Leon Zawada - „Rewolucyjny estetyzm”

Żyjemy w czasach marności, bylejakości i fałszywych religii. Wszystko co piękne, wszystko co zakorzenione głęboko w naszych sercach jako najjaśniejsze światło zdolne do przeciwstawienia się ciemności zostało przykryte grubą warstwą kurzu. Przeglądając kartki stron starych książek czytamy o olimpijskim płomieniu jarzącym się na pochodni. Snując się po ulicach historycznych części miast widzimy architekturę, która przeminęła. Widzimy ducha, który umarł. Bo czy dziś, którakolwiek ze wznoszonych budowli będzie miała kiedykolwiek wartość większą niż ciekawostka? Czy znajdzie się ktoś kto powie, że budynki galerii handlowych i szklanych biurowców to estetyczne piękno, a nie jedynie utylitarystyczny pomnik epoki post-modernizmu?

 

Przypominamy sobie czasy, gdy byliśmy bliżej natury. Czasy, w których jedzenie dawała ziemia, na której się żyło. Związek ziemi, zamieszkujących ją ludzi i ich kultury zapamiętały chociażby stare księgi kucharskie. A kto z nas nie złapałby się na jedzeniu śmieciowego żarcia, które zatruwa nasze organizmy? Żywimy się tym co w każdej części globu wygląda podobnie. Jedzenie pozbawione wyjątkowości, niezdrowe i oddzielone od naturalnego cyklu życia. Od pór roku, uwarunkowań geograficznych czy ludowej tradycji. I w prawdzie, nie jest to tylko i wyłącznie nasza wina. Część winy ponosi system. Mechaniczny kapitalizm wymuszający życie w biegu i pozbawiający czasu na elementarne życiowe czynności jak chociażby przygotowanie rodzinnego posiłku. Często spotykam się z opiniami, że tak naprawdę nie żyjemy w epoce kapitalizmu. Faktycznie dzisiejsze stosunki gospodarcze nie są identyczne z XIX-wiecznym wytworem protestanckich i świeckich handlarzy. Czy to jednak znaczy, że realny socjalizm nigdy się nie skończył? Czy pracujemy w państwowych fabrykach, kupujemy w państwowych sklepach i jemy na państwowych stołówkach? Odpowiedź, oczywiście, jest negatywna co przychodzi wraz z wnioskiem, że żyjemy w najgorszych czasach kapitalizmu. W czasach rozkładu tegoż systemu do formy, w której państwo zamiast stymulować zrównoważony rozwój całej wspólnoty przyczynia się jedynie do dalszego monopolu ponadnarodowych korporacji. Tych samych, których władza dziś znaczy więcej niż suwerennych państw.

 

System uczynił nas dziećmi brzydoty. System zepsuł naszego ducha i zmusił go do samobójstwa. Nie jest ono aktem honorowym i bynajmniej nie wynika z Bushido, a raczej z dezercji. Zwykłej ucieczki z pola walki. System zamienił Sztukę w „sztukę” reklamy. Komercyjnej, płytkiej i zabijającej coś więcej niż samą estetykę. Reklamy, która przesiąknięta seksualnością i uprzedmiotowieniem ciała przynosi jeszcze gorsze skutki niż mogłoby się wydawać na początku. Pozbawia bowiem erotykę erotyzmu. Kładzie brudne łapy na ars amandi i zamienia akt miłości w narzędzie do zarabiania pieniędzy. Przewartościowany kult ciała traci swój pierwotny olimpijski wymiar. Wykuwane w zatłoczonych siłowniach mięśnie często służą zaspokajaniu narcyzmu, niedowartościowania lub po prostu poszukiwaniu kolejnych obiektów chwilowej przyjemności. I trudno jest winić ludzi za to w jakich żyją czasach. Trudno winić ludzi oddzielając ocenę od ducha obecnej epoki. A raczej jego braku. Fałszywa religia doczesności wraz z rzeszą zatrutych dusz rozlewa się po portalach społecznościowych, uczelniach, szkołach, miejscach pracy, dyskotekach.

 

Jak w tym wszystkim odnaleźć ma się Nacjonalista? Nacjonalista przez wielkie „N”. Nie piszę o szowinistycznym elemencie okupującym osiedlowe ławki. Nie piszę o tych, którzy myślą, że Ojczyzna wymaga od nich plucia na chodnik, gdy słyszą na ulicy obcą mowę. Słowa te kieruje do Nacjonalistów, którzy uwierzyli w Piękno i Prawdę. Tych, którzy szukali ich w Piśmie Świętym znajdując wyraźne rozróżnienie dobra od zła. Tych, którzy szukali ich w utopijnej idylli „Marmurowych skał” Ernsta Jungera podkreślającej wartość życia w wspólnocie żyjącej w zgodzie z naturą i tradycją. Szukali Piękna i Prawdy w powieściach Tolkiena, który wysłał małych hobbitów na beznadziejną wyprawę przeciwko złu. Szukali w pismach Juliusza Evoli, piszącym o indoeuropejskim heroizmie ducha. Szukali także w karcących mieszczańską bezczynność tekstach klasyków polskiej myśli narodowej. Do tych, którzy uświadomili sobie, że Wiara jest duszą, Państwo ciałem, Naród krwią, Tradycja tarczą a Nacjonalizm mieczem. Do tych, którym objawiło się Piękno i Prawda w najjaśniejszej postaci.

 

Obrana droga nie jest prosta. Trudno bowiem żyć ze świadomością walki o zmianę całego świata. Walki, o obrócenie kół historii. Nie po to jednak, żeby je reakcjonistycznie zawrócić do tego co minione, lecz po to aby stworzyć własny poranek Nowego Świata. Chrześcijańska etyka, poczucie piękna greckiej filozofii, sprawiedliwość prawa rzymskiego i ludowe tradycje zbudowały nasz kręgosłup. Nadały sens temu w co wierzymy. Narodowemu szczęściu powszechnemu, które chcemy zobaczyć powstające z pracy naszych rąk i umysłów. Osamotnieni, porzuceni przez prawicę, która przegrała bój o kulturę i serca ludzi musimy maszerować własną ścieżką. Tak, jesteśmy samotnikami! Żyjemy w systemie, który na naszych oczach morduje świat, który chcielibyśmy kochać. Zamienia życie w służbę korporacjom i ich interesom. Nie chcemy takiego życia. Nienawidzimy go! I przede wszystkim nienawidzimy ich brzydoty. Wierzymy w Piękno. Wierzymy w Prawdę. Gardzimy obrzydliwym, zseksualizowanym, płytkim światem post-moderny. A nasza pogarda to satyra zastanej rzeczywistości. Niech nasz ubiór będzie schludny, estetyczny, zamknięty w bieli, czerni i pastelowych kolorach. Niech naszą rewolucją będzie kołnierzyk, skórzany pasek i ułożone na bok włosy. Nie po to aby upodobnić się do korporacyjnego prekariatu, lecz po to aby uzewnętrznić Porządek umocowany w naszych głowach. Rewolucyjny estetyzm to czystość będąca strzałą uwalnianą z napiętej cięciwy. I nie zamierzam wcale tutaj postulować ugrzecznania wizerunku nacjonalizmu. Przeciwnie! Wyprasowana koszula i przedziałek na głowie mają być AKTEM WOJNY przeciwko zepsuciu. Ład w odpowiedzi na hedonizm. Porządek w odpowiedzi na chaos. Wreszcie, bunt w odpowiedzi na konformizm.

 

Odszukajmy zatem utraconą dobroć w obrazach Rembrandta, w poezji Zbigniewa Herberta, w Odysei i Iliadzie Homera. Atakujmy popkulturę wierszem i sztuką. Stańmy się ekspertami we własnych dziedzinach. Uzbrojeni w chłodny styl, przenikliwe uśmiechy i „Płonące Dusze” Leona Degrelle na nocnym stoliku maszerujmy ku przyszłości naszych marzeń.

 

„Bywają epoki upadku, w których zaciera się forma stanowiąca najbardziej immanentny wzorzec życia. Wtrąceni w nie, zataczamy się na prawo i lewo, jak istoty pozbawione równowagi. Z tępych przyjemności wpadamy w tępy ból, a świadomość straty, ożywiająca nas ciągle, ponętniej rysuje przed nami przyszłość i przeszłość. Poruszamy się w minionych epokach lub odległych utopiach, podczas gdy teraźniejszość przemija.” - Ernst Junger

 

„Życie - jak łuk; dusza - jak strzała; duch absolutny - jak cel do trafienia. Zjednocz się z owym duchem jak wypuszczona strzała wbijająca się w cel.” - Juliusz Evola

 

Leon Zawada