Wydrukuj tę stronę

Grzegorz Ćwik - Szturmowe pokolenie zemsty

Wszyscy nasi bohaterowie są martwi.

 

Jesteśmy szturmowym pokoleniem zemsty.

 

 

 

Śmieszne i dziwne to czasy, w których żyć nam przyszło. Nigdy wcześniej ludzie nie mieli tylu opcji, możliwości i wyborów. Nigdy wcześniej też nie byli tak zagubieni, ślepi i puści. W świecie pozbawionym sensu, duchowości i zasad można wybrać cokolwiek – tylko po to, by następnego dnia o tym zapomnieć i odpuścić sobie. Robi tak wielu z nas i w wielu dziedzinach życia. Wybrać coś ostatecznie, trwać przy tym niczym oldskulowcy przy haśle „punx not dead”? No ale – powie wielu – to zamyka drogę do innych furtek, do innych opcji.

 

Lubimy być „trochę”, lubimy być „czasem” i „po części”. Boimy się konsekwencji i systematyczności, zwłaszcza, że dzisiejsze parszywieńkie czasy każą nam oczekiwać natychmiastowych rezultatów i skutków. W świecie wypalonych zasad i spłowiałych kolorów wszystko wydaje się być już trywialne. Wszystko już przecież było, pozwólmy więc może zblazowaniu i nihilizmowi wlać się do naszych serc i płynnie przejść od idealizmu do dorosłości. Przy czym dorosłość rozumiemy tu nie w tradycyjny sposób – jako podejmowanie dojrzałych i świadomych wyborów, ale jako poddanie się narzuconym nam konwenansom i ramom. Przecież trzeba zarabiać, bawić się, rozwijać i przepalać resztki swej duszy na Instagramie lub modnym klubie wciągając kolejną kreskę.

 

Porównując obecny system oparty na liberalnych aksjomatach z coraz większym wkładem ideowym nowotworu Szkoły Frankfurckiej z systemem minionym opartym na marksizmie, monopartyjności i policyjnym systemie represji trzeba uznać poprzedników za amatorów. W okresie PRL-u o tym, że żyje się w niewoli generalnie wiedział każdy, z rządzącymi włącznie. Obecnie pokolenie niebieskich ptaków i przyszłych zastępów „influencerów” jest przekonane, że ma pełną wolność i swobodę. Oczywiście, zły PiS chce dokonać zamachu na demokrację, wolne sądy, ale oczywiście mu się nie uda. Przecież mu zagrodzimy drogę naszymi lajkami, statusami, drogimi butami i mentolowymi szlugami. A polityka jako taką nie warto się przecież interesować – i tak nic nie zmienimy, prawda?

 

Nieprawda. Apolityczność rozumiana jako uznanie polityki za niewartej zainteresowania to jedno z największych zwycięstw tego systemu. Pamiętacie jeszcze zjawisko „lemingów”? Dziś trochę zapomniane, ale jeszcze parę lat temu każdy szanujący się prawicowy autorytet i publicysta minimum raz w tygodniu musiał poutyskiwać na platformeskich lemingów i ich désintéressement. Prawica oczywiście jak to prawica – zgodnie z doskonałą analizą Alaina de Benoista nic nie zrozumiała z tego zjawiska i ograniczyła się do histerycznego oburzenia i rzucania potępieńczych spojrzeń na owych lemingów. A przecież zjawisko to stanowi idealny przykład wprost mistrzowskiej socjotechniki i marketingu politycznego. Nie ma tu potrzeby się zapowietrzać i chwytać za szabelkę, zwłaszcza, że ongiś jeśli już ją wyjęto, to trzeba było użyć. A na to się nie odważysz, prawda prawico?

 

No więc lemingi te to prawdziwy majstersztyk – parumilionowa grupa osób, która za miraż dobrobytu i tą już przysłowiową ciepłą wodę w kranie popierała długi czas bez słowa zająknięcia Platformę Obywatelską. Bezapelacyjnie i do samego końca. Jakkolwiek dobrobyt w tym państwie kapitalistycznego terroru to zwykle praca ponad siły i kredyt na 30 lat, no ale chociaż tamci drudzy nie rządzą. Termin „lemingi” wprawdzie jakoś wypadł z użycia, ale zjawisko samo trwa. Po prostu kolejne partie zyskały swoich własnych lemingów – włącznie z narodowo-libertyńską Konfederacją.

 

Obecnie funkcjonujący system potrafi doprawdy mistrzowsko roztoczyć miraż wolności i wyboru, gdy wybiera się właściwie jaką formę raka chcemy, aby nam ostatecznie zdiagnozowano. W dawnych czasach postulowano więcej dobra, dziś już tylko mniej zła.

 

A czas leci, historia ponoć się kończy (jak twierdził pewien szarlatan, oraz paru idiotów, którzy mu uwierzyli) a „to co było w cenie dziś zmieniło swoją wartość”. Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my? I kim my właściwie jesteśmy?

 

Skoro czytasz drogi Czytelniku lub czytelniczko ten tekst zakładam, że jesteś nacjonalistą (nacjonalistką) – czyli nie będę pisał, że jesteśmy nacjonalistami, bo to w sumie oczywiste. Tak samo jak to, że jesteśmy radykałami, antykapitalistami, nienawidzimy liberalizmu i postmodernizmu.

 

No i jesteśmy też ideowcami.

 

Coś to słowo w ogóle jeszcze znaczy w dzisiejszych czasach? Dziś, gdy szuka się wymówek i powodów? Może naprawdę wszelki idealizm polityczny czy życiowy to już archaizm i dawno przebrzmiała piosenka puszczana kiedyś na starym magnetofonie? Czy kogoś w ogóle obchodzi nasza walka, poświęcenie, determinacja?

 

Po pierwsze odrzućmy wszelka perspektywę prezentystyczną. Naród, który stanowi dla nas najważniejszą wartość ideową, to ponadpokoleniowa wspólnota żywych, martwych i nienarodzonych. Wiem, że to wiecie, ale co to oznacza? Między innymi to, że nasz wysiłek należy ulokować w ramach tak rozumianego Narodu. Nas nie interesuje „tu i teraz”, bo to myślenie ateistów, którzy boją się zasypiać i śnić. Nas interesuje to, jaki sens dla historycznego trwania i rozwoju naszego Narodu masz walka, jaką toczymy. Może faktycznie jesteśmy przedstawicielami asimowskich „fundacji”, o których ostatnio w „Polityce Narodowej” pisał Łukasz Moczydłowski? W tym rozumieniu nacjonalizm byłby dziś między innymi chronieniem świętego ognia, który rozświetla mrok, jaki coraz bardziej zapada nad naszym kontynentem. Twarde obstawanie przy tym co normalne, właściwe, czyste jest dziś coraz częściej czynem o charakterze rewolucyjnym – a patrząc na poziom Zachodu w tej kwestii, do którego szlusujemy coraz szybciej, to należy raczej spodziewać się pogarszania sytuacji. Ale czy fakt, że znamy prawdę, nie czyni nas automatycznie odpowiedzialnymi za jej obronę? To nie jest obciążanie, to wyróżnienie: w tłumie głupców padających na kolana przed kolejnymi złotymi cielcami, maszerujemy dumni i wyprostowani. Co jak co, ale nacjonaliści nie przywykli padać przed wrogiem. Chyba, że jak król Leonidas…

 

Znamy prawdę, widzimy ich kłamstwa, widzimy ich zbrodnie. Widzimy ich korupcję, zaprzaństwo, niszczenie naszej przeszłości i tożsamości. Widzimy hipokryzję polityków, dziennikarzy, zawodowych autorytetów i wszelkich gadających głów. Widzimy to jak sztuczna jest scena apolityczna, jak plastikowy jest narzucany nam świat popkultury, jak trujące są wartości sączące się z teledysków, tygodników, programów i portali. Dlatego nas nienawidzą i zwalczają – i dlatego mamy obowiązek walczyć i trwać.

 

Mamy także obowiązek się zemścić.

 

Zemsta to podobnież rozkosz Bogów. Skoro wierzymy i staramy się bronić tego, co dla nas święte, jasnym jest też, że nie możemy zapomnieć i odpuścić wszelkich zbrodni na naszym Narodzie i kontynencie. Nie możemy zapomnieć tragicznych skutków wolnorynkowego reżimu, jaki nam narzucono po 1989 roku. Nie wolno nam nie pamiętać o tym jak bez szemrania oddano nasz kraj w zastaw waszyngtońskiej klice i brukselskiej biurokracji. Nie zapominamy o oddaniu na żer zagranicznym koncernom polskiego kraju i ludu. Nie pozwolimy wyrugować pamięci o kulturowym i edukacyjnym niszczeniu kolejnych pokoleń i zamienianie ich w puste manekiny różniące się tylko metkami.

 

Wszyscy nasi bohaterowie są martwi. Nikt nie podejmie walki za nas, nikt za nas nie wywrze zemsty. Nikt  za nas nie ochroni ognia prawdy, który za wszelką cenę musi dalej płonąć. Jesteśmy pokoleniem walki, oporu jak i przełomu. To my musimy zapoczątkować dzieło Rekonkwisty. To my musimy odbić z ich rąk Polskę i zlikwidować ten nieludzki podział „my-oni”. Niech w końcu Naród przejmie władzę nad samym sobą, zamiast być w niewoli zawodowej oligarchii i wspierających ją mediów.

 

Nasza zemsta to moment, gdy nasi wrogowie ujrzą świt nowej epoki. Epoki prawdy, sprawiedliwości społecznej, powrotu do tego co naturalne i normalne. Nasza zemsta to chwila, gdy wszyscy ci skorumpowani jaśnie panowie wylecą z ław sejmowych i zarządów państwowych spółek, a zastąpią ich ludzie pracy, gotowi do służby i ofiarności, a nie tylko do czerpania profitów i brania łapówek. Nasza zemsta to zastąpienie hedonizmu i nihilizmu obowiązkiem, wysiłkiem i wytrwałością. Nasza zemsta wreszcie to zastąpienie ułudnego „szczęścia” opartego na materializmie, alkoholu i prochach spełnieniem w życiu rodzinnym, w swej roli społecznej i narodowej.

 

Pamiętacie twarz Baumana na sławetnym wykładzie we Wrocławiu? Albo Michnika za każdym razem, gdy pytany jest o swojego brata lub proszony, by go pozdrowić? Oni są autentycznie przerażeni, że mimo swoich zabiegów, mimo tylu artykułów, wypowiedzi i rzuceniu tylu gromów na polski ciemny lud nadal są ci, którzy pamiętają. Dlatego tak strasznie w 2010 roku wszyscy ci ludzie oraz ich popychle w postaci młodzieżowych ruch nowolewicowych i neokomunistycznych krytykowali i zwalczali medialnie ideę Marszu Niepodległości. Tyle przecież zrobiono, by Polacy żyli wstydem i poczuciem winy, tyle zrobiono by niewolnicy nie krytykowali balcerowiczowskiego wolnego rynku, a tu ulicami stolicy przechodzi liczący kilka tysięcy ludzi marsz tych, którzy przypominali kim byli Wyklęci, ci którzy nie wstydzą się mówić kim są i nie chcą w żaden sposób godzić na dyktat idących w parze kapitalizmu i nowolewicowego odmóżdżenia.

 

To doskonale pokazuje, ze konsekwencja i twarda wiara są dla nas latarnią morską pośród dziejowego sztormu. Ci, którzy każdego kolejnego dnia muszą budować się na nowo, wybierając spośród modnych i trendowych opcji i wyborów to, z czym będą się danego dnia utożsamiać są tak naprawdę dla systemu nieszkodliwi. Sami wybierają drogę, w której człowiek coraz bardziej jest produktem, a nie myśląca i świadomą istotą. Pewien muzyczny producent powiedział kiedyś, że sztuka to „twórcze ograniczanie się”. Być może podobnie jest z całym otaczającym nas światem pełnym zajawek, którymi można się jarać. W świecie, w którym tak łatwo się zgubić, sztuką jest odrzucić to, co tak naprawdę nam do niczego nie jest potrzebne i trwać przy tym, co faktycznie warto kultywować. Mamy niewiele czasu, który jesteśmy w stanie wyszarpnąć codzienności i naprawdę nie warto tracić go jeszcze na rzeczy, które jutro stracą dla nas jakąkolwiek wartość.

 

Rób to co trzeba. Nie odpuszczaj, nie załamuj się porażkami, ale wyciągaj z nich bezcenną naukę. I pamiętaj – wszyscy, którzy trwamy w naszej postawie jesteśmy szturmowym pokoleniem zemsty. Naszą zemstą musi być nowa Polska i nowa Europa. Musi być nią świat zbudowany na zasadach i prawach, których tak bardzo nienawidzą nasi wrogowie. Wszakże w świecie opartym na sprawiedliwości i prawości nie będzie już miejsca na czerpanie profitów z wyzysku, kłamstwa i miliardowych oszustw. Nie będzie można dorobić się na „operacjach walutowych”, „patostreamach” czy byciu modnym intelektualistą-antyfaszystą z opłacanej przez rządowe dotacje redakcji. To wszystko czego oni nienawidzą i co chcą zniszczyć znów stanie się wyznacznikiem cywilizacji – normalna rodzina, normalne państwo, normalne relacje międzyludzkie. To właśnie nasza największa zemsta. Gdy ich pełne nienawiści i hipokryzji twarze wyrażać będą już tylko bezsilność i słabość – wówczas będziemy mogli uznać, że zemsta została dokonana a każda ich zbrodnia na naszym Narodzie i przyszłości została pomszczona.

 

Świat ponowoczesności to świat, gdzie szybko się zapomina i zamiast twardej postawy premiowana jest elastyczność i interes w miejscu wytrwania przy swoich pozycjach i wartościach. Pamiętać o zemście to pamiętać za co walczymy i czemu działamy, to pamiętać kim jesteśmy i jakie mamy obowiązki. Zemsta to więcej niż emocje, które szybko się wypalają i więcej niż typowo prawicowe święte oburzenie, za którym nic nie idzie. Zemsta to nasza droga i dziejowa konieczność. Nasza zemsta to zwycięstwo i przestawienie Historii na właściwe tory – te, gdzie po prostu wszystko będzie na swoim miejscu.

 

 

 

Wszyscy nasi bohaterowie są martwi. Nie ma już wśród nas Inki, Zagończyka, kapitana Zajączkowskiego, rotmistrza Pileckiego, nie ma Ułanów i Szwoleżerów, nie ma Legionistów i Wyklętych. Ale jesteśmy my! My jesteśmy kolejnym pokoleniem, które walczy o Polskę i za Polskę i które stoi przed zdeterminowanym wrogiem, który jest zdecydowany do końca doprowadzić dzieło zagłady europejskich Narodów. Dlatego nikt za nas nie zwycięży, nikt za nas nie podejmie walki.

 

Nikt za nas się nie zmieści.

 

Wszyscy nasi bohaterowie… nie, nie są martwi. Wszyscy nasi bohaterowie są tu z nami i patrzą prosto na nas! Czujemy ich wzrok, czujemy ich obecność i wiemy, że nie możemy zawieść. Ich walka nie poszła na marne, ale dała nam natchnienie i wzór. Dała nam dumę, którą musimy podtrzymać.

 

Jesteśmy szturmowym pokoleniem zemsty.

 

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik