniej. Ciężko mówić w tym kontekście o Episkopacie, ale na pewno lokalny kler i parafie to ważny sprzymierzeniec. Potrzebujemy oparcia na zasadach i wierze katolickiej. Proboszcz może często pomóc nam zorganizować jakieś wydarzenia i dostać lokal na spotkania. Tak samo warto współpracować ze związkowcami, organizować życie kulturalne, intelektualne, sportowe. Sport jest w końcu ważnym elementem formacji, buduje zdrowego, silnego, wolnego człowieka. Trzeba szukać okazji do współpracy z ludźmi, a przez różnorodne inicjatywy przyciągać wiarę i umacniać poglądy.

 

Nasza antysystemowość nie może głosić tępego „fuck the system”, totalnej negacji dla samej negacji. Taką postawę zostawmy zbuntowanej dzieciarni obwieszonej pacyfkami i literkami A w kółeczku (na szczęście obecnie moda jest nieco inna). Odrzucając obecny system demoliberalizmu i kapitalizmu chcemy zbudować nowy, nacjonalizm. To nie ideologia negacji, ale walki, pracy i budowy. Chcemy zbudować SYSTEM – państwo narodowe, zdrowe moralnie, wolne od wypaczeń kapitalizmu, demoliberalizmu, wychowywać młodzież w duchu wartości, aktywizmu, twardego rzymskiego katolicyzmu. Słowo realizm zostało sprowadzone do rynsztoka przez pewną bandę wycierającą nim swoje zaprzańskie gęby, tutaj jednak zacytuję słowa odległej dla nas ideowo postaci - „Bądźmy realistami – żądajmy niemożliwego”.

Polska i Europa naszych marzeń wydaje się dzisiaj nierealna i mogę się założyć, że nie dożyjemy realizacji tego o czym śnimy i o co walczymy. Jednakże tylko wyznaczając sobie cele ambitne i bezkompromisowe można cokolwiek osiągnąć. Nastawiona na defensywę europejska prawica kapituluje na wszystkich frontach i wprowadza aborcję, „małżeństwa” dewiantów i tym podobne wynalazki. Najwięcej „zasług” na tym polu ma jej ikona Margaret T., która zasłynęła zamykaniem kopalni i rozbijaniem tradycyjnych społeczności. Można „umierać, ale powoli” odpuszczając kolejne kwestie, do niedawna uznawane za granicę, której już się nie przekroczy. To droga donikąd, droga zaprzaństwa, które pomaga zachować jedynie dobre samopoczucie i komfortowe stanowiska. Ale my tego nie chcemy! Chcemy walczyć. Chcemy stawiać sobie wielkie cele. Chcemy budować wielką Ideę, która porwie takich jak my – młodych idealistów gotowych do walki i poświęceń! Naiwnością byłoby sądzić, że zrealizujemy choć połowę tego o czym marzymy, ale pamiętajmy, tylko bezkompromisowi idealiści myślący o wielkich celach są w stanie osiągnąć cokolwiek. Pamiętajmy, że nasi wrogowie nie zadowalają się jednym zwycięstwem, a każde pójście na kompromis jest dla nich tylko krokiem w stronę forsowania kolejnych pomysłów.

 

Tomasz Dryjański