Wielka Polska Solidarna – odrodzenie narodowego syndykalizmu

„Trzeba mieć odwagę, by spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że nasz kraj zaliczyć należy do eksploatowanego przez zachodni imperializm Trzeciego Świata. A skoro tak, to nie ma tu sensu żadna importowana z Zachodu kalkomania "prawicy" czy "lewicy" - Polsce potrzeba frontu wyzwolenia narodowego i społecznego na trzecioświatową modłę (Carlos Marighella pisał, że w kraju takim jak Brazylia walkę z imperializmem prowadzić trzeba na płaszczyźnie wewnętrznej).”1



W związku z tym, że Polska jest peryferią, sposób na podniesienie poziomu życia szerokich mas narodu jest przyglądanie się peryferyjnym rewolucjonistom i dostosowanie ich taktyki do warunków polskich. W Polsce korporacyjny kapitalizm i kulturowy marksizm jest silnie okopany i strzeżony przez dotowane instytucje. Gramscism "z prawa" może trzymać pozycje, ale nie ma wielkiej szansy na silną i zdecydowaną ofensywę. Pozycję można zacząć budować tam, gdzie marksizm kulturowy nie ma dużej chłonności - wśród konserwatywnych mas narodu, od dołu, u podstaw. Na salony wiedzie droga przez ulice. Rewolucja z prawa zacznie się od ulicy. Zamiast "marszu przez instytucje" - "do instytucji przez ulice". Rewolucja narodowa wiedzie poprzez strajk generalny. 


Wrogiem w sensie światopoglądowym jest marksizm kulturowy. Wrogiem w sensie ekonomicznym jest neoliberalny kapitalizm. Żadna partia polityczna (niezależnie od tego jak bardzo jest „patriotyczna” czy „narodowa”) nie doprowadzi do zmiany systemowej; a potrzebna jest właśnie zmiana systemowa. Jedyną siłą, z którą musi liczyć się zarówno państwo jak i wielki kapitał jest związek zawodowy. Oczywiście, tak jak każda inna instytucja, jest podatna na korupcję (zarówno materialną jak i moralną), dlatego należy w syndykalizmie widzieć nie cel sam w sobie, ale środek do celu. Celem tym jest narodowa rewolucja, którą umożliwi sojusz narodowca i związkowca – nowa synteza dla nowych czasów.


Trzeba sobie powiedzieć jasno, iż na państwo demoliberalne nie ma co liczyć, gdyż demoliberalni politycy w dużej mierze siedzą w kieszeni wielkiego kapitału. Niestety, parlament, w związku z tym, jest często wykonawcą woli nie narodu, tylko wielkiego biznesu2:


„Pierwszym i najważniejszym orężem kapitalistów pozostaje państwo i jego ustawodawstwo. Klasy posiadające lubią korzystać z polityki traktując ją oczywiście instrumentalnie – kiedy im służy wspierają ją, kiedy nie jest do końca zgodna z ich interesami wywołują kampanię przeciw tej polityce bądź sile (najczęściej skuteczną). Dlatego też kiedy pracodawcy chcą ograniczenia rent (niedawna propozycja Lewiatanu), pensji minimalnej, kodeksu pracy – to dostają to bez słowa sprzeciwu.


To kapitał finansuje ich kampanie wyborcze, to w rękach kapitału znajdują się media – aż w końcu „świat biznesu” i „świat polityki” wzajemnie na siebie nachodzą. Dlatego robotnicy ani takiej siły, ani takiego „lobby” nie posiadają i posiadać prawdopodobnie nigdy nie będą.

Drugą i także skuteczną bronią pracodawców pozostaje posiadanie przez nich środków produkcji (…). Prowadzi to oczywiście do tzw. „terroru ekonomicznego” wskutek czego, robotnik jest zmuszony zaakceptować niemal każde warunki stawiane mu przez pracodawcę i znosić wszystkie szykany i wyzysk w obawie przed utratą pracy i w następstwie tego, niemożności wyżywania rodziny i samego siebie.

Mitem pozostaje „wolny wybór” jako podobno daje nam kapitalizm. Logika jest prosta; albo poddajesz się wyzyskowi i niesprawiedliwości kapitalizmu, albo lądujesz na bruku i cierpisz biedę bądź wpędzasz się w patologie.”3


Działalność związkowa może utorować drogę do zgięcia karku plutokratycznemu establishmentowi jedynie w sytuacji, gdy związek, związki czy też ruch związkowy będą walczyły z systemem neoliberalno-globalistycznym a nie tylko "o swoje"4. Indywidualistyczno-wegetacyjna mentalność typu „to nieważne czyje co je, ważne to je co je moje” (a co poza moją zagrodą – mam gdzieś) jest moralną gangreną, który musi zostać wyleczona i ogniem wypalona. W nowym narodowym syndykalizmie nie ma miejsca dla oportunizmu. Działalność związkowa nie może być postrzegana jako instrument interesów dla kilku cynicznych starych pierników (ukształtowanych przez PRL), tylko środkiem do odnowy moralnej i zmniejszenia stratyfikacji społeczno-ekonomicznej. Polacy muszą wreszcie zrozumieć, że bez ducha solidarności daleko jako wspólnota narodowa nie zajedziemy. Bardzo trafnie ukazuje to Jarosław Tomasiewicz:


„Organiczna niezdolność do perspektywicznego myślenia komponuje się harmonijnie z panującą u nas od wieków indywidualistyczną filozofią życiową: przeciętny Polak wierzy, że on da sobie radę w pojedynkę. Polak potrafi! Niestety, doświadczenia amerykańskie nie potwierdzają tego. Choć jednostki pośród amerykańskiej Polonii rzeczywiście odniosły sukces, to Polonia jako całość (a więc też statystyczny Polonus!) jest gorzej sytuowana niż grupy etniczne działające solidarnie i zespołowo jak Irlandczycy czy Włosi (o Żydach nie wspominając). To „oczywista oczywistość”, że jednostka z grupy peryferyjnej ma trudniejszy start, że awansując musi pokonać więcej trudności niż gdyby należała do grupy centralnej; płynie z tego logiczny wniosek, że awans grupowy zwiększa szanse jednostki, warto więc działać zespołowo, zadbać o dobro wspólne. W Polsce jednak oczywiste to nie jest, tu każdy sobie rzepkę skrobie. Media szczujące przeciw nieudolnemu skądinąd państwu postawę tą pogłębiają.”5


Nasza walka to walka zarówno zewnętrzna jak i wewnętrzna. Walka wewnętrzna to walka z mentalnością bierno-konformistyczno-oportunistyczną – to, co Jan Stachniuk nazywał "wspakulturą". To jest nasz wróg wewnętrzny. On jest w każdym z nas. Walka zewnętrzna - z marksizmem kulturowym i neoliberalizmem (razem tworzące „świat (PO)nowoczesny”) – jest odbiciem tej wewnętrznej walki. Wspomniany wróg wewnętrzny jest obecny w całej masie rzekomych "nacjonalistów", dla których "nacjonalizm" sprowadza się do pojawienia się na kilku manifestacjach na rok. Pojawienie się na kilku manifestacjach w ciągu roku to nie jest żadna działalność, tylko samo-rozgrzeszenie z własnego lenistwa i bierności. Tak jak pojawienie się kilka razy na mszy nie czyni katolika, tak pojawienie się kilka razy na manifestacji nie czyni nacjonalisty. Przychodzi kiedyś taki czas, że trzeba podjąć męską decyzję - albo się angażuję, albo daję sobie spokój. Polska nie potrzebuje abnegatów ani indywidualistów wegetacyjnych; potrzebuje ludzi, dla których modlitwą jest czyn. Myślicie, że wasze warunki pracy polepszą się, a wasze pensje wzrosną bo wielki kapitał przestraszy się Marszu Niepodległości raz na rok?! Banksterzy, menedżerowie i finansjera doskonale wiedzą, że po marszu większość i tak pójdzie sobie chlać, "masakrować lewaków" na Facebook'u albo iść na kebab po wyskandowaniu „Polska wolna od islamu!”6, sądząc że obowiązek narodowy został spełniony (a raczej odbębniony). Jeżeli Polacy się w końcu nie zmobilizują do regularnego i sumiennego czynu narodowego, to oznacza to, że w pełni zasłużyli sobie na los, jakie zgotowało im dziadostwo, które dogadało się przy okrągłym stole. Jaki wkład pracy – takie wyniki.


Porządek okrągłostołowy i widmo Magdalenki będą panowały w naszym kraju tak długo, jak Polak - Polakowi wilkiem będzie. Dopiero gdy duch Solidarności (Polak - Polakowi bratem) zatryumfuje, wtedy będzie szansa na nową, trochę lepszą Rzeczpospolitą. Polacy mają chlubne tradycje zarówno jeśli chodzi o działalność narodową, jak i syndykalistyczną (Stanisław Brzozowski, Kazimierz Zakrzewski, „Zetowcy”, NSZZ Solidarność itp.). Jedna i druga tradycja wiodła nasz naród do realnych sukcesów. Dlaczego w takim razie  nie połączyć ich ze sobą, tworząc nową syntezę dla nowych czasów? Niech duch Romana Dmowskiego poda rękę duchowi Andrzeja Gwiazdy. Droga do "Wielkiej Polski" wiedzie poprzez "Solidarność".


Nie lewacka! Nie liberalna! Tylko Polska solidarna!


Paweł Bielawski

1J. Tomasiewicz, Front Antyimperialistyczny, http://xportal.pl/?p=20361


2o światopoglądzie ludzi wielkich korporacji pisałem w artykule „Z czym walczymy? Słowo o neoliberalnej mentalności”:

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/319-z-czym-walczymy-slowo-o-neoliberalnej-mentalnosci


3https://drabina.wordpress.com/2009/08/13/istota-strajku-generalnego/


4Dokładnie takie słowa padły przy okazji protestów górniczych w 2015 r., gdzie pojechała m.in. MW. Jedna z protestujących osób z kręgów górniczych powiedziała do działacza MW: „Różnica między nami jest taka, że wy walczycie z systemem, a my walczymy o swoje”.


5J. Tomasiewicz, P Polska, P jak Peryferie, http://nowe-peryferie.pl/index.php/2011/05/p-jak-polska-p-jak-peryferie/


6„Sprzedawcy kebabów zadowoleni z Marszu Niepodległości. Padły rekordy sprzedaży.” http://wawalove.pl/Sprzedawcy-kebabow-zadowoleni-z-Marszu-Niepodleglosci-Padly-rekordy-sprzedazy-a20701